Wpis z mikrobloga

Bardziej boję się trzech gazet niż trzech tysięcy bagnetów - Napoleon Bonaparte.

Tym oto cytatem, chciałbym kontynuować swój poprzedni wpis na temat demokracji w Polsce.

Repolonizacja mediów czyli analiza: jak to zostanie zrobione, potencjalne zagrożenia i ryzyko jakie się z tym wiąże.

Myślę, że ataki na Fakt i zarzuty o jego niemieckim pochodzeniu źródło. to dobry czas, na poważne poruszenie tematu repolonizacji mediów w debacie publicznej zwykłych obywateli, z dala od medialnego zgiełku i krzyku.

Nie będę się tu rozpisywać na temat samego Ringier Axel Springier AG, które jest właścicielem Ringier Axel Springer Polska i na temat Henry’ego Kravisa, amerykańskiego miliardera wspierającego republikanów w Stanach Zjednoczonych (tj. m.in. Donalda Trumpa) i jego koneksjach z Ringier Axel Springer AG, bo te informacje można znaleźć w google w kilka sekund źródło

Skupię się natomiast na bardzo nacjonalistycznym i narodowym spojrzeniu i haśle jakim karmi nas dziś PiS oraz Telewizja Polska pt. „Repolonizacja mediów”, „zagraniczny kapitał” itp.

Po co chcemy repolonizować media?
To jest doskonałe pytanie, na które odpowiedź jest jasna: jesteśmy Polakami, dumnym narodem środkowo-wschodniej Europy i jako ten dumny naród, chcemy sami decydować o jego losach, uważamy, że tylko polskie media będą dostatecznie bronić naszych interesów, będą działać zgodnie z naszą racją stanu, będą niezależne i będą tworzyć opinie zgodnie z naszym światopoglądem. Czy aby na pewno?

Zatrzymaj się i posłuchaj
Wyobraź sobie kraj, w którym państwowa telewizja przez kilka lat z rzędu nie wypowiedziała ani jednego słowa krytyki na działania rządu. Wyobraź sobie, że przez te kilka lat prezydent wspierany przez autorytarny rząd, który wygrał ostatnie wybory nie został ani razu skrytykowany za swoją służalczość. Wyobraź sobie w końcu, że aparatczycy telewizyjni dobrze żyją z politykami, będącymi blisko obozu władzy, że dzięki swojej ofiarnej służbie szybko awansowali w szeregach tegoż nadawcy państwowego, z szeregowego można powiedzieć, prezentera, na prezentera mogącego zarobić grube dziesiątki tysięcy w ciągu roku i mogącemu pokazywać się milionom telewidzów przed telewizorami kilka/naście razy w miesiącu.

A teraz spójrz na Telewizję Publiczną i odpowiedz sobie na pytanie - jak bardzo daleki jest opis tych wyobrażeń od rzeczywistości, którą widzisz?

Przykład? Proszę bardzo. Danuta Holecka za swoją wierną służbę ideałom PiS, od 2016 regularnie jest prowadzącą głównego wydania Wiadomości, po wielu latach prób, starań oraz ciężkiej pracy, została doceniona. Dziś zarabia około 40.000 zł plus VAT miesięcznie źródło

Dużo? Niedużo? Prezenterzy TVN lub prowadzący programy śniadaniowe tej stacji zarabiają wg różnych źródeł (nie podam żadnego, bo są to typowe portale plotkarskie) kwoty o 20% wyższe. Jednak różnica jest taka, że TVN utrzymuje się z reklam, a Telewizja Publiczna - z podatków.

Jak repolonizować media
Oczywistym faktem jest, że repolonizacja mediów nie może nastąpić w drodze ustawy czy innej formy prawnej. To byłoby oczywiste, i, podobnie jak z przejęciem sądów, należy tego dokonać w sposób podobny do efektu mrożącego. Dlaczego? Ano dlatego, że różne organizacje pozarządowe czy nawet sama UE chętnie by się tym tematem zajęła, gdyby, ni stąd, ni zowąd, rząd lub Spółka Skarbu Państwa kupiła w podejrzany sposób którąś z gazet. Zwłaszcza mając twarde dowody, wręcz podane na tacy, jak ustawa czy rozporządzenie.

Część wydawnictw chętnie sprzeda swoje tytuły bez większych oporów, o ile ktoś zaproponuje dobrą cenę. Są też i takie, które, ze względów ideologicznych, nie będą chciały tego zrobić, bo prócz dochodów, które osiągają, kierują się też prawdziwie ideową myślą piątej władzy i po prostu prócz kasy, liczy się dla nich coś więcej.

Wtedy następuje efekt mrożący. Minister właściwy, wyznaczony do tego zadania, posiadający uprawnienia, może, dajmy na to, skupić swoje działania na przykład na regularnych, drobiazgowych i wystarczająco upierdliwych kontrolach skarbowych. Choć to dość drastyczny przykład.

Ale przecież jest sposób, w którym można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Wystarczy podnieść opodatkowanie reklam. Media opłacane z naszych podatków poradzą sobie z tą chwilową niedogodnością. Ba, przepisy można skonstruować w taki sposób, żeby publiczni nadawcy w jakiś dziwny sposób, znaleźli się poza kręgiem środków masowego przekazu objętych nowymi, wyższymi stawkami podatku. Słynne „lub czasopisma” może być warte więcej niż tysiąc słów. W mediach przychylnych władzy dowiemy się za to, że rząd walczy z zagranicznymi korporacjami, mocno je opodatkowując, czym sprawia, że więcej pieniędzy zostaje w kraju. Na ideologicznych i emocjonalnie przywiązanych do kraju wyborców w zupełności to wystarczy

I wtedy wchodzę ja, cały bez podatków
I wtedy, gdy podatki już są tak wystarczająco wysokie, a nadawcy i wydawcy pozbawieni dużej części dochodu, zmuszeni do zwiększenia ilości reklam, zauważają, że następuje z tego powodu odpływ widzów lub czytelników. Spadają też ich dochody, zmuszeni są też do redukcji etatów, czym pogarszają jakość produktu finalnego. Cała ta seria zdarzeń nie następuje w tydzień, ani nawet w dwa, a jest to proces wieloletni, obliczony na konkretny długofalowy skutek.

I wtedy przychodzi biznesmen, którego wcześniej nękaliśmy częstymi kontrolami skarbowymi a on dogaduje się nie do końca otwarcie, że w zamian za spokój ze strony instytucji państwowych, on bardzo chętnie kupi tamtą telewizję lub tamtą gazetę. Nie dość, że kupi ją stosunkowo tanio to w dodatku będzie mieć święty spokój od instytucji państwowych. Oczywiście pod warunkiem, że dane medium będące w jego posiadaniu, będzie produkować materiały zgodnie z linią rządową.

Oczywiście taki biznesmen, może przyjść w dowolonym momencie, w końcu część wydawców sprzeda swoje produkty, o ile ktoś zaproponuje dostatecznie dobrą cenę.

To zaczyna się powoli dziać na naszych oczach. Zygmunt Solorz lada moment stanie się właścicielem Interii a sam Solorz, który jeszcze kilka lat temu był dość neutralny w swojej opinii na temat władzy, dziś nie do końca pozostaje neutralny, źródło 2, źródło 3

Nikt przecież nie będzie mieć wątpliwości, gdy powiemy, że Polsat ma 100% polski kapitał, prawda? Teraz to samo będzie można powiedzieć o Interii. I to się spodoba wyborcom, którzy nastawieni są na dumę narodową.

Oczywiście to jeden ze sposobów na repolonizację danego medium, bo tych sposobów można opracować znacznie więcej, z mniejszą bądź większą skutecznością.

Przykład „przejęcia” prywatnego biznesu na cele państwowe czy wręcz rządowe i to w sposób niekoniecznie bezpośredni mieliśmy parę lat temu na Węgrzech. W 2011 r. węgierski parlament uchwalił ustawę zakazującą umieszczania billboardów bezpośrednio przy drogach. Dziwnym zbiegiem okoliczności, najmocniej uderzyło to w jedną z firm, które były na celowniku Fidesu od dawna. Polecam wpis @tokapi który dość dobrze tłumaczy perypetie firmy ESMA z Węgier źródło o ESMA

Jak zrepolonizowane media utrzymają się w gospodarce wolnorynkowej
Powiecie, że przecież ludzie w większości nie są ślepi i głusi na propagandę rządowych mediów lub tych, które wspierają rząd. Oczywiście, poczytność wielu wydawnictw spadnie i to diametralnie, ale wtedy przychodzą Spółki Skarbu Państwa, które bardzo chętnie będą się w takich tytułach reklamować.

Przytoczę tu dane z lat 2015 oraz 2018 dotyczące wydatków Spółek Skarbu Państwa na reklamy w kilku wybranych tytułach prasowych (tytuł, wydatki w 2015, 2018, różnica %)
wSieci: 1.151 mln / 26,554 mln
Do rzeczy: 1,829 mln / 13,062 mln
Gazeta Polska: 0.091 mln / 8,882 mln
Wprost: 7,132 mln / 10,992 mln
Newsweek: 4,808 mln / 0,937 mln

pełne zestawienie

Spójrzmy teraz na sprzedaż tych wydawnictw średnio w 2014 / 2018 roku (nie nakłady a sprzedaż rzeczywista)
wSieci: 77 557 / 44 215 szt.
Do rzeczy: 60 992 / 34 519 szt.
Gazeta Polska: 40 034 / 26 854 szt.
Wprost: 59 673 / 17 283 szt.
Newsweek: 119 578 / 85 357 szt.

źródło za 2014 oraz za 2018

Skutki długofalowe
Społeczeństwo pozbawione pluralizmu medialnego, dostępu do szerszego spojrzenia na świat oraz opinii, będzie bardziej podatne na zapędy autorytarne władzy. Autorytaryzm opiera swój światopogląd na ograniczeniu możliwości wyboru osobom, które nie chcą tych wyborów dokonywać, w przedstawianiu świata na zasadzie zerojedynkowej, na wskazaniu ludziom co jest dobrem a co złem, gdzie jest wróg, jakie są nasze cele, nasza społeczność. Demokratyczne państwo pozbawione niezależnych mediów, stoczy się wprost w otchłań autorytaryzmu czy - jak to nazywa Viktor Orbán - nieliberalnej demokracji.

Przyczynami tej zmiany [poparcie dla nieliberalnej demokracji - dop. papaj) są lęki i zagrożenia związane ze wzrostem złożoności i zmienności ponowoczesnego świata, z różnorodnością, z kryzysem uchodźczym oraz brak nadziei na awans społeczny młodej generacji, ale przede wszystkim poczucie odrzucenia przez liberalne elity


Pisze prof. dr hab. Krystyna Skarżyńska z SWPS

Co ważne, ten autorytaryzm w Polsce zaczyna się coraz bardziej uzewnętrzniać. Wystarczy spojrzeć na uczestników wieców wyborczych prezydenta Andrzeja Dudy i na osoby, które przyszły jakoby w opozycji do tych wieców, manifestować swoje poglądy. Nietrudno znaleźć w internecie rozentuzjazmowanych wyborców Andrzeja Dudy, którymi kierują głównie emocje, wyzywających oponentów politycznych od złodziei, Żydów, Niemców, agentów rosyjskich itp., ale i też ciężko znaleźć takowych po stronie Rafała Trzaskowskiego.

Słowo na koniec

Co ważne, z założenia, walka z autorytaryzmem nie może wzmacniać się na utrwalaniu podziałów, tak jak z gorszym i lepszym sortem. Nie należy podkreślać czyjegoś pochodzenia (z małych miasteczek np.) czy wykształcenia czy poglądów społecznych. Autorytaryzm odpowiada właśnie na tego typu potrzeby. Tworzy ich potrzebę uzewnętrznienia, budzi je. Potrzeby akceptacji, że ktoś jest z małej miejscowości, potrzeby akceptacji tego, że ktoś wierzy w Boga i jest katolikiem czy w końcu potrzeby akceptacji dla własnej seksualności, jeżeli ktoś jest heteroseksualistą, ale widząc w telewizji parady równości, stawia sobie pytanie: kim jestem? I zmusza do odpowiedzi na to pytanie. A tego wyborca chcący autorytaryzmu (choć nie zdaje sobie z tego sprawy) nie chce zrobić. Nie chce sobie odpowiedzieć na to pytanie, skoro jego rodzice tego nie robili, to i po co on ma to robić?

Mało tego: nie należy tego wyśmiewać. Wyborcy Prawa i Sprawiedliwości nie są niczym gorsi od wyborców Szymona Hołowni czy Rafała Trzaskowskiego. Są to ludzie, którzy boją się dokonywać wyborów. Chcą, żeby ktoś za nich decydował. Liberalizm, taki jaki znamy, nie odpowiada na te potrzeby. Daje nam wolny rynek i mówi: „hej, masz tu wolny rynek, kupuj, sprzedawaj do woli!”, ale nie mówi co masz kupować i co masz sprzedawać ani tym bardziej za jakie pieniądze. I w tym wolnym rynku ci ludzie potrzebują pomocy i tego, by ktoś im pomógł wybrać.

Wyborcy liberalni, demokratyczni, nie zastanawiają się nad tym, ponieważ oni potrafią i chcą decydować o kształcie przestrzeni wokół nich, potrafią się w niej odnaleźć, nie jest im potrzebny autorytet do funkcjonowania (jak np. Bóg, polityk, pisarz, showman, celebryta). W całym tym szaleństwie zapominają, że w tej liberalnej demokracji, której tak zaciekle bronią, jest też absolutnie miejsce dla ludzi, którzy tej liberalnej demokracji nie chcą. I powinni, zamiast szydzić i wyzywać w internecie, wyciągnąć do nich dłoń i powiedzieć: hej, my tu mamy swoją liberalną demokrację i wolny rynek, chodźcie do nas, pomożemy Wam, damy wam kasę i powiemy co powinniście robić, żeby być szczęśliwymi, mamy tak duży kraj, że na pewno się pomieścimy wszyscy. Nie wiem jak to powinni zrobić, to zadanie dla polityków liberalnych, demokratów, socjalistów i libertarian.

Ale jeżeli oni tego nie zrobią, to przyjdzie autorytarny przywódca i powie: hej, wiemy, że liberalne elity miały Was gdzieś. Damy Wam zaraz pieniądze, prezydent przyjedzie i powie, że nie potrzebujemy w Polsce uchodźców a na koniec nauczymy Wasze dzieci jak mają myśleć i na pewno nie myśleć o tym, że chłop przebiera się za babę i udaje żonę i matkę jakiegoś niewinnego dziecka bożego. Będziemy udawać, że o Was myślimy i kochamy, poczujecie się potrzebni!

#postkomunistycznepanstwomafijne #konstytucja #anatomiapopulizmu #polityka #konfederacja #4konserwy #neuropa #holownia
  • 43
. > Oczywistym faktem jest, że repolonizacja mediów nie może nastąpić w drodze ustawy czy innej formy prawnej. To byłoby oczywiste, i, podobnie jak z przejęciem sądów, należy tego dokonać w sposób podobny do efektu mrożącego. Dlaczego? Ano dlatego, że różne organizacje pozarządowe czy nawet sama UE chętnie by się tym tematem zajęła, gdyby, ni stąd, ni zowąd, rząd lub Spółka Skarbu Państwa kupiła w podejrzany sposób którąś z gazet. Zwłaszcza mając
Co ważne, z założenia, walka z autorytaryzmem nie może wzmacniać się na utrwalaniu podziałów, tak jak z gorszym i lepszym sortem. Nie należy podkreślać czyjegoś pochodzenia (z małych miasteczek np.) czy wykształcenia czy poglądów społecznych. Autorytaryzm odpowiada właśnie na tego typu potrzeby. Tworzy ich potrzebę uzewnętrznienia, budzi je. Potrzeby akceptacji, że ktoś jest z małej miejscowości, potrzeby akceptacji tego, że ktoś wierzy w Boga i jest katolikiem czy w końcu potrzeby akceptacji
@papaj_21_37: Może coś przeoczyłem, ale nie widzę w tym długim wpisie linka do jakiegoś projektu ustawy lub zarysu programu partii rządzącej, w którym mógłbym przeczytać na czym polegać miałaby "repolonizacja" mediów.

Piszesz o swoich hipotezach jak mogłoby to wyglądać, podajesz przykłady głośnych wydarzeń w mediach publicznych i możliwe efektach repolonizacji. Ale nie widzę zestawienia z konkretami, z rzeczywistym planem lub projektem.

Napisałeś, że nie można repolonizacji załatwić ustawą. Właśnie można, regulujesz