Kraj, który "zakazał" koronawirusa. Za mówienie o nim można trafić do aresztu

Świat
Kraj, który "zakazał" koronawirusa. Za mówienie o nim można trafić do aresztu
commons.wikimedia/Kalpak Travel/CC BY-SA 4.0
Aszchabad - stolica Turkmenistanu

Rząd Turkmenistanu zakazał używania słowa "koronawirus". Informacje o pandemii zniknęły z oficjalnych broszur, a za noszenie maseczki w miejscu publicznym można zostać zatrzymanym przez policję - informuje organizacja Reporterzy bez Granic.

O zakazach informują niezależne media, które zostały zablokowane w Turkmenistanie - "Turkmenistan Chronicle", a także dziennikarze Radia Azaltyk, turkmeńskiej wersji Radia Wolna Europa.

 

"Ekstremalne metody"

 

"Osoby noszące maseczki, rozmawiające o koronawirusie na ulicy, na przystankach autobusowych lub w kolejkach przed sklepami, mogą zostać aresztowane przez policjantów w cywilu" - piszą Reporterzy bez Granic. Wszystkie zależne od rządu media, mają zakaz mówienia o skali pandemii na świecie.

 

ZOBACZ: Koronawirus szaleje, a złodzieje okradli strażaków

 

Organizacja przypomina, że Turkmenistan w rankingu wolności prasy World Press Freedom Index za rok 2019 znalazł się na ostatnim, 180 miejscu. Na wyższych pozycjach znalazły się m.in. Korea Północna, Erytrea i Chiny (Polska znalazła się na 59 miejscu). Rząd kontroluje wszystkie krajowe media, a dostęp do cenzurowanego internetu można uzyskać tylko po okazaniu dokumentu tożsamości.

 

- Turkmeńskie władze zasłużyły sobie na swoją reputację. Stosują ekstremalne metody eliminowania wszystkich informacji o koronawirusie. Nie tylko naraża to obywateli, ale wzmacnia też autorytaryzm prezydenta Gurbanguly Berdimuhamedowa - mówi Jeannne Cavalier, szefowa oddziału Reporterów bez Granic w Europie Wschodniej i Azji Środkowej. Jednocześnie wzywa do "zareagowania i zabronienie dalszym łamaniom praw człowieka".

 

Dymem z poganka na koronawirusa

 

Według oficjalnych danych, w Turkmenistanie nie ma żadnych potwierdzonych przypadków koronawirusa. Prezydent kraju jeszcze 13 marca nakazał, by ulice miasta odkazić... dymem z poganka (sukulentu zaliczanego go do środków odurzających).

 

ZOBACZ: Oburzenie po kolejnej produkcji Netflixa. W Turkmenistanie zawrzało

 

- Nasi mądrzy przodkowie twardo trzymali się tradycji: okadzania dymem poganka ważnych wydarzeń (...), czy też w określonych porach roku, kiedy pojawiały się choroby zakaźne - mówił Berdimuhamedow.

 

Przez prowadzoną politykę rządu, w sytuacji bez wyjścia znaleźli się Turkmeni, którzy chcieli wrócić do kraju z Rosji. 17 marca zamknięto ambasadę w Moskwie. Wiele osób, nie mając się gdzie udać, koczuje na lotnisku w Domodiedowowie pod Moskwą.

bas/ Reporterzy bez Granic, Belsat, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie