AC DC Back In Black
SPECJALNE

⚡ Powrót w żałobie – 40 rocznica wydania „Back In Black” AC/DC

Majowe koncerty black metalowego zespołu Furia

Czy AC/DC może istnieć bez Bona Scotta? To pytanie w 1980 roku zadawali sobie chyba wszyscy. Zdruzgotani fani, którzy w napięciu oczekiwali decyzji o kontynuacji, bądź zakończeniu kariery zespołu. Członkowie AC/DC, którymi śmierć charyzmatycznego wokalisty ogromnie wstrząsnęła.

Z okazji czterdziestej rocznicy wydania najlepiej sprzedającej się płyty w historii AC/DC, wspominamy tragiczne wydarzenia, jakie położyły się głębokim cieniem na „Back In Black”.

W 1980 roku AC/DC było u szczytu kariery

Wydana w lipcu 1979 roku płyta „Highway To Hell” (artykuł z okazji 40-lecia) szybko została okrzyknięta najlepszą w dorobku zespołu. Dziś, to drugi (po „Back In Black”) najlepiej sprzedający się album australijskiej grupy. W samych Stanach Zjednoczonych, znalazł ponad siedem milionów nabywców. Pod koniec lat 70-tych grupa wyprzedawała kolejne koncerty i mogło się wydawać, że nic nie jest w stanie przeszkodzić karierze AC/DC, nabierającej coraz większego rozmachu.

W momencie, gdy krążek „Highway To Hell” ujrzał światło dzienne, nikt nie spodziewał się, że zaledwie kilka miesięcy później, członkowie grupy staną w obliczu najtragiczniejszego wydarzenia w historii zespołu i że zostaną zmuszeni do podjęcia najtrudniejszej decyzji w swoim życiu.

Była noc z 18 na 19 lutego 1980 roku

Bon Scott, razem ze znajomymi, odwiedził londyński klub „Music Machine” (dziś działający pod nazwą „KOKO”). Nie było to nic nietypowego, wszak imprezowy charakter wokalisty ujawnił się o wiele wcześniej. Po bardzo intensywnej balandze, Alistair Kinnear, który bawił się wspólnie z Bonem, zostawił go w swoim samochodzie upitego do nieprzytomności. Gdy rano zszedł, by obudzić muzyka, okazało się, że ten nie daje żadnych oznak życia. Kinnear zaalarmował służby ratunkowe, wokalista został błyskawicznie przewieziony do King’s College Hospital, jednak tam potwierdzono tragiczny fakt – Ronald Belford „Bon” Scott zmarł.

Bon Scott odszedł w wieku 33 lat

Oficjalna przyczyna śmierci wpisana w akcie zgonu brzmi „ostre zatrucie alkoholowe” i została zaklasyfikowana, jako nieszczęśliwy wypadek. Jednocześnie raport koronera wykazał, że ilość alkoholu w żołądku wokalisty równa była „połowie butelki whiskey”.

Ronald Scott spoczął na cmentarzu w australijskim mieście Fremantle.

Czytaj również:

Okoliczności śmierci wokalisty AC/DC budzą spore wątpliwości

Zbierając wszystkie informacje razem, najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci wydaje się być zadławienie wymiocinami. Raport ze śledztwa wskazywał na ciała obce znajdujące się w płucach wokalisty. Ale piszę „najbardziej prawdopodobną”, ponieważ po śmierci muzyka pojawiło się kilka alternatywnych teorii.

Do mniej sensacyjnych należy zatrucie spalinami przedostającymi się do kabiny z zaparkowanego samochodu, bądź śmierć z powodu hipotermii, czyli wychłodzenia organizmu. Te bardziej sensacyjne, rozpowszechniane przez miłośników teorii spiskowych zakładały udział osób trzecich. Nie bez powodu.

Po pierwsze, „połowa butelki whiskey” nie jest ilością, jaka mogłaby zrobić większe wrażenie na „zaprawionym w boju” muzyku. Jego bliscy wielokrotnie powtarzali, że miał bardzo mocną głowę i potrafił sporo wypić. Po drugie, wiele wskazuje na to, że Alistair Kinnear to fałszywe nazwisko podane policji i prasie, by ukryć prawdziwą tożsamość mężczyzny, który towarzyszył Bonowi w noc jego śmierci. Kolejnym nazwiskiem pojawiającym się w raportach policyjnych jest Joe King. W tym przypadku nikt nie wątpi, że to pseudonim. Skojarzenie z angielskim słowem „joking” oznaczającym żartowanie jest bardzo jednoznaczne.

Właśnie te wszystkie nieścisłości stały się, zdaniem niektórych, dowodem na to, że śmierć Bona Scotta nie była tak oczywista, jak to się może wydawać. Twierdzono nawet, że w całą sprawę zamieszany jest lokalny handlarz narkotyków, który miał być dobrym znajomym Bona. Jaka miała być jego rola w całej sprawie? Nie wiadomo.

Śmierć Bona Scotta była szokiem dla wszystkich, którzy go znali

Bon był jednym z najwspanialszych facetów, jakich znałem. To prawda. Gdyby był dupkiem, na pewno bym wam o tym powiedział. Nie staram się być miły, tylko dlatego, że go już nie ma. Był naprawdę uroczy…

Ozzy Osbourne

Bon był zawsze w centrum zabawy. Nigdy nie wykorzystywał swojego statusu wielkiej gwiazdy, zawsze gotowy przywitać się z fanami i rozdawać autografy

Dave Lewis, magazyn Sounds

Był wspaniałym przyjacielem, bardzo zabawnym gościem, a dla wielu stał się wielkim źródłem inspiracji

Pete Way, przyjaciel Bona

To tylko niewielka część wielu ciepłych wypowiedzi na temat wokalisty. Zarówno jego współpracownicy, jak i bliscy do dziś wspominają go, jako wyjątkowo sympatycznego, bezkonfliktowego i pogodnego człowieka. Jego koledzy z zespołu mówili, że był osobą, na której zawsze mogli polegać. Przypięli mu nawet ksywkę. Sympatyczny Czaruś Bon…

Powinno Cię zainteresować:

Ale media wiedziały swoje o wokaliście AC/DC

Nekrologi i przygotowane na kolanie artykuły przedstawiały go, jako pijaka i awanturnika, który zmierzał po równi pochyłej do autodestrukcji. „Gwiazdor rocka znaleziony martwy po nocy spędzonej na pijaństwie!!” – krzyczały kolejne nagłówki. Dla prasy, żądnej taniej sensacji, Bon stał się kolejnym elementem tragicznej rockowej układanki. Wymieniano go jednym tchem z Janis Joplin, Jimem Morrisonem i Jimim Hendrixem. Czy słusznie? I tak i nie.

Prawdą jest, że podobnie, jak wspomniane wcześniej osoby, prowadził bardzo rozrywkowy styl życia i raczej nie przepuszczał okazji, by się napić. I zapewne media nic więcej nie potrzebowały wiedzieć. Ale prawdą jest również, że z ponad 150 koncertów, jakie AC/DC zagrali w 1979 roku, Bon nie przegapił ani jednego, a na scenę zawsze wychodził trzeźwy. Z kolei twierdzenie, że był awanturnikiem to kompletna bzdura. Nie wszczynał bijatyk, nie był agresywny, zawsze miał czas, by porozmawiać z fanami.

Krótko po śmierci Bona, pozostali członkowie AC/DC rozpoczęli medialną krucjatę, by choć trochę naprostować nieprawdziwy wizerunek ich przyjaciela. Z perspektywy czasu wydaje się, że odnieśli sukces, ponieważ kolejne artykuły wspominające wokalistę utrzymane już były w bardziej przyjaznym tonie.

AC/DC szuka nowego wokalisty

Bracia Young zgodnie uznali, że Bon chciałby, żeby AC/DC istniało dalej. Gdy tylko otrząsnęli się z szoku, rozpoczęli poszukiwania następcy zmarłego przyjaciela. Początkowo, przesłuchania szły jak po grudzie. Żadna z osób podsuniętych przez wytwórnię nie zrobiła na muzykach najmniejszego wrażenia. W końcu, jak zastąpić kogoś takiego, jak Bon?!

Z czasem, pole poszukiwania zaczęło się zawężać. Pierwszy wybór padł na Terry’ego Slessera, jednak ten zdecydował, że woli rozpocząć karierę solową. Kolejny potencjalny kandydat, Buzz Shearman, nie dołączył do zespołu z powodów problemów zdrowotnych. Finalnie, to wokalista brytyjskiej grupy Geordie, Brian Johnson, zastąpił Bona Scotta za mikrofonem AC/DC.

Przy glam rockowcach z Geordie warto zatrzymać się na chwilę

Doświadczenia Johnsona nabyte podczas współpracy z tym zespołem mogły sprawić, że wycofałby się z muzyki na dobre, choć od najmłodszych lat pałał do niej ogromnym uczuciem.

Będąc dzieckiem, Brian wystąpił w muzycznym przedstawieniu telewizyjnym, był także członkiem kościelnego chóru. Jednak dopiero gdy udało mu się wśliznąć do klubu, w którym występowała grupa The Animals, odkrył swoje prawdziwe powołanie. W 1972 roku dołączył do zespołu o nazwie USA, który kilka miesięcy później przemianował się na Geordie. Krótko później, grupa podpisała kontrakt z wytwórnią EMI i zaczęła podążać pewną ścieżką wyznaczoną przez takich tuzów, jak Slade czy T.Rex. Zespół był na najlepszej drodze do osiągnięcia ogromnego sukcesu. Co takim razie, co stało się z Geordie?

Na gwałtowne załamanie rozkwitającej kariery grupy złożyło się kilka czynników. Pierwszym była zmiana upodobań odbiorców, którzy w drugiej połowie lat 70-tych chętniej zaczęli sięgać po muzykę pop. Drugim były, niestety, pieniądze.

Prawdę mówiąc, regularnie nas okradano. Występowaliśmy w programie ‘Top Of The Pops’, wszyscy myśleli więc, że mamy na koncie miliony. A my tymczasem żyliśmy za 40 funtów tygodniowo.

Brian Johnson

Narastające rozgoryczenie sprawiło, że członkowie Geordie postanowili odpocząć od muzyki. Brian zaczął szukać swojego miejsca w handlu samochodami i grze w golfa. Jednak na początku 1980 roku, doszedł do wniosku, że tęsknota za muzyką jest zbyt wielka.

W tym momencie na scenę wraca AC/DC

Na przesłuchanie do roli wokalisty australijskiej grupy, Brian przyjechał mocno spóźniony i od progu zaznaczył, że nie ma zbyt dużo czasu. Tego czasu starczyło, by zagrać zaledwie dwa utwory. Wieść niesie, że Jonna (bo tak bliscy nazywają Briana) zrobił na członkach AC/DC ogromne wrażenie. Jednak, albo muzycy dobrze się kryli, albo (z powodu niedawnej śmierci ich kolegi) nie okazywali nadmiernego entuzjazmu. Fakt faktem, Brian był podobno bardzo zaskoczony, gdy po drugim spotkaniu zaproponowano mu dołączenie do grupy.

To właśnie z Johnsonem, muzycy AC/DC szybko dokończyli pisanie utworów, których pierwsze szkice powstały jeszcze za życia Bona Scotta. A kwestia autorstwa niektórych z nich, do dziś nie jest jednoznaczna.

Czy na „Back In Black” są utwory napisane przez Scotta?

Powyższe pytanie jest przedmiotem ognistej debaty toczącej się po dziś dzień. Sami muzycy utrzymują, że ze słów napisanych przez Bona nie skorzystali celowo, by nie wyglądało to, jakby próbowali zrobić interes na jego śmierci. Ich zdaniem, Brian wręcz nie powinien śpiewać niedokończonych tekstów ich zmarłego przyjaciela.

Jednak partnerka Bona, Silver Smith, utrzymywała, że napisał on tekst do utworu „You Shook Me All Night Long” w 1976 roku. Twierdziła, że wokalista zawsze miał przy sobie kilka notatników, w których zapisywał na bieżąco przychodzące mu do głowy pomysły. Słowa do „You Shook Me All Night Long” miały powstać w jej londyńskim mieszkaniu. Wtóruje jej kolejna partnerka Scotta, kryjąca się za pseudonimem Holly X. W końcowej wersji utworu wskazuje fragmenty, które miały zostać zmienione w stosunku do pierwotnych pomysłów nieżyjącego wokalisty.

Podobnego zdania jest kilka innych osób blisko związanych z zespołem, między innymi Malcolm Dome, brytyjski dziennikarz muzyczny. Podobno Bon pokazywał mu swoje zeszyty z zapiskami. Dome utrzymuje, że zwrócił wówczas uwagę na frazę „She told me to come but I was already there”, która później znalazła się w tekście „You Shook Me All Night Long”. Kto uważniej czytał teksty pisane przez Scotta, ten zapewne zwrócił uwagę na jego charakterystyczny styl, pełen seksualnych podtekstów i aluzji. Zdanie, które znalazło się w omawianym utworze faktycznie wygląda, jak napisane przez świętej pamięci muzyka.

Ale to jedynie spekulacje. We wkładce dołączonej do „Back In Black” próżno szukać jakichkolwiek informacji na ten temat. Wszystkie kompozycje na płycie sygnowane są nazwiskami braci Young oraz Briana Johnsona.

„Back In Black” na egzotycznych wyspach

Z żałobą po zmarłym koledze nieco kontrastuje fakt, że album rejestrowany był na Bahamach. Muzycy utrzymywali, że zależało im na nagraniu płyty w Wielkiej Brytanii, jednak ich zdaniem, żadne londyńskie studio nie było wówczas dostępne. I właśnie z tego powodu mieli zdecydować się na pracę w Nassau, w Compass Point Studios.

Tak nagrania w egzotycznym, wyspiarskim kraju wspominał Brian Johnson:

Ciężko to nazwać studiem, byliśmy w tych małych betonowych celach, każdy miał łóżko i krzesło. (…) Musieliśmy zamykać drzwi na noc, ponieważ ostrzeżono nas przed Haitańczykami, którzy mieli nas napaść i obrabować w nocy.

Brian Johnson

Z perspektywy czasu trudno jednoznacznie stwierdzić, ile w tym prawdy, a ile wyolbrzymiania i „dorabiania legendy”. Zwłaszcza, że Brian powtarzał w późniejszych wywiadach, iż początkowo był przerażony na myśl o współpracy z AC/DC – zespołem, który ogromnie cenił i który uważał za jeden z najlepszych na świecie.

Nie ulega wątpliwości, że nagrania na Bahamach nie obeszły się bez komplikacji. Częste w tym rejonie tropikalne burze, zniszczyły całą instalację elektryczną w studio. Ponadto urząd celny zatrzymał znaczną część sprzętu niezbędnego do realizacji nagrań.

Brian Johnson debiutuje w szeregach AC/DC

Grupa, przed trasą po Stanach Zjednoczonych i przed premierą „Back In Black” zagrała „na rozgrzewkę” kilka koncertów na Starym Kontynencie. Pierwszy występ zespołu z nowym wokalistą odbył się 29 czerwca 1980 roku w belgijskim mieście Namur. Jednak to nie ten koncert najbardziej zapadł Brianowi w pamięć. Przenieśmy się do holenderskiej Bredy.

Tysiące ludzi na całym świecie kochały (Bona – dop. red.). Kiedy graliśmy nasz pierwszy wspólny koncert w Holandii, podszedł do mnie jakiś dzieciak z wytatuowaną na ramieniu postacią Bona. Powiedział: „On był moim idolem, ale już go nie ma wśród nas. Życzę wam szczęścia.” Stałem drżąc na całym ciele. Cóż można powiedzieć w obliczu tak bezgranicznego zaufania? Od tej pory czuję, że śpiewam właśnie dla tego dzieciaka i jemu podobnych. Mam nadzieję, że fani AC/DC zdołają mnie zaakceptować…

Brian Johnson

„Back In Black” trafia na półki

Stało się to 25 lipca 1980 roku (USA). W Europie, na nową płytę AC/DC należało poczekać do 31 lipca, a w Australii „Back In Black” ukazała się dopiero 11 sierpnia.

Wcześniejsze obawy Briana okazały się bezpodstawne. Fani AC/DC błyskawicznie zaakceptowali go w roli nowego wokalisty. Równie szybko stało się jasne, że „Back In Black” odniesie ogromny sukces. Wielbiciele grupy niezwykle chętnie sięgali po najnowszy album, który momentalnie wspiął się na szczyty list sprzedaży. Dziś, całkowity nakład „czarnego” krążka szacowany jest na pięćdziesiąt milionów kopii, co czyni go jednym z najlepiej sprzedających się albumów w historii muzyki.

Opinie o „Back In Black”

A i recenzenci wyrażali się o płycie najczęściej w samych superlatywach. Podkreślali dojrzałość kompozycji, akcentowali odejście od bluesowych korzeni i zwracali uwagę na świetną produkcję, która po dziś dzień stawiana jest za wzór. Choć trzeba dodać, że zdarzały się także bardziej krytyczne opinie. Część obserwatorów wytykała, ich zdaniem, przejawy wyjątkowo złego smaku muzyków. Najwięcej zastrzeżeń pojawiało się wobec utworu „Have A Drink On Me” (wypij za mnie kielicha). W świetle niedawnych wydarzeń, jego tytuł faktycznie mógł kojarzyć się negatywnie. Niektórzy odbierali go wręcz, jako niesmaczny żart z przedwczesnej i tragicznej śmierci Bona. Podobne opinie pojawiały się w odniesieniu do dźwięków dzwonu we wstępie „Hells Bells”.

Nagrania „Back In Black” z przygodami

Przy wspomnianym dzwonie warto zatrzymać się na dłużej, ponieważ muzycy rejestrację jego dźwięku wspominają, jako dość zabawne wydarzenie.

Zamówili u ludwisarza dzwon, który planowali później zabrać ze sobą w trasę promującą nadchodzący album. Jednak na etapie nagrań, zamówienie nie było jeszcze zrealizowane. Członkom AC/DC udało znaleźć się odpowiedni dzwon na wieży nieopodal studia. Zabrali cały sprzęt niezbędny do nagrań, jednak gdy tylko rozległo się pierwsze uderzenie, do uszu muzyków dobiegł przeraźliwy świergot i bicie skrzydeł. Okazało się, że wieża zamieszkana jest przez dużą populację ptaków, która skutecznie utrudniła nagranie pożądanego dźwięku. Nie obeszło się bez wypożyczenia i dostarczenia na Bahamy bardziej zaawansowanego sprzętu.

A wykonany na zamówienie, ważący półtorej tony kolos rozbrzmiał po raz pierwszy 30 lipca 1980 roku w miejscowości Erie w Pensylwanii. O żadnym odtworzeniu nagrania z taśmy nie było mowy. Potężny dzwon opuszczono nad scenę przy pomocy ogromnego dźwigu, tak by nowy wokalista mógł w niego uderzyć młotem i powiadomić zgromadzoną widownię, że AC/DC owszem wraca, ale wraca w żałobie.

O okładce „Back In Black”

„Pośmiertną” płytę AC/DC ozdobiła niezwykle sugestywna (by nie powiedzieć surowa) okładka zaprojektowana przez Boba Defrina. Na jednolitym, czarnym tle znalazły się zaledwie dwa elementy – logo zespołu i tytuł albumu napisany prostym fontem. Według Angusa Younga, co jest dość oczywiste, czarna okładka miała symbolizować żałobę po zmarłym wokaliście. Jednak włodarze Atlantic Records, wytwórni, która wypuściła album, byli przeciwni temu pomysłowi z bliżej nieokreślonych przyczyn. Grupie udało się postawić na swoim.

Płytę AC/DC promowały aż cztery single

Budzący kontrowersje „You Shook Me All Night Long”, wspomniany wcześniej „Hells Bells”, utwór tytułowy oraz zamykająca płytę kompozycja „Rock And Roll Ain’t Noise Pollution”.

W wywiadzie z 2009 roku Brian mówił, że zespół nalegał, by kompozycja tytułowa traktowała o ich zmarłym przyjacielu, ale zaznaczali, że tekst nie może być ponury i ma stanowić swego rodzaju celebrację.

Napisałem, co mi przyszło do głowy. Wtedy sprawiało to wrażenie kompletnego bełkotu. „Dziewięć żyć, kocie oczy, nadużywam ich i pędzę, jak szalony”. Ale chłopaki załapały, zobaczyli życie Bona w tym tekście.

Brian Johnson

Ciekawostką jest, że grupa Beastie Boys wykorzystała w 1984 roku sample z „Back In Black” w swoim utworze pt. „Rock Hard”. Wykorzystała bez zgody AC/DC, należy dodać. Gdy w 1999 roku Beastie Boys chcieli umieścić „Rock Hard” na planowanej kompilacji, wystąpili do AC/DC o zgodę. Zespół odmówił. Mike D, jeden z muzyków Beastie Boys utrzymywał, iż Malcolm w odpowiedzi zaznaczył, że nie ma nic przeciwko grupie, ale po prostu nie popiera samplowania.

Dziesiąty utwór na „Back In Black” na doczepkę

Jak wspominali muzycy, kawałek „Rock And Roll Ain’t Noise Pollution” w ogóle nie miał się znaleźć na płycie. Gdy zespół wchodził do studia, miał przygotowane zaledwie dziewięć utworów. Jednak i wytwórnia i management zespołu nalegał, by płytę rozszerzyć o dziesiąty. Wieść niesie, że Malcolmowi i Angusowi skomponowanie ostatniego utworu zajęło zaledwie kwadrans.

Byliśmy wtedy w Londynie, który miał ogromny problem z klubem Marquee znajdującym się w obszarze zabudowanym. W wiadomościach było mnóstwo informacji na temat „zanieczyszczenia hałasem” i tego, że nie nie można słuchać głośno muzyki po 23:00. Właśnie z tego narodził się ten utwór.

Malcolm Young

W taki sposób Malcolm Young wspominał powstanie „Rock And Roll Ain’t Noise Pollution”, a naciski wytwórni, by dograć do płyty jeszcze jedną kompozycję okazały się celnym strzałem. Singel dotarł do piętnastego miejsca UK Singles Chart – listy najlepiej sprzedających się singli w Wielkiej Brytanii. Wcześniejsze kompozycje promujące „Back In Black” notowane były, o dziwo, dużo niżej.

Kamień milowy w dyskografii AC/DC

Dla zespołu, ponieważ w końcu muzycy mogli powiedzieć, że zaczęli uniezależniać się finansowo. Wcześniejsze gaże pozwalały im wyłącznie na zaspokajanie bieżących potrzeb. A przynajmniej sami tak twierdzili.

Dla całej muzyki rockowej. Obserwatorzy rynku muzycznego podkreślają, że płyta ukazała się w momencie niezwykle istotnym dla sceny heavy metalowej. Joe Harrington, dziennikarz muzyczny, zaznaczał, że w 1980 roku scena rockowa i metalowa stanęła na rozdrożu pomiędzy upadkiem, a rozkwitem. Jego zdaniem, większość ówczesnych zespołów stawiała na powolne tempa i nadmiernie rozbudowane kompozycje z równie rozbudowanymi solówkami.

Wraz z premierą „Back In Black” nadszedł przełom konieczny do odrodzenia. Według Harringtona, muzycy AC/DC odeszli od swoich bluesowych korzeni w kierunku energii i szybkości zaczerpniętych z punk rocka. I właśnie ta punkowa energia miała przyczynić się do niebywałego rozkwitu oraz nowej młodości rocka i metalu.

Jak już wspomniałem, równie ciepło wypowiadano się o produkcji albumu, za którą odpowiada Robert „Mutt” Lange.

Do dziś producenci używają (‘Back In Black’), jako rozpisanego punkt po punkcie przewodnika po tym, jak powinien brzmieć album rockowy

Joe Harrington

Co dalej z AC/DC po „Back In Black”?

Po, będącej ogromnym sukcesem trasie koncertowej, grupa przystąpiła do nagrań następczyni „Back In Black”. Album „For Those About To Rock” ukazał się zaledwie szesnaście miesięcy po premierze „Powrotu w Czerni”. Płyta została przyjęta równie dobrze, jak jej poprzedniczka, jednak w latach 80-tych popularność zespołu zaczęła spadać. Krążki „Flick Of The Switch” i „Fly On The Wall” wydane w pierwszej połowie dekady, zgodnie uznawane są za najsłabsze w bogatym dorobku AC/DC.

Przełom nadszedł w 1990 roku, gdy na rynek trafił album „The Razor’s Edge”. Ale to już temat na wrześniową rocznicę.

Tracklista AC/DC „Back In Black”:

01. Hells Bells
02. Shoot to Thrill
03. What Do You Do For Money Honey
04. Given the Dog A Bone
05. Let Me Put My Love into You
06. Back In Black
07. You Shook Me All Night Long
08. Have A Drink On Me
09. Shake A Leg
10. Rock And Roll Ain’t Noise Pollution

Cytaty pochodzą z:

– M. Putterford „AC/DC Terapia wstrząsowa”, Rock-Serwis – Kraków 1998

– J. Wiederhorn, K. Turman „Głośno, jak diabli. Kompletna historia metalu bez cenzury”, Kagra – Poznań 2014

– Wikipedia

Podobne artykuły

„Black Metal” grupy Venom kończy 40 lat. „In Nomine Satanas” na CD i DVD we wrześniu

Tomasz Koza

Encyklopedia Metalu – skarbnica wiedzy dla fanów ciężkiego brzmienia

Tomasz Koza

Najlepszy thrash metal z Kalifornii – Testament, Exodus i Death Angel zagrają we Wrocławiu

Szymon
4.5 13 głosów
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Tommy
Tommy
3 lat temu

Panie dziennikarzu, „żądny”, a nie tak, jak Pan napisał…

Tracklista też ma swój polski odpowiednik.