Kup subskrypcję
Zaloguj się

Rząd chce zbić termometr mierzący dług publiczny. Ostra reakcja ekonomistów

Finanse publiczne powinna ograniczać stabilizująca reguła wydatkowa, a nie konstytucyjny limit długu. Takiego zdania jest minister finansów Tadeusz Kościński. Ekonomiści mają jednak zupełnie odmienne zdanie.

Minister finansów uważa, że konstytucyjne limity zadłużania się to sztuczna bariera.
Minister finansów uważa, że konstytucyjne limity zadłużania się to sztuczna bariera. | Foto: Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Po co nam sztuczne bariery

Tadeusz Kościński w rozmowie z Interią przyznał, że jest zwolennikiem braku "sztucznych barier", za jakie uznał konstytucyjne limity zadłużenia.

Jesteśmy częścią globalnej gospodarki, większość krajów UE nie ma takich konstytucyjnych limitów. Wszyscy pracujemy pod stabilizującą regułą wydatkową, która jest kontrolowana przez Komisję Europejską i to powinno być raczej parametrem, jakim jesteśmy ograniczani, niż konstytucyjny limit. Jak najbardziej powinniśmy rozmawiać, czy konstytucyjny limit powinien być wyższy lub w ogóle powinien obowiązywać

- mówił minister finansów.

Zaznaczył też, że dziś nikt się nie spodziewa, by dług publiczny był na poziomie 60 proc. PKB. Nawet MFW i Bank Światowy zaczęły dyskutować, że poziom 85 proc. jest równie dobry.

Wcześniej w jednym z wywiadów wiceminister finansów Piotr Patkowski uznał, że jeśli byłaby taka decyzja polityczna, to jego zdaniem warto zastanowić się nad zmianą konstytucyjnego 60-proc. limitu długu publicznego.

Maski opadły, ręce opadają

- Można powiedzieć: „maski opadły”. Ta wypowiedź pokazuje prawdziwe intencje Ministerstwa Finansów - komentuje były dyrektor departamentu polityki makroekonomicznej w resorcie Sławomir Dudek, dziś główny ekonomista Pracodawców RP.

- Niestety te intencje są takie, że opadają również ręce. Z punktu widzenia ekonomii instytucjonalnej reguły fiskalne to niezmiernie ważne instytucje, a nie sztuczne bariery. To jak najprawdziwsze i jedyne bariery chroniące finanse publiczne przed rozdrapaniem przez polityków. Gdyby nie te zabezpieczenia, budżet zostałby ogołocony, a następnie zadłużony po uszy byle tylko przypodobać się elektoratowi i wygrać wybory, rozdając wyborczą kiełbasę - dodaje.

Nie dziwi go jednak, że te „sztuczne bariery” politykom przeszkadzają, ale źle, że minister finansów mówi jak polityk. W ocenie Dudka, minister powinien strzec tych reguł. Finanse publiczne trzeba bowiem planować na dekady, na pokolenia. A nie patrzeć na nie z perspektywy wyborczego kalendarza.

- Retoryka Ministerstwa Finansów jest też wewnętrznie sprzeczna. Z jednej strony mówi, że ten limit był potrzebny w latach 90., bo wtedy potrzebowaliśmy wiarygodności. A teraz okazuje się, że jest to sztuczna bariera – przypomina ekonomista. - Czyżbyśmy nie potrzebowali wiarygodności? Agencja ratingowa Fitch już się przygląda naszemu deficytowi. Właśnie z powodu wiarygodności – dodaje Sławomir Dudek.

Limit do likwidacji czy podniesienia?

Ekonomista przypomina też, że sam minister wysyła sprzeczne komunikaty. Z jednej strony twierdzi on, że limit konstytucyjny powinien zostać, ale powinien być podwyższony, by za chwilę stwierdzić, że może w ogóle powinien być zniesiony. - To jest już kompletna aberracja. Zapis ma być, ma go nie być, jest OK, jest „sztuczną barierą”? Może by się minister na coś zdecydował – apeluje były dyrektor MF.

- W regułach fiskalnych oprócz numerycznych wartości najbardziej istotna jest dbałość o wiarygodność reguł w odbiorze publicznym. Minister finansów jej nie zwiększa takim zachowaniem. Misją resortu jest przecież promowanie wśród społeczeństwa znaczenia stabilności finansów publicznych. Obecne kompletnie to niszczy - dodaje.

W jego ocenie to tak, jakby "szef drogówki powiedział, że ograniczenie prędkości w mieście do 50 km/h to sztuczna bariera, bo jego szwagier jeździ 100 km/h i nigdy nie spowodował wypadku". - Czy tak powinni się zachowywać funkcjonariusze publiczni? – pyta retorycznie.

Zdewastowana reguła

Także Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu zaznacza, że minister finansów jest konstytucyjnie zobowiązany do dbania o stabilność finansów publicznych.

- Tadeusz Kościński wywiązuje się ze swojej misji w dość specyficzny sposób. Stabilizacyjna Reguła Wydatkowa, na którą się powołuje, została przy współudziale jego ministerstwa zdewastowana i niczego już nie gwarantuje – mówi ekonomista. - Z pewnością nie zapewnia powrotu na ścieżkę konsolidacji fiskalnej. Przypomnę, że w pierwszym kroku po zawieszeniu SRW zaakceptowana została ścieżka powolnego powrotu do obowiązywania reguły już od przyszłego roku, co miało zapewnić - w ocenie rządu - pełny powrót do jej funkcjonowania od roku 2022, a w mojej ocenie najwcześniej od roku 2023. Ale to już nieaktualne – dodaje.

Janusz Jankowiak podkreśla też, że do rządowej nowelizacji ustawy „o delegowaniu pracowników w ramach świadczenia usług” wrzucono, dobrze już znaną metodą, art. 12, który wyjmuje spod działania SRW przyszłoroczną część rządowych wydatków materiałowych i całość inwestycji finansowanych przez BGK. W uzasadnieniu tej wrzutki napisano zaś, że na skutek COVID-19 „odbudowa gospodarki wymaga czasowego wyłączenia ze stabilizującej reguły wydatkowej środków planowanych na inwestycje publiczne”.

Winna pandemia czy politycy?

- Jak wiadomo, wszystko teraz można zapisać na konto pandemii. Także pełną dewastację reguły. Ona już nigdy nie wróci do ustawy o finansach publicznych w postaci, która dobrze służyła poprawie równowagi sektora przez kilka ostatnich lat – uważa Janusz Jankowiak. - W roku 2023, kiedy SRW powinna ponoć zacząć działać, będą kolejne wybory. Kto zdecyduje się wtedy na konsolidację fiskalną – dodaje.

Zaznacza, że do pełnego demontażu hamulców przeciwdziałających destabilizacji finansów publicznych pozostał już tylko konstytucyjny limit długu, liczony według metodologii polskiej PDP, co oznacza 12 proc. PKB różnicy między polskim i unijnym sposobem liczenia wysokości długu. I do demontażu tego ostatniej reduty spieszy teraz z aktywną pomocą minister finansów.

- Polska to jednak dziwny kraj coraz dziwniejszych państwowych urzędników - komentuje Janusz Jankowiak.

Także ekonomista Marcin Mrowiec bardzo sceptycznie odnosi się do słów ministra i podkreśla, że podawanie przez ministra finansów w wątpliwość tego, czy powinien obowiązywać jeden z zapisów konstytucji - w tym konkretnym przypadku limit długu - wydaje się podejściem dość ekstrawaganckim.

- Przypomnijmy, że limit długu w naszej konstytucji znalazł się nieprzypadkowo, ale w wyniku bolesnych doświadczeń późnych lat 80. i początku lat 90., kiedy to "brak sztywnych reguł" doprowadził do potężnej inflacji, która zmiotła oszczędności ówczesnego pokolenia – wyjaśnia ekonomista.

- Wpisano wtedy do konstytucji maksymalny limit zadłużenia oraz zakaz finansowania deficytu państwa przez Narodowy Bank Polski - ten ostatni po to, aby minister finansów musiał liczyć się z rynkowym poziomem oprocentowania długu, który emituje – dodaje.

Tymczasem w czasie lockdownu okazało się, że zakaz finansowania deficytu rządowego przez NBP nie jest aż tak szczelny, jak się wcześniej wydawało - i NBP dokonywał zakupów obligacji gwarantowanych przez Skarb Państwa. - Pękła jedna bariera. Teraz minister finansów włącza się w krąg tych, którzy postulują zniesienie limitu długu – komentuje ekonomista. - Jeśli i ta bariera zostanie zniesiona, to pozostanie tylko bariera reguły wydatkowej, która zapewne będzie interpretowana w zależności od możliwości i potrzeb - zaś na pewno będzie znacznie słabsza niż limit konstytucyjny – dodaje.

Mrowiec ostrzega też, że zapisy konstytucyjne miały uchronić nas przed powtórką inflacyjnych doświadczeń sprzed 30 lat. Jeśli teraz rozmontujemy bariery przed tym nas chroniące, konsekwencje będą podobne - choć mogą być odsunięte w czasie. - Ludzie, którzy nie uczą się z historii, skazani są na jej powtórne przeżycie – dodaje.

Reguła trzyma w ryzach finanse i polityków

Również były wiceminister finansów Ludwik Kotecki przypomina, że wszędzie tam, gdzie nie było silnych reguł i instytucji, wcześniej czy później dochodziło do kłopotów budżetowych, cięcia wydatków i podnoszenia podatków. - To właśnie istnieniu reguły długu i reguły wydatkowej zawdzięczamy relatywnie niski dług publiczny w latach poprzednich – przekonuje.

- Ten rok niestety przyniesie jego gwałtowny wzrost. Jednak zamiast "zbijania termometru" mierzącego i ograniczającego dług publiczny, rząd powinien jak najszybciej przedstawić plan naprawy finansów publicznych po pandemii. Mówienie o ograniczającej roli reguły wydatkowej przez ministra, który okazał się mistrzem w jej omijaniu, musi być traktowane co najmniej jako mało wiarygodne - dodaje.

Jedynie Marek Rozkrut, partner EY, w pewnej mierze zgadza się z ministrem finansów. W jego ocenie dyskusja o zmianach w ramach fiskalnych, w tym o limicie długu, jest potrzebna.

- Zmiany te nie powinny jednak sprowadzać się do korekt wprowadzanych ad hoc - w reakcji na bieżące potrzeby - w odniesieniu do wybranych tylko elementów - np. limitu długu, ale powinny mieć charakter kompleksowy i powinny być wypracowane w drodze otwartej debaty – uważa ekonomista. - Dyskusja powinna obejmować w szczególności takie zagadnienia, jak odejście od ułomnej definicji sektora finansów publicznych według metodyki krajowej, uszczelnienie stabilizującej reguły wydatkowej, zdefiniowanie klauzul wyjścia pozwalających na zwiększenie wydatków w sytuacjach nadzwyczajnych - nawet gdyby miało to prowadzić do tymczasowego przekroczenia limitów zadłużenia czy zasadność stosowania tzw. złotych reguł - odnoszących się do wybranych kategorii wydatków inwestycyjnych – dodaje.

W jego ocenie ważnym zagadnieniem powinna być także spójność polskich ram fiskalnych z zasadami obowiązującymi w UE. - Limity zadłużenia mogłyby zostać zniesione albo inaczej zdefiniowane, o ile w ich miejsce wprowadzone byłyby inne reguły, które stanowiłyby ważną kotwicę dla stabilności finansów publicznych w Polsce - przekonuje Rozkrut.

Konkludując, Marcin Mrowiec podkreśla, że ciągłe naginanie reguł i powiększanie sumy długu to proszenie się o kłopoty w przyszłości. Przypomnijmy, że w tym roku dług sektora finansów publicznych – który na koniec II kw. 2020 r. wyniósł 1 bln 262 mld zł - wzrośnie o ok. 270 mld zł, a w przyszłym o kolejne ok. 140 mld, czyli w sumie ponad 400 mld w dwa lata.

WARTO WIEDZIEĆ: