O sprawie Aleksandry Sadowskiej z Wrocławia zrobiło się głośno w 2018 roku za sprawą programu "Alarm", emitowanego przez TVP 1. Młoda kobieta wykonała tatuaż gałek ocznych w listopadzie 2016 roku, korzystając z usług tatuażysty z Warszawy Piotra A. Choć po wykonaniu tatuażu klientka poinformowała go, że nie widzi na jedno oko, mężczyzna przekonywał ją, że wszystko jest w porządku, zalecając okłady i przyjmowanie środków przeciwbólowych.
>>> Śląsk: seryjny włamywacz został złapany dzięki charakterystycznemu tatuażowi
Po wykonaniu tatuażu gałek ocznych Aleksandra Sadowska straciła wzrok w prawym oku, a na lewe ledwo widzi. Profesor Jerzy Szaflik z Centrum Mikrochirurgii Oka w Warszawie uważa, że zabieg wykonano w sposób niewłaściwy, uszkadzając oczy młodej kobiety - relacjonuje TVP Info. Biegli sądowi stwierdzili z kolei, że tusz, który został wykorzystany do zrobienia tatuażu oczu Aleksandry Sadowskiej, nie powinien mieć styczności z okiem i nadaje się wyłącznie do tatuowania skóry.
Sprawą zajęła się prokuratura. Skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Piotrowi A. "Super Express" informuje, że mężczyzna odpowie za nieumyślne narażenie kobiety na ciężkie kalectwo. Tatuażysta nie przyznaje się do winy i w dalszym ciągu prowadzi salon tatuażu, choć teraz jedynie zakłada klientom kolczyki. Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat trzech.
- Będziemy walczyć o odszkodowanie, a kwota – jaka by ona nie była – nie zwróci wzroku pokrzywdzonej. Na pewno będziemy żądać 1,5 mln złotych – mówił w 2018 roku Igor Sikorski, pełnomocnik Sadowskiej, którego słowa cytuje Wirtualna Polska.