Pożary w Australii

5 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o pożarach w Australii

Tragedie mają to do siebie, że przyciągają media, a media podsycają emocje. Nie sprzyja to ani obiektywizmowi, ani przekazywaniu informacji. Dlatego przekopałem się przez dostępne raporty i doniesienia, w poszukiwaniu najważniejszych, nagich faktów na temat ostatnich pożarów w Australii.

Świat płonie. Nie jest to metafora, ani nawet hiperbola. Od kilku lat, na naszych oczach, w perzynę obracają się ogromne połacie kolejnych kontynentów. Tym razem padło na krainę kangurów i koali, które – jak na pewno zdążyliście usłyszeć – giną tysiącami, bezbronne w obliczu szalejącego żywiołu.

Oczywiście każdemu z nas przykro jest patrzeć na poparzony pyszczek koali, ale dziś proponuję skupić się na istocie problemu. Czy pożary szerzące się na antypodach są czymś nietypowym? Co jest ich przyczyną? I jakie przyniosą konsekwencje? Jeżeli szukacie prostych, zero-jedynkowych odpowiedzi na te pytania, prawdopodobnie was zawiodę. Tym bardziej, że szeroki strumień szokujących doniesień naniósł już całkiem pokaźną warstwę informacyjnego mułu, pełnego sprzeczności i niedomówień. Mam jednak nadzieję, że udało mi się wyłowić przynajmniej część liczb, danych i komentarzy, niezbędnych dla należytego ogarnięcia sytuacji.


1. Pożary były, są i będą, ale…

Jeżeli uczestniczyliście w jakiejkolwiek sieciowej dyskusji na temat trwającego kryzysu, prawdopodobnie nie raz trafiliście na głosy bagatelizujące temat. Wszakże, pożar lasu to żadna nowość, zwłaszcza w gorącej i dzikiej Australii. Furorę w social mediach robi m.in. wycinek gazety z 1939 roku z jakby znajomym nagłówkiem: “Lasy Australii płoną nadal”. Zapewne ma on dowodzić, że katastrofy tego rodzaju towarzyszą ludzkości od zarania dziejów – co jednak nie jest żadnym odkryciem.

Problem tkwi w zasięgu i skali australijskich pożarów.

Skala to zresztą bardzo ciekawy i niejednoznaczny temat. Jeżeli sięgniecie do gołych statystyk (choćby tych dostępnych u cioci Wikipedii), dowiecie się, że aktualna sytuacja nie stanowi żadnego ewenementu. Zwłaszcza, jeżeli zestawimy ją z madmaxową apokalipsą, jaka nawiedziła kontynent kangurów pół wieku temu. Z tabeli możemy odczytać, że sezon pożarowy 1974/75 pochłonął obszar sięgający, według niektórych źródeł, aż 117 milionów hektarów. To ponad milion kilometrów kwadratowych, 1/8 terytorium całej Australii, lub łączna powierzchnia Polski i Ukrainy.

Jednak statystyki nie zdradzają szczegółów, a te są kluczowe przy próbach oceny obu klęsk. Przede wszystkim należy podkreślić, co dokładnie paliło się wtedy, a co płonie dziś. Kataklizm roku 1974 dotknął zwłaszcza Australii Zachodniej, Terytorium Północnego oraz Queensland. Dlaczego to istotne? Australia to potężny kawał ziemi, przecięty kilkoma strefami klimatycznymi, z przewagą strefy pustynnej i półpustynnej. W przeszłości ogień hulał głównie po wiecznie suchych, trawiastych obszarach okalających jałowy zachód oraz serce kontynentu.

Statystyki terenów dotkniętych przez pożary dla Nowej Południowej Walii (NSW).

Trwające teraz pożary dewastują południowo-wschodnią część kraju, na czele ze zurbanizowaną, zalesioną i dotąd przyjazną klimatycznie Nową Południową Walią. Cytując biologa Owena Price’a: “Niektóre pożary na północy stanu przeszły w listopadzie przez lasy deszczowe. Istnieją obszary, jak park narodowy Kanangra na zachód od Gór Błękitnych, które zostały spalone po raz pierwszy w historii”. David Boman z Uniwersytetu Tasmanii dodaje: “Nigdy jeszcze nie było sytuacji, gdzie w ogniu stałyby jednocześnie Queensland, Nowa Południowa Walia, Adelaide Hills, Perth i wschodnie wybrzeże Tasmanii”. W momencie gdy piszę te słowa, według raportu Rural Fire Service, w sezonie 2019/20 ogień strawił obszar niemal 11 milionów ha, przy czym połowa to lasy. Pod tym względem, mamy do czynienia z jedną z największych klęsk tego rodzaju i zdecydowanie największą w regionie. A to przecież jeszcze nie koniec.

2. Zmiany klimatyczne nie pomagają

Wielkie pożary, tak jak wszystkie złożone zjawiska, posiadają wiele przyczyn – począwszy od ludzkiej głupoty (podpalenia), aż po zawsze obecny czynnik losowy. Trudno jednak nie dostrzec, że średnia temperatur wzrasta, co w oczywisty sposób potęguje zagrożenie i wzmaga gniew żywiołów na całym globie. Oto co mówią liczby.

Podobnie jak w większości krajów (włącznie z Polską), w ostatnich latach termometry w Australii regularnie wskazują na coraz wyższe, ekstremalne upały. Dziewięć z dziesięciu rekordowo ciepłych lat miało miejsce już w XXI wieku. Według danych australijskiego Biura Meteorologii rok 2019 okazał się dla Australijczyków najgorętszy w historii obserwacji. Pomiary temperatur z dwunastu miesięcy wykazały wynik o 1,52°C wyższy od długoterminowej średniej i o 0,19°C wyższy od poprzedniego rekordu z roku 2013. Z kolei patrząc na samą Nową Południową Walię temperatury z ubiegłego roku były aż o 1,95°C wyższe od średniej z lat poprzednich i – znów – najwyższe w historii prowadzonych pomiarów. Żeby lepiej zrozumieć o czym mówimy: w grudniu na obszarze Nullarbor termometry wskazywały 49,9°C!

Szacowane zmiany w liczbie dni o wysokim zagrożeniu pożarowym (Climate Council).

W parze ze skwarem idzie krańcowe wysuszenie terenu. Kontynent naturalnie należy do najbardziej jałowych skrawków naszej planety (80% powierzchni to pustynie), ale w ostatnich trzech latach ilość opadów spadła poniżej krytycznego minimum. Krajowa średnia w 2019 roku wyniosła 277 mm, czyli o ponad 1/4 mniej niż normalnie. Tak, to kolejny ponury rekord i zaproszenie dla ognia.

3. Pożary kopcą bez umiaru

Tam gdzie ogień musi być dym. W istocie, tony płonącego drewna skutecznie zanieczyszczają australijskie niebo, zaś wiatry roznoszą najmniejsze pyły na ogromnych dystansach. W tym momencie, według danych z aqicn.org, stężenie zanieczyszczeń w Melbourne sięga 165 mikrogramów (µg) pyłów PM2,5 na metr sześcienny. Najgorszy okres przypadł jednak na listopad i grudzień ubiegłego roku. Były dni, gdy w czerwonawej atmosferze Sydney, stężenie drobin PM2,5 przekraczało znacznie 400 µg/m3. Dla porównania, według airly.eu, pisząc ten tekst w Katowicach wdycham 79 µg/m3 PM2,5. Nawet taka wartość oznacza potrójne przekroczenie normy i stan, przy którym lepiej darować sobie oddychanie poranny spacer. Sydnejczykom przyszło więc dzielić dolę mieszkańców Rybnika w szczycie sezonu grzewczego.

https://www.youtube.com/watch?v=1O0l1iQCyYA

Co ciekawe, pyły i dym z płonącego buszu, to coś więcej niż chwilowe zagrożenie zdrowotne dla płuc Australijczyków. Wiatr rozniósł spaloną materię po obszarze sięgającym daleko poza granice kontynentu. Przekonali się o tym obywatele oddalonej o dwa tysiące kilometrów Nowej Zelandii, gdzie niebo również przybrało złowieszczą, pomarańczową barwę. I nie pozostało to bez konsekwencji. Nalot pokrył m.in. Lodowiec Tasmana, czyli największy lodowiec górski Wyspy Południowej. Zanieczyszczona powierzchnia lodu odbija odpowiednio mniej promieni słonecznych, łatwiej się nagrzewa i szybciej topnieje. To gwóźdź do trumny dla zanikającego cudu natury, który jeszcze za naszego życia zmieni się całkowicie w Jezioro Tasmana.

4. Endemity padają milionami

Pożary skrubu (jak tubylcy nazywają busz), wiążą się z zachwianiem całych ekosystemów. Zniszczeniu może ulec nawet połowa dzikich lasów wschodniej Australii, a wraz z nimi trudna do ogarnięcia liczba stworzeń. Styczniowy raport naukowców z Uniwersytetu w Sydney podał często cytowaną sumę 480 milionów ptaków, gadów i ssaków. Jednak zdaniem prof. Chrisa Dickmana, te przygnębiające szacunki i tak należy uznać za ostrożne i niepełne. Według niego mogło paść nawet 800 milionów zwierząt, bez uwzględnienia bezkręgowców i nietoperzy.

Liczby to jedno. Obraz katastrofy dopełnia unikatowość wyniszczanej fauny. Australia obfituje w gatunki endemiczne, niespotykane nigdzie indziej na świecie. Kangury, kolczatki, emu, kanguroszczury (tak, jest coś takiego), grubogoniki, dziobaki – przed końcem obecnego stulecia mogą stanąć na skraju zagłady. Symboliczna w tym kontekście wydaje się sytuacja koali. Gatunek torbacza reprezentuje w środowisku naturalnym około 80 tysięcy osobników (śmieszna liczba w zestawieniu z przywołanymi wcześniej setkami milionów), zamieszkujących głównie eukaliptusowe lasy wschodniej Australii. Dokładnie te same, które trawią obecnie płomienie. O dokładnych rozmiarach problemu dowiemy się zapewne dopiero za jakiś czas, ale i bez ostatnich pożarów populacja tego zwierzaka kurczy się w zastraszającym tempie 4 tysięcy osobników rocznie. Sytuacja stała się na tyle poważna, że Australijska Fundacja Koali mówi głośno o funkcjonalnym wymarciu tego gatunku.

5. To jeszcze nie koniec kryzysu

Chociaż rozmiary zniszczeń już teraz przyprawiają o ból głowy, musimy mieć świadomość, że sezon pożarowy na południu Australii zwykle ciągnie się do końca marca. Spłoną więc kolejne miliony hektarów, a wszystkie przedstawione powyżej liczby, na pewno jeszcze wzrosną. Natomiast już po ustąpieniu żywiołu, jeszcze wiele miesięcy będzie trwało masowe wymieranie zwierząt – pozbawionych pożywienia i naturalnego schronienia.

Jednak pisząc, że to jeszcze nie koniec, przede wszystkim mam na myśli dłuższą perspektywę. Specjaliści od lat alarmują, że wzrost temperatur w sposób szczególny musi dotknąć tereny o tak specyficznych warunkach jak Australia. Pięćdziesięciostopniowe upały czają się tuż za rogiem. Do 2050 roku liczba suchych dni o najwyższym ryzyku pożarowym, ma szansę wzrosnąć nawet o 70%. Oczywiście nie oznacza to prostej zależności i tego, że od teraz regularnie, co rok czy dwa, będziemy świadkami kolejnych makabrycznych rekordów. Niemniej, możemy być pewni dalszego wysuszania poszczególnych regionów Ziemi, a tym samym, stworzenia idealnych warunków dla zapłonu i ekspresowego rozprzestrzeniania ognia. I niestety, Australia nie będzie pod tym względem unikatowa.

Literatura uzupełniająca:
Climate Council. Climate change and escalating bushfire risk, [online: www.climatecouncil.org.au/wp-content/uploads/2019/11/CC-nov-Bushfire-briefing-paper.pdf];
S. Ellis, P. Kanowski, R. Whelan, National Inquiry on Bushfire Mitigation and Management, [online: www.dfes.wa.gov.au/publications/GeneralReports/FESA_Report-NationalInquiryonBushfireMitigationandManagement.pdf];
N. Abram, Australia’s Angry Summer: This Is What Climate Change Looks Like, [online: https://blogs.scientificamerican.com/observations/australias-angry-summer-this-is-what-climate-change-looks-like/];
N. Zhou, Record-breaking 4.9m hectares of land burned in NSW this bushfire season, [online: www.theguardian.com/australia-news/2020/jan/07/record-breaking-49m-hectares-of-land-burned-in-nsw-this-bushfire-season];
G. Readfearn, 2019 was Australia’s hottest year on record – 1.5C above average temperature, [online: www.theguardian.com/australia-news/2020/jan/02/2019-australia-hottest-year-record-temperature-15c-above-average-temperature];
A. Norton, Yes, Australia has always had bushfires: but 2019 is like nothing we’ve seen before, [online: www.theguardian.com/australia-news/2019/dec/25/factcheck-why-australias-monster-2019-bushfires-are-unprecedented];
F. Brown, More than 1,000,000,000 animals have now died in Australia’s wildfires, [online: https://metro.co.uk/2020/01/07/1000000000-animals-now-died-australias-wildfires-12015827/].
Total
0
Shares
Zobacz też
Głębokie Pole Webba
Czytaj dalej

Jedno zdjęcie, bezlik światów

Kiedyś mówiło się, że jeden obraz wart jest tysiąca słów. Jeśli tak, to Głębokie Pole Webba warte jest tysiąca galaktyk, miliardów gwiazd i pewnie biliona planet. W końcu, jeśli otwierać nowy rozdział w historii astronomii, to z przytupem.