Spółdzielnia nie chce aplikatorów - wyrzuca na śmietnik

CezaryDddd
CezaryDddd

Spółdzielnia mieszkaniowa SM Zjednoczeni w Bydgoszczy torpeduje moje próby włączenia się do walki z koronawirusem. Usunęli aplikatory z płynem do dezynfekcji. Z tego co wiem, co najmniej jeden z nich (prawie pełen) został wyrzucony na śmietnik. Co do pozostałych dwóch, mogę się tylko domyślać.


Mieszkam w jednym z bloków tej spółdzielni. Są to bloki na 100 mieszkań, z jedną klatką schodową i dwiema małymi windami. W związku z tym jest tu spory ruch i oczywiście wszyscy mieszkańcy dotykają wspólnych elementów jak klamki, drzwi do windy, guziki z numerem piętra itp.

5958357a5977414541686378_15851428962cYNwsMI98APw6W7Y91TD5.jpg


Dużo ludzi - jedno wejście. Świetne warunki do przenoszenia wirusa. O ile jeszcze po wejściu do mieszkania mogę od razu umyć ręce, o tyle po wyjściu z bloku nie bardzo jest jak się odkazić, a chciałbym wsiąść do samochodu i nie przenosić wirusów np. na kierownicę. Oczywiście, każdy może nosić ze sobą płyn do dezynfekcji, ale to niezbyt praktyczne i wygodne rozwiązanie.


Być może spółdzielnia mogłaby zawiesić dozownik z płynem przed wejściem, ale tego nie robi. Nie wiem, czy spółdzielnia nie widzi takiej potrzeby czy nie jest w stanie z różnych przyczyn tego zrobić. No ale czemu ciągle liczyć na innych? Uznałem, że przecież mógłbym zamontować dozownik sam. Nie sądziłem, że spółdzielnia będzie z tym walczyć.


Po chwili wpadłem na lepszy pomysł - zamiast wieszać dozownik tylko dla mieszkańców własnego bloku, mógłbym przecież powiesić ich więcej. Takich bloków, jest dużo. Skąd wziąć fundusze na dolewki płynu? Może z dobrowolnych datków mieszkańców? Pomyślałem, że warto spróbować - zasponsorować dwie pełne butle, a potem się zobaczy. Powiesiłem (na razie na próbę) dwa chałupniczej roboty dozowniki wraz z kartką informującą o co chodzi:

5958357a5977414541686378_1585142982F7JJ9SDGg2YPrzWo5eglU8.jpg


5958357a5977414541686378_1585143002VtS12Z7j2b6uMyStVAfKPS.jpg


Nie pytałem spółdzielni o zgodę z dwóch powodów. Uznałem, że sytuacja jest na tyle istotna, że należy to powiesić nawet gdyby spółdzielnia zgody nie wyraziła. Poza tym wyrażenie zgody oznaczałoby, że ktoś ze spółdzielni musiałby wziąć za to odpowiedzialność. Dlatego pewnie oficjalnej zgody bym nie dostał. Byłem jednak przekonany, że ponieważ akcja jest słuszna, spółdzielnia pomimo braku oficjalnej zgody, nie będzie ze mną walczyć. No i się pomyliłem :(

Jako że jestem programistą postawiłem przy okazji stronę cov2019.pl, która mogłaby ułatwiać zbieranie datków na kolejne dolewki. Strona super-prymitywna, ale to wszystko zostało zrobione na próbę. I tak łącznie ogarniam to wszystko dwa dni. Stworzenie strony, znalezienie butelki, obmyślenie jak to przymocować, zakup wszystkiego w castoramie. Nawet wkrętarko-wiertarkę, kupiłem, ale mniejsza o to bo pewnie i tak się jeszcze przyda w domu. Włożyłem swoją pracę i parę złotych w nadziei, że ma to sens. Przecież lepiej mieć odkażacz niż go nie mieć. Gdyby mieszkańcy chcieli utrzymać ten “system” kupiłbym kilkadziesiąt butelek z jakimiś zawieszkami i porozwieszał w najpilniejszych miejscach. Na stronie zbierałbym info o wpłatach i dokonywał dolewek. Myślę, że mógłbym się przysłużyć po prostu organizując tego typu akcję po kosztach.


Pamiętam jak miałem satysfakcję, gdy zobaczyłem osobę korzystającą z płynu. Wówczas myślałem, że to wypali.

W międzyczasie zautomatyzowałbym system do księgowania wpłat na poczet dolewek. Jakoś napaliłem się na myśl o tym pomyśle, a to dziwne, bo nie jestem typem kogoś kto bezinteresownie niesie pomoc. Może spodobało mi się to, że mam okazję zrobić coś przydatnego, namacalnego? Może coś co ludzie docenią? Rzadka okazja dla programisty.


Niestety, jeszcze tego samego dnia, zniknęły obie butelki. Administracja nie raczyła mnie o tym powiadomić nawet mailowo, chociaż kontakt jest na stronie pogrubioną czcionką.


Początkowo myślałem, że to jakiś zwykły złodziej lub wandal to zdjął, więc poszedłem powiesić ponownie trzecią butelkę. Wtedy podeszła do mnie kobieta (jak się później okazało, sprzątaczka, chyba dobra znajoma prezesa, bo rozmawiała z nim swobodnie na Ty). Która oznajmiła mi, że to ona zdjęła na polecenie spółdzielni. Gdy poprosiłem, żeby oddała, powiedziała, że wyrzuciła to do śmietnika. Mam to nagrane. Nie wiem, czy publikować. Otuchy dodaje fakt, że mieszkańcy byli po mojej stronie i początkowo agresywny ton tej pani, szybko zelżał. Dziękuję Wam za wsparcie. Z resztą rozmowę między nią a mieszkańcami tez mam nagraną. Osoby, które wtedy dyskutowały prosiłbym o kontakt, jeśli to czytają. Chciałbym wiedzieć, czy ewentualnie mam ich zgodę na publikację.


Nie wiem teraz co robić, bo trzecia butelka została zdjęta rano. Dzwoniłem do administracji, to jakiś “prezes” zamiast normalnej rozmowy powtarzał tylko w kółko że wezwie policję i straż miejską, bo rzekomo zniszczyłem elewację. Tak to wygląda po zdjęciu dozownika:

5958357a5977414541686378_1585143103mwFZ4B18A6ATEw5VpXGTC4.jpg


Kołki w ścianie są, ale bez przesady! Serio to cenniejsze od zdrowia ludzi? Prezes w rozmowie telefonicznej przedstawić się nie chciał. Takiego prezesa anonima tutaj mamy. Też to mam nagrane.


Proszę o radę, co zrobić. Czy dam radę jakoś wymusić na spółdzielni, żeby nie przeszkadzali? Celowo utrudniają walkę z wirusem! Może jest na to jakiś paragraf? Przecież to poważna sprawa, chodzi o zdrowie i życie ludzi oraz o stan naszej gospodarki. To naprawdę nie jest czas na zajmowanie się elewacją! Inny argument - nie wiedzą co to jest. No i co z tego? Napisałem na kartce, że to prywatna inicjatywa, a wystarczy powąchać, żeby poczuć że głównym składnikiem jest mocny alkohol. Skoro sami nie wieszają, to niech chociaż nie przeszkadzają! Ale co zrobić, żeby przestali przeszkadzać?


Link do spółdzielni: //www.smzjednoczeni.pl/in...

Kontakt do mnie: cov2019pl@gmail.com