Rozmowa
Często księża pedofile zaczynają zdobywać zaufanie swoich ofiar w konfesjonale (fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl)
Często księża pedofile zaczynają zdobywać zaufanie swoich ofiar w konfesjonale (fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl)

Wspólnie z żoną napisał pan książkę pod tytułem "Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos". Znalazły się w niej poruszające historie ofiar księży pedofilów.

- Dotarliśmy do około 50 pokrzywdzonych osób z całej Polski. Z racji wykonywanego zawodu z ofiarami księży pedofilów miałem do czynienia w kancelarii adwokackiej. Również moja żona spotykała ich w swoim gabinecie, do którego przychodzili już jako dorośli, żeby przerobić na terapii doświadczenia związane z molestowaniem przez duchownych.  

Żadna grupa zawodowa nie ma takiego łatwego dostępu do dzieci jak księża. Jako spowiednicy, przewodnicy duchowi w naturalny sposób wzbudzają zaufanie, poznają świat tajemnic dziecka. To okoliczności sprzyjające budowaniu więzi księdza z ofiarą. Przedstawiciele innych grup zawodowych nie mają takich możliwości. Co ciekawe, zaobserwowaliśmy też, że o ile w przestrzeni świeckiej 80 procent ofiar pedofilów to dziewczynki, to w przypadku sprawców, którymi są księża, owe 80 procent stanowią chłopcy.

Jak działają pedofile w sutannach?

- Najpierw typują sobie ofiary. W początkowym etapie tworzą więź, która nie ma żadnego związku ze sferą seksualności. Są bardzo cierpliwi. Powoli budują relacje.

Pewnie wybierają ofiary w sposób nieprzypadkowy?

- Najczęściej ofiarą jest dziecko z rodziny dysfunkcyjnej, w której występuje deficyt uwagi. Takiej, w której rodzic pije albo zwyczajnie nie ma czasu dla swojego dziecka. Łatwiejsze do manipulacji są dzieci z problemami, bo takie są mało wiarygodne. Księża zdobywają zaufanie swoich ofiar, okazując im zainteresowanie, przytulając, zabierając na zakupy i robiąc prezenty. Za każdym razem powtarza się ten schemat. Do tego momentu to nie jest jeszcze groźne. Jednak gdy więź księdza i dziecka się utrwali, pozwalają sobie na kolejny krok.

Zazwyczaj dla dziecka jest to inicjacja seksualna. Dlatego nie ma ono rozeznania, czy to dobre, czy złe. Jest zdezorientowane, przerażone. Zwłaszcza że ksiądz w naszym społeczeństwie jest  autorytetem, także moralnym. Ofiara zaczyna więc księdza usprawiedliwiać, a siebie winić. Później, gdy takie dziecko dorasta, nienawidzi samo siebie. Potrzebuje terapii i wielu lat, żeby z tego wyjść.

Ofiary księży pedofilów są okaleczone na całe życie (fot.pexels.com)

To trauma na całe życie?

- Przeważnie pokrzywdzeni ujawniają fakty związane z wykorzystaniem w dzieciństwie przed 40. rokiem życia. 90 procent naszych rozmówców próbowało popełnić samobójstwo. W dorosłym życiu borykają się z uzależnieniami, kłopotami w związkach. Bohaterowie naszej książki mieli podobne doświadczenia.

Marta pochodziła z domu, w którym ojciec często zaglądał do kieliszka, a mama była bardzo schorowana. Ksiądz uwiódł ją podczas spowiedzi, miała 15 lat. Cierpliwie wysłuchiwał jej zwierzeń, okazywał troskę. To trwało przez pewien czas. Któregoś wieczoru zabrał ją na śmietnik i tam zgwałcił. Dla Marty był to pierwszy raz. Poniżona i zakrwawiona wracała do domu przez zaspy. Nie miała się komu zwierzyć. Wypierała to, starała się jakoś zracjonalizować. "On nie chciał źle, on już więcej tego nie zrobi" - zaklinała w myślach rzeczywistość.

Przerażające.

- To historia, która poruszyła mnie najbardziej. Proszę sobie wyobrazić, że salezjanin, który Martę zgwałcił, kazał jej robić zdjęcia chorej, nagiej matki. Chciał zobaczyć, jak wygląda ciało starszej kobiety. Marta spełniała tę prośbę. Tak bardzo potrzebowała miłości, że za każdym razem usprawiedliwiała księdza, który dał jej jednak jakieś uczucia, których nie znała z domu.

Z kolei Tomek, wykorzystywany przez innego księdza, od zawsze chciał być ministrantem. Gdy ksiądz zwrócił na niego uwagę, był szczęśliwy, czuł się wyróżniony. Cieszył się też wtedy, gdy duszpasterz zaczął go zabierać na uroczystości kościelne prywatnym samochodem. Reszta parafian jeździła autokarem.

Pedofile w sutannach wybierają zwykle dzieci, którym rodzice nie poświęcają uwagi (fot. pexels.com)

Nikogo z otoczenia to nie dziwiło?

- To był bardzo wysoko postawiony hierarcha kościelny z południa Polski. Był nawet kiedyś kapelanem Ojca Świętego. Takim osobom nie zadaje się pytań.

Czy Kościół coś z tym robi? Mam na myśli problem pedofilii.

- Odprawiane są nabożeństwa pokutne, modlitwy za ofiary księży. Prowadzone są szkolenia, wydano wytyczne dotyczące postępowania w przypadku ujawnienia pedofilii. Oficjalna strategia Kościoła to zero tolerancji dla takich zachowań, ale faktycznie to polityka zero informacji. Chodzi o ochronę wizerunku instytucji. Przecież Kościół już dawno zapowiadał wydanie Białej Księgi, która miała pokazać skalę zjawiska wykorzystywania nieletnich przez duchownych. I co? Mijają lata i księgi nie ma.

Papież Franciszek mówi, że "trądem pedofilii" dotkniętych jest 2 procent duchowieństwa. Mamy w Polsce 30 tysięcy czynnych kapłanów. Wychodzi więc, że 600 z nich to pedofile. Przyjmując, że jeden pedofil ma na koncie więcej niż jedną ofiarę, to liczba pokrzywdzonych może iść w tysiące. Choć ja uważam, że dane, które podaje Franciszek, są zaniżone.

Dlaczego?

- Bo niby dlaczego mamy być "lepsi" niż Stany Zjednoczone, gdzie podaje się, że pedofile w sutannach stanowią około 5 procent duchownych? Albo niż Australia, gdzie mówi się o 7 procentach? Środowiska skupione wokół fundacji "Nie lękajcie się" wielokrotnie apelowały do Kościoła, by ujawnił, ile spraw o molestowanie nieletnich toczy się w diecezjach. Ale Kościół nie ujawnia danych, tłumacząc się, że takich statystyk nie prowadzi.

Ksiądz podejrzany o molestowanie ministrantów nadal pełnił funkcję proboszcza. Arcybiskup Henryk Hoser (na zdjęciu) nie reagował (fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Przepraszam, ale jeśli hierarchia kościelna potrafi zliczyć, ilu wiernych jest na mszy świętej w niedzielę, rozprowadzić miliony świec Caritasu albo prasę katolicką, to chyba potrafi poprosić diecezje i zgromadzenia zakonne, by podały, ile tego rodzaju spraw jest w toku.

Watykan, po olbrzymich bojach z ONZ, podał, że między 2004 a 2014 rokiem ujawnił 3 tysiące przypadków pedofilii w Kościele katolickim na świecie. W efekcie 800 duchownych wydalono z kapłaństwa, reszta poniosła inne kary. Moim zdaniem to też niepełne dane, bo wykrywalność tego typu przestępstw jest znikoma. Nie wiemy, jaka jest skala nieujawnionej pedofilii w Kościele.

No właśnie.

- Możemy się tylko domyślać. Bo - jak już wspomniałem - księża wchodzą w sferę tajemnic dzieci. W konfrontacji z wykorzystanym dzieckiem wydają się bardziej wiarygodni, jeśli weźmie się pod uwagę, że typują ofiary w dysfunkcyjnym środowisku. W książce przedstawiamy historię Szymona, który od 15. roku życia był przez kapłana częstowany alkoholem. Wpadł w ten paskudny nałóg. Ksiądz pił wino, a jemu kupował wódkę. Wpłacał też Szymonowi pieniądze na konto, pisząc za każdym razem, że to pożyczka.

Gdy Szymon poskarżył się wreszcie, że jest molestowany, był dla przełożonych księdza niewiarygodny. Ksiądz miał wymówkę, że chłopak go szantażuje, bo chce wyciągnąć od niego kolejne pieniądze. Podobnie było w sprawie Marka, którego wiarygodność sprawca umniejszał patologią panującą w jego rodzinie.

Niestety, w Polsce pokutuje brak tradycji obywatelskich, czyli zgłaszania takich przypadków organom ścigania. Pokrzywdzonym poza Kościołem jest o wiele łatwiej.

Co ma pan na myśli?

- Za pokrzywdzonym przez nauczyciela, policjanta czy strażaka staje zwykle cała rodzina. Mówią: "Jesteśmy z tobą, to nie jest twoja wina". Gdy sprawcą jest ksiądz, często cała wspólnota wiernych, a nawet bliscy ofiary robią wszystko, by sprawa nie ujrzała światła dziennego. Marek, który był molestowany przez księdza, pewnego dnia oświadczył w domu, że już więcej do kościoła nie pójdzie, że ksiądz mu zrobił krzywdę. Rodzice kompletnie go zignorowali.

Ofiary księży pedofilów przesłuchuje komisja złożona z duchownych, przy udziale adwokata sprawcy - zdjęcie ilustracyjne (fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta)

Podobnie było w przypadku Szymona, ministranta, którego ksiądz gwałcił, a wcześniej kupował mu prezenty. Ksiądz przyznał się do wykorzystania syna rodzicom, przeprosił ich na kolanach, a oni nadal zgadzali się, by zabierał chłopaka na różne wyjazdy.

Jeżeli Kościół reaguje, to w jaki sposób?

- Z wielu relacji pokrzywdzonych wynika, że biskupi przenoszą duchownego do innej parafii, czyli de facto wysyłają go na inne łowisko. To strategia unikania skandalu, zgorszenia, choć pewne jest, że pedofil będzie robił to samo, bo pedofilia jest chorobą. Pomimo polityki "zero tolerancji dla pedofilów" wielu biskupów redukuje podnoszenie problemu wykorzystania nieletnich w przestrzeni Kościoła, nazywając go "atakiem na Kościół". Biskup Antoni Dydycz tak to właśnie wprost nazwał. Żona i ja jesteśmy osobami wierzącymi, nie atakujemy Kościoła. Dla nas liczy się dobro pokrzywdzonych dzieci.

Zbadali państwo, jak na historie pedofilskie kościół reagował w innych krajach?

- W Irlandii na przykład, po kolejnych aferach z księżmi pedofilami, wymieniono cały Episkopat. W Polsce natomiast kościelni hierarchowie bronią pedofilów w sutannach. Jako przykład podam sprawę z Tylawy - biskup Józef Michalik w specjalnym liście do wiernych bronił proboszcza, którego sąd skazał za wykorzystywanie nieletnich. Z kolei w Szczecinie ksiądz wykorzystywał chłopców w Schronisku im. św. Brata Alberta. Ówczesny biskup pomorski Stanisław Stefanek nawet nie przesłuchał wychowanków. Dotarli oni później do metropolity szczecińsko-pomorskiego biskupa Mariana Przykuckiego, ale ten im nie uwierzył. Co prawda odwołał z ośrodka księdza, który molestował, ale powierzył mu nadzór nad szkołami katolickimi w Szczecinie, czyli stworzył mu okazję do podobnych sytuacji. W 2003 roku świadectwa tych pokrzywdzonych zebrał dominikanin ojciec Marcin Mogielski i zawiadomił kurię.

Ofiary księży pedofilów są postrzegane jak niewiarygodne (fot.pexels.com)

Co było dalej?

- Sprawa trafiła do nowego metropolity szczecińsko-pomorskiego biskupa Romualda Kamińskiego. Doszło do spotkania u dominikanów, gdzie biskup Kamiński powiedział, że pokrzywdzeni, którzy się poskarżyli, i sam ojciec Mogielski nieświadomie przykładają rękę do "pedalskiej zemsty" na Kościele.

Nie rozumiem.

- Biskup po prostu zaatakował Mogielskiego, twierdząc, że jest homoseksualistą. Zatem przez lata nie zrobiono nic, a potem w okropny sposób potraktowano dominikanina, który chciał pokrzywdzonym chłopcom pomóc.

Znam też sytuację, kiedy skazany za pedofilię ksiądz został proboszczem na Tarchominie w Warszawie. Chodzi o księdza Grzegorza K., który w 2001 roku, w trakcie posługi w Otwocku, molestował ministranta. Był też bohaterem innego prokuratorskiego śledztwa dotyczącego molestowania kolejnych ministrantów. Ale wobec bezczynności arcybiskupa Henryka Hosera nadal pełnił funkcję proboszcza. Odwołano go dopiero po reportażu TVN z września 2013 roku.

Czy księża pedofile mają poczucie winy?

- Nie spotkałem się z takim przypadkiem. Wielu z nich, gdy ofiara dorasta, znajduje sobie kolejną, 13-15-letnią. Od znajomych kapłanów wiem, jak to wygląda w środku Kościoła. Jeden ksiądz spowiada się drugiemu z grzechu nieczystości, a po chwili spowiadający wyznaje to samo spowiadanemu. I tak to działa.

Do molestowania dochodzi już w seminariach. Tam osoba, która zgłasza, że była ofiarą molestowania jest wydalona, a molestujący zostaje księdzem. A ksiądz, który żali się przełożonym, że ma problem ze swoją seksualnością, słyszy, że ma się więcej modlić.  

Co jeszcze uderzyło państwa podczas rozmów z pokrzywdzonymi?

- Przyzwolenie na pedofilię z udziałem księży, które wynika z dewocyjnych postaw rodziców, zwłaszcza w małych miejscowościach. Opowiem pani o Irenie, która przez lata była poddawana egzorcyzmom. Zaczęło się od obserwacji krewnej, która stwierdziła, że Irena interesuje się mroczną muzyką. Irena jest artystką, malowała, tworzyła różne instalacje. Krewna doszła do wniosku, że odprawia czarne msze. Zaczęto Irenę poddawać egzorcyzmom. To był horror. Smarowano jej intymne części ciała jakimiś olejami, mówiono jej, że są siedliskiem szatana.

To historia ze średniowiecza?

- Nie, działa się w Polsce, kilka lat temu. Irena wracała do domu wymaltretowana, z porwaną bielizną. Kiedy skarżyła się krewnym, że podczas egzorcyzmów księża naruszają jej intymność, mówiono, że przemawia przez nią szatan. W podziemiach wielu polskich kościołów stoją łóżka z pasami, gdzie można wiązać osoby rzekomo opętane.

Nad egzorcystami w Polsce nie ma żadnej kontroli. Osoby poddawane tym rytuałom są czasem wręcz torturowane, narusza się ich intymność i nietykalność. Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku w Niemczech doszło do skazania dwóch księży egzorcystów za nieumyślne spowodowanie śmierci młodej dziewczyny Anneliese Michel. Po tym zdarzeniu Episkopat niemiecki wydał zakaz odprawiania egzorcyzmów.

W Polsce ten "rynek" kwitnie w najlepsze. Można kupić oleje, sole i wodę do rytuałów, są nawet specjalne miesięczniki, które zajmują się tą tematyką. Jeszcze kilka lat temu egzorcystów było u nas kilkunastu, w tej chwili jest około 150.

Jak się skończył koszmar Ireny?

- Miała dość, próbowała popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły. Ale rodzina, zamiast do lekarza, zawijała ją w dywan i wiozła do księdza egzorcysty. W przerwach między egzorcyzmami księża palili papierosy i niewybrednie komentowali jej wygląd. Pamięta, jak mówili: "fajna dupa", "fajne cycki". Wybijano jej zęby krzyżem, miała pęknięte żebra, ma uszkodzony kręgosłup, bo egzorcyści na niej siadali.

Irena jest w traumie. Uciekła z domu, nie utrzymuje kontaktu z rodzicami. Została otoczona opieką fundacji "Nie lękajcie się", stara się być niezależna. W dzień się uczy, nocami pracuje, żeby dorobić na swoje utrzymanie. Odreagowuje pisząc pamiętniki, chodzi na terapię. Jej historię opisał "Duży Format" .

Podobnie wygląda sytuacja Marty, którą ksiądz zgwałcił na śmietniku. Często jest u terapeuty, nie może sobie poradzić z koszmarem. Jest poraniona jak wszystkie ofiary księży pedofilów. Nie da się z tego wyjść na jednej sesji terapeutycznej.

Poznałem też inną kobietę zgwałconą przed 20 laty przez księdza. Teraz jest w związku, ale nigdy ze swoim chłopakiem nie współżyła. Na jesieni planują wesele, ale u tej kobiety myślenie o nocy poślubnej wywołuje traumę.

Ofiarom borykającymi się traumą nie pomagają sądy.

- Marek Lisiński, lider fundacji "Nie lękajcie się", wystąpił przeciwko diecezji, w której był molestowany ponad 30 lat temu. Ta sprawa trwa już od trzech lat. Każda wizyta w sądzie, gdzie spotyka swojego oprawcę, jest dla niego koszmarem. Ksiądz pedofil został co prawda skazany wyrokiem watykańskim, ale podważa ten wyrok.

Zobacz wideo Dlaczego księża milczą w sprawach patologii w Kościele?

W sądach sprawy ciągną się latami, a procedury kościelne maksymalnie zniechęcają pokrzywdzonych, by w ogóle je wnosili.

- Przed świeckim sądem w postępowaniu karnym pokrzywdzony jest przesłuchiwany tylko raz. A sprawca nie jest przy tym obecny. Przed kościelnym ofiary przesłuchuje komisja złożona z duchownych, przy udziale adwokata sprawcy. Pokrzywdzeni opowiadali nam, że przesłuchanie trwa po sześć godzin, że muszą opowiadać o intymnych szczegółach. I takich przesłuchań jest czasem kilka. W Kościele sprawę prowadzi biskup z diecezji podejrzanego. Jaki to ma związek z zasadą bezstronności? Wielu pokrzywdzonych opowiadało nam, że byli wręcz namawiani przez duchownych, by sprawy nie ujawniać. By przebaczyć. By nie siać zgorszenia. Stąd zresztą tytuł naszej książki.

Artur Nowak i Małgorzata Szewczyk-Nowak rozmawiali z około 50 pokrzywdzonymi przez księży (fot. Jakub Szafrański)

Czy wszystkie historie, które państwo usłyszeliście, znalazły się w książce?

- Ostatnio skontaktował się z nami młody człowiek, Polak, który aktualnie przebywa we Włoszech. Ojciec mocno go bił. Tak mocno, że mama wywoziła go na kilka dni do ciotki, by pobity nie pokazywał się w szkole. Był cały fioletowy. Nagle zjawił się "wybawca", czyli ksiądz. Zaproponował, że zabierze chłopaka do Włoch. Mama mu zaufała, nawet się ucieszyła, że syn będzie bezpieczny. Zgodziła się, oczywiście nie obyło się bez zgody sądu, by chłopak mógł uczyć się we włoskiej szkole. I 13-latek znalazł się sam w obcym kraju, gdzie ludzie mówią innym językiem.

A ksiądz zaczął przychodzić nocami do jego łóżka, dotykał go. Trwało to pięć lat. Za każdym razem, gdy chłopiec się skarżył, ksiądz straszył go, że wróci do Polski. Wiadomo, że nie chciał wrócić do ojca, który jest katem, więc znosił molestowanie. Skarżył się przełożonym księdza we Włoszech, ale słyszał, że ma nie rozpowiadać takich rzeczy, bo mówi przez niego demon.

Kilka historii zdecydowaliśmy się nie ujawniać. Pokrzywdzeni, z którymi rozmawialiśmy, w pewnym momencie zaczęli się wahać. Uznaliśmy, że jeszcze nie są gotowi. Rany są za świeże. 

Okładka książki ''Żeby nie było zgorszenia'', zdjęcie ilustracyjne (fot. mat. prasowe / pexels.com)
Po odejściu z domu Irena próbuje się leczyć. Można jej pomóc, wpłacając pieniądze na fundację  "Nie lękajcie się! ", która wspiera ofiary księży pedofilów. Konto: Bank BGŻ, Kod SWIFT: PPABPLPK IBAN PL95 2030 0045 1110 0000 0396 6180 "Pomoc dla Ireny".

Książkę Artura Nowaka i Małgorzaty Szewczyk-Nowak "Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos" w promocyjnej cenie można kupić w Publio.pl>>>

Artur Nowak . Adwokat, orzekał w sądzie. Specjalizuje się w sprawach karnych, wielokrotnie w swojej praktyce reprezentował pokrzywdzonych i sprawców w postępowaniach dotyczących czynów pedofilskich.

Małgorzata Szewczyk-Nowak . Psycholog, psychoterapeuta i pedagog. Ukończyła psychologię kliniczną i pedagogikę resocjalizacyjną na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wiedzę pogłębiała też w Szkole Psychoterapii Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu SWPS.

Angelika Swoboda . Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi rozmawia także w Radiu Pogoda, kawy i sportowych samochodów.

CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU