Lekowy eksperyment. Prokuratura bada przypadki śmierci pacjentów poznańskiego szpitala

Źródło:
TVN24
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Fragment reportażu
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Fragment reportażuTVN24
wideo 2/3
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Fragment reportażuTVN24

W renomowanym poznańskim szpitalu dochodziło do tajemniczych powikłań po użyciu leku przeznaczonego do leczenia skutków zawałów lub zatorów. Prokuratura bada zgony kilkudziesięciu pacjentów. Sprawa być może nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie pewien dociekliwy lekarz – kiedy zaczął szukać odpowiedzi na pytania o powikłania, nabrał podejrzeń, że w szpitalu mogły być stosowane nielegalne praktyki medyczne. Reportaż Jakuba Stachowiaka i Łukasza Cieśli.

ZOBACZ CAŁY REPORTAŻ W INTERNECIE>>>

Szpital Kliniczny Przemienienia Pańskiego w Poznaniu założono w 1823 roku w dawnym klasztorze sióstr Bernardynek. To najstarsza - i uznawana za najbardziej renomowaną - placówka lecznicza w Poznaniu. Rocznie w klinice, która podlega Uniwersytetowi Medycznemu, leczonych jest ponad 35 tysięcy pacjentów.

Kilka miesięcy temu dziennikarze "Superwizjera" zaczęli docierać do pacjentów, którzy w ostatnich latach przebywali w szpitalu na oddziale chirurgii naczyniowej. Odnaleźli żonę pana Leszka, 61-letniego pracownika zakładów mięsnych. Mężczyzna trafił do szpitala z bólem nogi. - Podłączyli mu jakieś urządzenia i zaczęli podawać leki – mówi jego żona pani Gabriela. Kobieta twierdzi, że jej mąż był w dobrym stanie zdrowia. – Tylko go bolało pod kolanem – przekazuje pani Gabriela.

Pan Leszek trafił do szpitala w środę. Diagnoza: wykrzepnięty tętniak pod kolanem. "Parametry życiowe w granicach normy" – zapisał lekarz. O godzinie 20.30 zapisano, że "lekarz dyżurny podłączył lek Actilyse". "Od godz. 22 chory zgłasza bardzo silne dolegliwości bólowe kończyny dolnej prawej. Ciśnienie krwi wzrosło bardzo mocno" – zapisano. Następnie, że "o godz. 3.30 chory zakrwawił z pachwiny z cewnikiem, dołożono opatrunku" – wskazano.

W piątek, czyli w dwa dni po przyjęciu, stan był poważny. Od około 14.30 stwierdzono, że chory jest "niespokojny, pobudzony". "Tętno dochodziło do 170 uderzeń na minutę" – zapisał lekarz. "Choremu na zlecenie chirurga odstawiono lek Actilyse, a następnie przewieziono na blok operacyjny" – zapisano w karcie pana Leszka.

- Poszłam do gabinetu i lekarz, który męża przyjmował, kazał mi usiąść. Zaczął owijać, nie wiedziałam o co mu chodzi. To ja mówię: żeście mężowi nogę obcięli? Tak w pierwszej chwili pomyślałam. On mówi, że nie, więc ja pytam: co w końcu? To co, on nie żyje? A on mówi: tak, nie żyje – opowiada kobieta. Mąż pani Gabrieli zmarł o godzinie 15.25, po przewiezieniu na salę operacyjną, dwie doby od przyjęcia do szpitala.

Jako przyczynę śmierci podano pęknięty tętniak tętnicy podkolanowej i niewydolność oddechowo-krążeniową. – Jeżeli pacjent umierał z powodu krwawienia wewnętrznego, a nie miał jakiegoś urazu czy nie przechodził jakiegoś innego traumatycznego wydarzenia, to trudno poszukiwać jakiejś innej przyczyny oprócz podawania tego leku, gdzie wiedzieliśmy, że ten lek może powodować krwawienia wewnętrzne – mówi doktor K., były lekarz Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego.

Lekarz mówi, że w poznańskim szpitalu stosowano lek wbrew wskazaniomTVN24

Stosowanie leku wbrew wskazaniom

Czym jest Actilyse? To specjalistyczny i drogi lek ratujący zdrowie i życie chorym z problemami układu krążenia. Mówiąc potocznie – rozpuszcza skrzepy krwi, zapobiegając zatkaniu żył i śmierci chorego. Nie jest dostępny w zwykłych aptekach. Koszt jednej 50-miligramowej fiolki to ponad 3,5 tysiąca złotych.

- Ten lek stosowaliśmy w różnych wskazaniach. Pierwsze to wskazanie neurologiczne, w leczeniu świeżego udaru mózgu, drugie we wskazaniu kardiologicznym w leczeniu ostrego zawału serca oraz w leczeniu zatorowości płucnej – informuje były lekarz poznańskiego szpitala. – Natomiast w zakresie chirurgii naczyniowej, jeśli chodzi o leczenie zakrzepicy żylnej oraz zakrzepicy tętniczej, takiej rejestracji w Polsce nie było – dodaje.

Lek Actilyse w Polsce zarejestrowano po to, by ratować chorego po zawale, udarze i zatorze płuc. Leczenie skutków innych schorzeń – na przykład zakrzepicy żył w nogach – teoretycznie jest możliwe, ale w takim przypadku wiąże się ryzykiem poważnych powikłań – krwotokiem, a nawet śmiercią. Jak wynika z ustaleń reporterów "Superwizjera", lekarze w klinice Przemienienia robili to jednak, tłumacząc to zasadą off label – stosowania leku wbrew wskazaniom, jeśli medykament miałby pomóc w wyzdrowieniu. Powinno to być jednak działanie, jak mówią obecni i byli lekarze – na zasadzie wyjątku od reguły. W klinice w Poznaniu, jak twierdzą – to jednak regułą było. Na przestrzeni lat przynajmniej kilkaset razy.

- On nie ma rejestracji do tego schorzenia, lecz możemy go podawać w tym schorzeniu również, jeżeli pacjent zostanie poinformowany o całej procedurze - twierdzi anonimowo jeden z byłych chirurgów Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego. – Pacjent musi to wiedzieć, musi wyrazić na to zgodę, musi być przez lekarza poinformowany, że robimy coś być może dla niego bardzo dobrego, ale poza oficjalną rejestracją – podkreśla.

Inny chirurg przyznaje, że "pacjenci o niczym nie wiedzieli". – A my nie wiedzieliśmy dokładnie, jak to Actilyse dawkować. Zaczęliśmy od dużych dawek, co w niektórych przypadkach kończyło się udarami krwotocznymi lub zgonem pacjentów – zdradza.

Pani Gabriela mówi, że nikt jej nie wyjaśnił co się dokładnie stało i każdy unikał odpowiedzi. – Tylko pielęgniarka mówi, że mam podpisać, że nie będę miała roszczeń. Jak ja nie wiedziałam, co się dzieje, to jak miałam nie podpisać, że nie będę miała roszczeń? – twierdzi. – A skąd ja miałam wiedzieć, że mąż dostaje takie lekarstwa, po których może umrzeć? – dodaje.

"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Pierwsza część rozmowy w studiu
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Pierwsza część rozmowy w studiuTVN24

Krytyczny raport o powikłaniach po zastosowanym leku

Actilyse do leczenia poza wskazaniami na oddziale chirurgii naczyniowej wprowadził jego szef, profesor Grzegorz O. Gdy lek był już w szpitalu w powszechnym użyciu, profesor O. nakazał swojemu podwładnemu analizę 300 przypadków, w których medykament ten stosowano. Przypadków - co ważne – chorych, którzy trafili do szpitala z diagnozą zakrzepicy żył w nogach.

- To był dla mnie zaskakujący fakt, że ja otrzymuję polecenie przeprowadzenia analizy leku, który stosujemy już od kilku lat. Analizuję pierwsze pięćdziesiąt przypadków, dowiaduję się z tej analizy, że są powikłania również śmiertelne, nikt nie zgłasza żadnych powikłań, nikt nie robi żadnej analizy – mówi dr K. – W żaden sposób nie jest monitorowane leczenie tych pacjentów. Stwierdzenie takich faktów, to po prostu wiało zgrozą. Kiedy zakończyłem analizę tych pięćdziesięciu przypadków, przedstawiłem swojemu kierownikowi raport, na który on zareagował dosyć agresywnie – dodaje.

Raport, który napisał dr K., mógł wskazywać na to, że podawanie leku wbrew wskazaniom może być przyczyną śmierci pacjentów. Jak wynika z ustaleń dziennikarzy "Superwizjera", okazało się, że chorzy nie byli informowani o podawaniu tego leku poza wskazaniami i nie podpisywali w związku z tym żadnych zgód. Prof. O. po przeczytaniu raportu miał zabrać lekarzowi pozostałą do zbadania dokumentację medyczną.

- W tym czasie umiera kolejny pacjent, który otrzymywał lek Actilyse – mówi dr K. Stwierdził, że o tym fakcie nie ma sensu informować ani jego przełożonego, ani dyrekcji szpitala, bo oni wiedzieli o tych powikłaniach i zgonach. – Informuję rektora uczelni, wysyłając mu informację w tej sprawie, że umarł kolejny pacjent, któremu podano lek Actilyse. Od rektora uczelni nie otrzymuję żadnej informacji. Po miesiącu otrzymuję wypowiedzenie mojej pracy z uniwersytetu, bez podania jasnych przyczyn. Muszę zdać klucze do gabinetu i pracowni, spakować się w kartonowe pudełka i w ciągu godziny opuścić szpital – dodaje.

Prokuratura bada sprawę zgonów 23 pacjentów poznańskiego szpitala, u których stosowano lek ActilyseTVN24

Leki "stosowano zawsze na podstawie indywidualnych decyzji lekarskich"

Ilu było takich pacjentów, jak mąż pani Gabrieli? Ile osób zmarło w szpitalu po podaniu Actilyse wbrew wskazaniom medycznym? Dlaczego o stosowaniu leku nie informowano chorych? I wreszcie – jeśli lek podawano wbrew zaleceniom – dlaczego nie został to nigdzie zgłoszone? Dziennikarze "Superwizjera" zapytali o to dyrektora Szpitala Przemienienia Pańskiego.

- Z całą odpowiedzialnością muszę stwierdzić, że nikt nie zgłaszał żadnych problemów z tym lekiem – odpowiada dr hab. med. Szczepan Cofta. Zapytany, czy pacjenci byli informowani o stosowaniu leku – wskazuje, że na problem nie można patrzeć w sposób ogólny, a każdy z przypadków należy rozpatrywać oddzielnie. – Do tej pory nikt nie wskazał żadnego zastrzeżenia. (…) Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości dotyczące zastosowania leku X w tym szpitalu, to proszę żeby je zgłosił odpowiednim organom i zgłosił w sposób oficjalny do dyrekcji szpitala albo do izby lekarskiej – wskazał dyrektor.

- Generalnie nie doszło do żadnych nagannych, niezgodnych z prawem stosowań leków – zapewnia dr hab. med. Szczepan Cofta. – Nie wiem, czy stosowano leki poza wskazaniami. Natomiast stosowano zawsze na podstawie indywidualnych decyzji lekarskich – dodaje.

Doktor K. wspomina "dziwne" spotkanie z dyrektorem głównym szpitala. – W jasny sposób zakomunikował mi, że jeżeli będę występował dalej w opozycji przeciwko swojemu kierownikowi, to stracę w klinice pracę. Lekarz naczelny szpitala odpowiedział mi, że całą odpowiedzialność podejmuje mój były szef i to są wszystko jego decyzje. Mam, jak gdyby się temu podporządkować – mówi.

Dyrektor Szczepan Cofta zapytany o rozmowę z doktorem K. mówi, że jej nie pamięta. – Gdyby była ona z całą mocą przedstawiona, to wydaje mi się, że podjąłbym jakieś środki wyjaśniające – stwierdza. – W życiu rozmawiałem z nim trzy, cztery razy – dodaje. Dr hab. med. Szczepan Cofta zapytany o okoliczności zwolnienia lekarza stwierdza, że nie pamięta szczegółów. – To jest bzdura totalna – odpowiada na stwierdzenie, że lekarz został zwolniony w związku z podejrzeniami o nieprawidłowe stosowanie leku.

Przez lata szefem oddziału chirurgii naczyniowej był prof. Grzegorz O. Cieszył się sławą zarówno świetnego specjalisty, jak i kontrowersyjnego szefa. – Nie było z nim możliwości żadnej komunikacji, dlatego, że miał on charakter dosyć gwałtowny i bardzo często przechodził do krzyku – ocenia doktor K. Były lekarz poznańskiej placówki stwierdza, że łączyło się to z różnymi wyzwiskami albo obrażaniem.

Na prof. O. skarżyli się nie tylko lekarze, ale i studenci. Napisali nawet w tej sprawie list do rektora uniwersytetu medycznego. Szef oddziału oskarżany był także przez podwładnych o mobbing. Dr K. po zwolnieniu z pracy oddał sprawę do sądu – i wygrał. Sąd uznał, że zwolniono go niezgodnie z prawem, nakazał przyjąć go z powrotem do szpitala. Lekarz do kliniki już jednak nie chciał wrócić.

"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Druga część rozmowy w studiu
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Druga część rozmowy w studiuTVN24

Badania bez zgody komisji bioetycznej

O kontrowersjach związanych ze stosowaniem Actilyse wiedziały władze uniwersytetu medycznego, któremu formalnie podlegał Szpital Przemienienia Pańskiego - i to jeszcze zanim pismo do rektora wysłał dr K. Stało się tak, bo na uczelnię trafiły anonimy zarzucające nielegalne działanie profesorowi Grzegorzowi O. Uczelnia powołała komisję, która wydała oświadczenie oczyszczające prof. O. z zarzutów.

"W świetle przedstawionych powyżej czynności i ustaleń (…) stwierdza się, że (zarzuty-red) (…) w związku z fałszowaniem dokumentacji, prowadzeniem badań klinicznych bez zgody komisji bioetycznej dotyczącej pacjentów oraz fałszowania dokumentacji zmarłych pacjentów są pozbawione jakichkolwiek podstaw i zupełnie niewiarygodne" – czyta oświadczenie rzecznik Uniwersytetu Medycznego prof. dr hab. Maciej Wilczak. – To są nasze ustalenia w zakresie wniosków, które zostały w tych komisjach wypracowane – wyjaśnia.

Mimo oficjalnego oczyszczenia z podejrzeń, profesor O. przestał pracować w szpitalu w Poznaniu. Oficjalnie nie ma to związku z aferą Actilyse, ponieważ lekarz – zdaniem władz kliniki - oficjalnie nie prowadził żadnych eksperymentów naukowych. – My jako instytucja uniwersytecka i odpowiednie ciało w tym zakresie powołane, czyli komisja bioetyczna, nie posiadała wiedzy na temat sposobu realizowania jakichkolwiek badań związanych z tym lekiem – wskazuje prof. dr hab. Maciej Wilczak. - Wedle mojej wiedzy nie wydaje się, aby można było prowadzić tego typu badania bez zgody komisji bioetycznej. Taka zgoda powinna być zawsze udzielana – dodaje.

Rzecznik Uniwersytetu Medycznego prof. dr hab. Maciej WilczakTVN24

Prokuratura bada przypadki zgonów pacjentów poznańskiego szpitala

Prokuratura w tym czasie przynajmniej od dwóch lat wiedziała, że w szpitalu przy ul. Długiej dochodzi do poważnych powikłań i zgonów pacjentów. Zawiadomił ją doktor K. Śledczy odmówili jednak wszczęcia postępowania. Sprawą na poważnie zajęli się dopiero latem 2019 roku, kiedy historiami pacjentów zainteresowali się dziennikarze.

Szef Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Michał Smętkowski mówi, że w tej chwili trudno powiedzieć o jakiej skali mówimy, jeśli chodzi o fałszowanie dokumentów, czy o prowadzenie "eksperymentów medycznych". – Dopiero po zabezpieczeniu dokumentacji i zweryfikowaniu jej, będziemy mogli powiedzieć, czy w ogóle doszło do popełnienia przestępstwa. A jeśli tak, to będziemy starali się ustalić, kto dopuścił się tego czynu – wyjaśnia. - W tej chwili istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa, natomiast pełną wiedzę będziemy mieć dopiero po przeprowadzeniu postępowania – dodaje.

Prokuratura bada przypadki zgonów pacjentów poznańskiego szpitalaTVN24

Reporterzy "Superwizjera" dotarli do informacji, z których wynika, że szef kliniki, prof. O., otrzymywał pieniądze od firmy farmaceutycznej, produkującej Actilyse. Z dokumentów wynika, że były to pieniądze m.in. za wykłady oraz za zasiadanie w radzie doradczej firmy. Dziennikarze próbowali zapytać producenta leku o pieniądze wypłacane szefowi oddziału chirurgii - ani w Polsce, ani w niemieckiej centrali firmy nikt nie zgodził się na rozmowę przed kamerą.

Dziennikarze otrzymali maile z informacjami o tym, że sprawy wynagradzania lekarzy objęte są tajemnicą. Firma oświadczyła też, że nie wiedziała o żadnych eksperymentach z lekiem i nikomu takich badań nie zlecała.

Dyrektor dr hab. med. Szczepan Cofta informuje, że lek dalej jest stosowany w szpitalu. – To jeden z podstawowych leków stosowanych w chirurgii naczyniowej, w kardiologii i kardiochirurgii. To lek powszechnie dostępny w postępowaniu na świecie – wskazał. Zapytany o sprawę profesora O. i tego, że był wynagradzany przez producenta leku odpowiada, że nie wie nic na ten temat i "nie chce tego osądzać", bo taka sugestia wymagałaby sprawdzenia. – Byłoby to rzeczą absolutnie naganną. Relacje lekarzy z przemysłem farmaceutycznym wymagają olbrzymiej ostrożności i byłoby to związane z konfliktem interesu – ocenia.

Na wszystkie pytania dziennikarzy: o stosowanie leku, podejrzane zgony i pieniądze od firmy farmaceutycznej odpowiedzi zna jedna osoba - były szef kliniki, prof. Grzegorz O. Reporterzy "Superwizjera" wielokrotnie próbowali się z nim w tej sprawie skontaktować. Nie odbierał telefonów albo rozłączał połączenie, nie reagował na sms-y z prośbą o spotkanie. Dziennikarze szukali go w Opolu, gdzie teraz pracuje - i w Poznaniu, gdzie przyjmuje w prywatnym gabinecie. - Nie jestem upoważniony, żeby rozmawiać z wami o pacjentach - odpowiedział, gdy dziennikarze spotkali go przy jednej z placówek.

Prokuratura sprawdza przypadki zgonów przynajmniej 23 pacjentów poznańskiego szpitala. Biegli muszą odpowiedzieć na pytanie, czy metody profesora O. były zgodne z prawem i standardami medycznymi, czy też próbą niekonwencjonalnego leczenia chorych.

Śledczy mają nie lada orzech do zgryzienia, bo w grę wchodzą także podejrzenia o fałszowanie dokumentacji medycznej i niejasności związane z przeszczepami żył. Na te ustalenia czekają chorzy i ich rodziny. Chcą wiedzieć, czy próbowano ich leczyć i ratować życie, czy też potraktowano ich jak króliki doświadczalne.

Autorka/Autor:asty

Źródło: TVN24

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Pozostałe wiadomości

W czołowym zderzeniu samochodów na obwodnicy Kłodzka zginęły dwie osoby. Droga w czwartkowy wieczór była całkowicie zablokowana.

Kłodzko. Tragiczny wypadek na obwodnicy, nie żyją dwie osoby

Kłodzko. Tragiczny wypadek na obwodnicy, nie żyją dwie osoby

Źródło:
Telewizja Kłodzka, TVN24

Zdzisław Krasnodębski, od 10 lat europoseł PiS, tym razem nie znalazł się na listach kandydatów tej partii w wyborach do Parlamentu Europejskiego. "Obecnie rozwiązujemy kontrakt" - napisał. Dodał, że w takiej sytuacji będzie mógł "swobodnie formułować swoje opinie o grze zespołu", w którym znajdował się przez dekadę i "o dobrych i złych decyzjach".

"Rozwiązujemy kontrakt". Zdzisław Krasnodębski nie wystartuje z list PiS-u w eurowyborach

"Rozwiązujemy kontrakt". Zdzisław Krasnodębski nie wystartuje z list PiS-u w eurowyborach

Źródło:
tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza"

Rosja prowadzi działania hybrydowe. Ostatnio dotknęły one Polski, Niemiec, Litwy, Łotwy, Estonii, Czech i Wielkiej Brytanii - czytamy w oświadczeniu wydanym przez NATO w czwartek po południu. Pakt Północnoatlantycki podkreśla w nim, że sojusznicy "wspierają i wykazują solidarność" z krajami, które doświadczają działań Moskwy.

Rosja prowadzi "szkodliwe działania na terytorium Sojuszu". Oświadczenie NATO

Rosja prowadzi "szkodliwe działania na terytorium Sojuszu". Oświadczenie NATO

Źródło:
tvn24.pl, PAP

Viktor Orban jest koniem trojańskim Władimira Putina w Unii Europejskiej. A Mateusz Morawiecki - przepraszam, że to mówię - ale zachowuje się jak "pożyteczny idiota" - powiedział w "Kropce nad i" w TVN24 Robert Biedroń, współprzewodniczący Nowej Lewicy i europoseł. Odniósł się ten sposób do relacji byłego polskiego premiera i szefa węgierskiego rządu. Polityk mówił też, że Andrzej Duda nie wybierze polskiego komisarza w Unii Europejskiej po wyborach 9 czerwca, bo te kompetencje ma rząd.

Biedroń: Ileż można sprzyjać Putinowi w tej retoryce?

Biedroń: Ileż można sprzyjać Putinowi w tej retoryce?

Źródło:
TVN24

Pogoda w kolejnych dniach długiego majowego weekendu może zrobić się niebezpieczna. W wielu regionach Polski należy spodziewać się burz. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej przedstawił prognozę zagrożeń.

Będzie słychać grzmoty. Mieszkańcy tych miejsc powinni zachować szczególną ostrożność

Będzie słychać grzmoty. Mieszkańcy tych miejsc powinni zachować szczególną ostrożność

Aktualizacja:
Źródło:
IMGW

Niczego nie wykluczam, bo mamy do czynienia z kimś, kto niczego nie wyklucza - powiedział prezydent Francji Emmanuel Macron pytany przez "The Economist" o to, czy nadal nie wyklucza wysłania wojsk na Ukrainę. Jak dodał, "Francja jest krajem, który przeprowadzał interwencje militarne, także w ostatnim czasie". - Gdyby Rosjanie przedarli się przez linię frontu, gdyby pojawiła się prośba ze strony Ukrainy, zasadne byłoby zadanie sobie tego pytania - stwierdził.

Macron o wysłaniu wojsk na Ukrainę, "gdyby Rosjanie się przedarli"

Macron o wysłaniu wojsk na Ukrainę, "gdyby Rosjanie się przedarli"

Źródło:
"The Economist", tvn24.pl

Turcja zatrzymała w czwartek wymianę handlową z Izraelem - przekazała agencja Bloomberg, powołując się na informacje z kręgów rządowych w Turcji. Podano, że zawieszony został cały eksport i import. Israel Katz, szef izraelskiej dyplomacji, odnosząc się do Recepa Tayyipa Erdogana, stwierdził, że "tak zachowuje się dyktator, lekceważący interesy narodu tureckiego".

Turcja wstrzymała wymianę handlową z Izraelem

Turcja wstrzymała wymianę handlową z Izraelem

Źródło:
PAP

Premier Donald Tusk skrytykował Mateusza Morawieckiego, który w prorosyjskim węgierskim tygodniku "Mandiner" miał stwierdzić, że "Bruksela stanowi zagrożenie dla demokracji europejskiej". Wcześniej Morawiecki powiedział o Viktorze Orbanie, że jest jego "przyjacielem". Były premier na wpis obecnego szefa rządu zareagował w czwartek wieczorem.

Morawiecki na okładce węgierskiego tygodnika. Wpis Tuska i odpowiedź byłego premiera

Morawiecki na okładce węgierskiego tygodnika. Wpis Tuska i odpowiedź byłego premiera

Aktualizacja:
Źródło:
tvn24.pl, PAP

Na wojny domowe czas był wtedy, gdy wokół był pokój. Dziś, gdy za naszymi granicami jest wojna, przestrzeni na wzajemne wyniszczanie się wewnątrz już nie ma. Za długo próbowano dzielić Polskę na dwa obozy - powiedział w orędziu z okazji Dnia Flagi RP marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Dodał, że "bezpieczną, mądrą i stabilną będzie tylko jedna Polska bardzo różnych Polek i Polaków".

"Jedna Polska bardzo różnych Polek i Polaków". Orędzie Szymona Hołowni

"Jedna Polska bardzo różnych Polek i Polaków". Orędzie Szymona Hołowni

Źródło:
TVN24

Listy Prawa i Sprawiedliwości do europarlamentu to nic innego, jak tylko tratwa ratunkowa, a może nawet arka Noego dla złodziei, dla przestępców - mówiła w "Faktach po Faktach" Katarzyna Kotula (Lewica). Nieobecność Daniela Obajtka na czwartkowej konwencji PiS nie jest związana z tym, że 2 maja to dzień Polaków za granicą - stwierdziła Aleksandra Leo (Polska 2050-Trzecia Droga). Karol Karski (PiS) wyjaśnił z kolei, czemu na konwencji zabrakło Jacka Kurskiego.

"Tratwa ratunkowa" czy "silne, dobre listy"?

"Tratwa ratunkowa" czy "silne, dobre listy"?

Źródło:
TVN24

Było po godzinie drugiej w nocy, gdy pijany 28-latek wjechał fiatem punto w jeden z budynków w Nakle nad Notecią (woj. kujawsko-pomorskie), uszkadzając przy tym przyłącze gazowe. W związku z rozszczelnieniem instalacji, konieczna była ewakuacja mieszkańców.  

Kierowca w nocy wjechał w budynek, uszkodził przyłącze gazowe. Ewakuowano 37 osób

Kierowca w nocy wjechał w budynek, uszkodził przyłącze gazowe. Ewakuowano 37 osób

Źródło:
tvn24.pl

W Bieszczadach, między szczytami Obnoga a Krzemień, w czwartek wybuchł pożar. Z ogniem walczyło prawie 100 osób, zarówno z ziemi, jak i z powietrza. W akcji brał udział śmigłowiec Straży Granicznej.

W Bieszczadach płonęły połoniny. Śmigłowiec i prawie 100 osób w akcji

W Bieszczadach płonęły połoniny. Śmigłowiec i prawie 100 osób w akcji

Aktualizacja:
Źródło:
TVN24, tvnmeteo.pl, PAP

W poszukiwaniu lepszej pogody Polacy rzucili się na nieruchomości w Hiszpanii. Dla części to też pomysł na zarobek. Eksperci przestrzegają jednak przed pułapkami, które czyhają na kupujących. Samego słońca też można mieć dość. - Przy 50 stopniach po prostu nie da się pracować, wiele biur jest zamkniętych. Polacy mają o to pretensje - mówi była pracownica biura nieruchomości. Niemile zaskoczyć potrafi też zima.

Domy za cenę kawalerki i raj na ziemi. Polacy "tak zafiksowani, że przestają widzieć wady"

Domy za cenę kawalerki i raj na ziemi. Polacy "tak zafiksowani, że przestają widzieć wady"

Źródło:
tvn24.pl

Sześć firm chce się podjąć przebudowy i zazielenienia 2,5 hektara ulic i placów w rejonie Złotej i Zgody. Miasto analizuje oferty, które wpłynęły. - Najkorzystniejszą złożyła firma Skanska - podał ratusz.

Sześć firm chce przebudować Złotą i jej okolicę

Sześć firm chce przebudować Złotą i jej okolicę

Źródło:
tvnwarszawa.pl

13 okręgów wyborczych i wiele znanych twarzy wśród kandydatów, a także sporo kontrowersji. Tak przedstawiają się listy wyborcze do Parlamentu Europejskiego. W czwartek minął termin zgłaszania list kandydatów. Prezentujemy najciekawsze polityczne rywalizacje w każdym z okręgów.

Najciekawsze wyborcze starcia. O mandaty europosłów walczą "znane, sprawdzone nazwiska"

Najciekawsze wyborcze starcia. O mandaty europosłów walczą "znane, sprawdzone nazwiska"

Źródło:
TVN24, PAP

Chcemy rozpocząć dyskusję na temat przyszłej konstytucji dla Europy - powiedział w czwartek kandydat Lewicy w wyborach do Parlamentu Europejskiego Robert Biedroń. Jak dodał, "nie może być tak, że Polki mają mniej praw niż Francuzki, Belgijki czy Holenderki". Szefowa sztabu, ministra ds. równości Katarzyna Kotula, poinformowała, że Lewica zebrała pod swoimi listami 350 tysięcy podpisów.

"Polki mają mniej praw niż Francuzki, Belgijki czy Holenderki". Lewica proponuje "konstytucję dla Europy"

"Polki mają mniej praw niż Francuzki, Belgijki czy Holenderki". Lewica proponuje "konstytucję dla Europy"

Źródło:
PAP

Nie powiedział ani słowa, nie chciał zdradzić motywów działania, był kompletnie zaskoczony naszym widokiem - mówi o zatrzymaniu 16-latka w związku z próbą podpalenia synagogi Nożyków w Warszawie rzecznik Komendy Stołecznej Policji. Prokuratura złożyła wniosek, by nastolatek odpowiadał jak dorosły. Może mu grozić nawet 10 lat więzienia.

Próba podpalenia synagogi. Prokuratura chce, by 16-latek odpowiadał jak dorosły

Próba podpalenia synagogi. Prokuratura chce, by 16-latek odpowiadał jak dorosły

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl

Prawo i Sprawiedliwość zaprezentowało na konwencji w Kielcach swoich kandydatów do Parlamentu Europejskiego. W wydarzeniu nie wzięli udziału były prezes Orlenu Daniel Obajtek i były prezes TVP Jacek Kurski.

PiS zaprezentowało "lokomotywy" do Parlamentu Europejskiego. W Kielcach zabrakło Obajtka i Kurskiego

PiS zaprezentowało "lokomotywy" do Parlamentu Europejskiego. W Kielcach zabrakło Obajtka i Kurskiego

Źródło:
TVN24, PAP
W ostatniej chwili zabrali ją z drogi do domu pomocy społecznej

W ostatniej chwili zabrali ją z drogi do domu pomocy społecznej

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Stacja TVN24 była w kwietniu najchętniej oglądanym kanałem informacyjnym w kraju, osiągając 6,05 procent udziału w widowni w grupie ogólnej (widzowie powyżej 4. roku życia) - wynika z danych Nielsen TV Audience Measurement. Konkurencję pozostawiły w tyle także "Fakty" TVN.

Rewelacyjne wyniki TVN24 i "Faktów" TVN. Dziękujemy widzom!

Rewelacyjne wyniki TVN24 i "Faktów" TVN. Dziękujemy widzom!

Źródło:
tvn24.pl

Z okazji jubileuszu Ogólnopolskiego Konkursu Fotografii Reporterskiej - Grand Press Photo internauci mogą wskazać Zdjęcie XX-lecia. Głosować można do 10 maja. Wyboru można dokonać spośród 19 Zdjęć Roku z poprzednich edycji konkursu.

Internauci wybiorą Zdjęcie XX-lecia konkursu Grand Press Photo

Internauci wybiorą Zdjęcie XX-lecia konkursu Grand Press Photo

Źródło:
TVN24