Jak podaje "Le Monde" Alain Cocq cierpi na rzadką chorobę, w której przebiegu dochodzi do sklejania się ścian tętnic. Mężczyzna ocenił, że pozostał mu co najwyżej tydzień życia. Od soboty 5 września zamierza transmitować na Facebooku swoją śmierć.
57-latek wcześniej napisał list do prezydenta Francji, w którym prosi o przekazanie mu substancji, która pozwoli mu "spokojnie umrzeć". Emmanuel Macron odpisał, że nie pozwala mu na to francuskie prawo. "Nie jestem ponad prawem i nie jestem w stanie spełnić takiej prośby. Zwracasz się o aktywną pomoc w umieraniu, co jest obecnie niedozwolone w naszym kraju" - napisał polityk.
Jak zaznacza francuski dziennik eutanazja w tym kraju nie jest legalna, podobnie jak pomoc w samobójstwie. We Francji obowiązuje jednak tzw. prawo Claeysa-Leonettiego - zgodnie z nim pacjentowi, który świadomie poprosi o eutanazję oraz wobec którego nie ma nadziei na poprawę, można podawać środki powodujące trwałe otępienie, ale nie śmierć. Jest to wprowadzenie chorego w sedację - obniżenie aktywności ośrodkowego układu nerwowego bez wyłączenia świadomości, co objawia się zmniejszeniem niepokoju i większą sennością. Alain Cocq nie kwalifikuje się jednak pod te regulacje.
Francuz uznał, że wykorzysta swoją sytuację, by zwrócić uwagę na śmiertelnie chorych pacjentów. W rozmowie z AFP 57-latek powiedział, że odmawiając jedzenia, picia i leków umrze za cztery do pięciu dniu. Alain Cocq wyraził nadzieję, że jego walka zostanie zapamiętana i przyczyni się do zmiany prawa Claeysa-Leonettiego.