"Gazeta Wyborcza" podała w w ubiegłym tygodniu, że minister zdrowia Łukasz Szumowski do 2017 roku (wówczas pełnił jeszcze funkcję wiceministra nauki) był udziałowcem dwóch spółek, które założył jego brat - Marcin Szumowski. W jednej z nich jego udziały miały być warte prawie 4 miliony 400 tys. zł. "Gazeta Wyborcza" poinformowała, że kilka miesięcy po objęciu funkcji przez Szumowskiego udziały przejęła jego żona Anna. Ministerstwo Zdrowia skierowało do gazety sprostowanie z informacją, że Łukasz Szumowski akcje zbył jeszcze przed objęciem funkcji w rządzie.
Jak z kolei podał OKO.press, brat Łukasza Szumowskiego zasiadał w komisjach, które zdecydowały o przyznaniu z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju ok. 43 mln zł dotacji do jednej ze spółek, której był współwłaścicielem.
Minister zdrowia Łukasz Szumowski w ostatnich tygodniach znalazł się również w ogniu krytyki w związku z zakupem przez resort maseczek niespełniających norm.
Trudno jest walczyć i z koronawirusem, i walczyć z nieprawdziwymi informacjami, szczególnie że nie są one na mój temat, tylko na temat rodziny. Połowę czasu, zamiast naprawdę skupiać się na tym, czy i jak odmrażać gospodarkę, czy i jak zwiększać możliwości testowania, czy i jak poprawiać system opieki zdrowotnej, odmrażać służbę zdrowia, to ja zajmuję się różnymi nieprawdziwymi informacjami, które pojawiają się w przestrzeni publicznej
- komentował Łukasz Szumowski w Polsat News. Twierdził również, że przechodząc do polityki "raczej stracił finansowo". - A teraz również zostałem obrzucony błotem. Moja popularność poszybowała w górę podczas epidemii, co było dla mnie zaskakujące i trochę krępujące, teraz zbieram tego żniwo - dodał.
- We wszystkich tych politycznych doniesieniach nie ma ani jednego faktu, który by pokazywał, że w jakikolwiek sposób prawo było naruszone, złamane - ocenił.
Odnosząc się do dotacji uzyskanych przez spółkę jego brata, Szumowski podkreślił, że Narodowe Centrum Badań i Rozwoju pozwoliło na to, by Marcin Szumowski zasiadał w komisjach. - Trudno, żeby ktoś, kto składa granty, wiedział lepiej niż dyrekcja instytucji - skomentował minister.
- Ani ja, ani mój brat, ani moja żona naprawdę nie mamy sobie nic do zarzucenia. Nie ma ani jednego faktu, który wskazywałby na jakiekolwiek prawidłowości. Jest to ewidentnie gra wynikająca z kalendarza wyborczego, stałem się takim trochę celem, w który należy uderzyć - dodał.