Epidemiczne absurdy: pacjentów z dusznością przywożą na zakaźny, choć wielu ma typowe objawy zawału
Ponoć koronawirus stał się wygodną wymówką - jedni na tej podstawie zamykają co chwila swoje szpitale, inni odmawiają przyjęcia tego czy innego chorego, a jeszcze inni przyjmują, ale póki nie ma wyniku testu, praktycznie się nim nie zajmują - pisze "Gazeta Wyborcza".
Piotr Trybalski, wiceprezes Szpitala Miejskiego w Zabrzu, wyjaśnia, że lecznica jest jedyną w okolicy, który działa na pełnych obrotach, nieustannie przyjmując pacjentów. - Wczoraj wieczorem na oddziale ratunkowym wszystkie łóżka były zajęte. Nie byliśmy w stanie przyjąć nikogo więcej – mówi.
Tymczasem zgodnie z zaleceniami dla szpitali wydanymi jeszcze w maju wszystkie muszą mieć miejsca wydzielone do opieki nad chorymi z podejrzeniem koronawirusa i osobne dla pacjentów z potwierdzonym zakażeniem. Bo wyobraźmy sobie, że kardiolodzy zamiast leczyć chorych z zawałem serca wysyłają ich na test z powodu duszności. To absurd. Nawet jeśli taki chory ma koronawirusa, to przecież zawał jest w tym momencie dla niego o wiele większym zagrożeniem.
Niestety, mimo że fala paniki, jaka ogarnęła niektórych wiosną, już opadła, do takich absurdów wciąż dochodzi. - Bez sensu odsyła się nam pacjentów z wysoką gorączką, nawet jak mają raka albo inną przewlekłą chorobę, w której się gorączkuje. Pacjentów z dusznością też nam przywożą, choć wielu ma typowe objawy zawału serca - mówi prof. Jerzy Jaroszewicz, kierownik oddziału chorób zakaźnych i hepatologii w Szpitalu Specjalistycznym nr 1 w Bytomiu.
Prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych podsumowuje w Gazecie Wyborczej, że do wszystkich, w tym lekarzy w szpitalach i poradniach, powinno dotrzeć, że są choroby groźniejsze od COVID-19 i ich przeoczenie jest dużo większym zagrożeniem dla ich zdrowia i życia od koronawirusa. Z tym zagrożeniem nie wolno lekarzowi igrać.
Więcej: wyborcza.pl
ZOBACZ KOMENTARZE (0)
Dodaj komentarz