Kup subskrypcję
Zaloguj się

W budżecie deficytu nie ma, ale jest w innym miejscu. Ta "dziura" jest dużo ważniejsza

Rząd podniósł prognozę deficytu finansów publicznych na ten rok. W wersji przyjętej we wrześniu wynosił on 17,7 mld zł, a w projekcie skierowanym do Sejmu sięga już 32,24 mld zł. Tutaj właśnie rząd "ukrył" dziurę, która powinna pojawić się w tegorocznym budżecie państwa. Dzięki temu zabiegowi pozostał on zrównoważony. Wydatki jednak nie zniknęły. Przerzucono je na fundusze i samorządy.

Rząd premiera Mateusza Morawieckiego zastosował wiele sztuczek, aby zrównoważyć tegoroczny budżet. Część wydatków wypchnął poza niego drastycznie zwiększając deficyt całego sektora finansów publicznych. W ocenie ekonomistów, dziura w kasie państwa i tak może się pojawić, bo nadchodzące spowolnienie uszczupli wpływy z podatków.
Rząd premiera Mateusza Morawieckiego zastosował wiele sztuczek, aby zrównoważyć tegoroczny budżet. Część wydatków wypchnął poza niego drastycznie zwiększając deficyt całego sektora finansów publicznych. W ocenie ekonomistów, dziura w kasie państwa i tak może się pojawić, bo nadchodzące spowolnienie uszczupli wpływy z podatków. | Foto: Getty Images

Budżet zmienia się jak w kalejdoskopie

Różnic jest więcej - 24 września 2019 roku rząd przyjął projekt, w którym tak dochody, jak i wydatki, miały wynieść po 429,5 mld zł. Do Sejmu trafił tymczasem projekt, w którym dochody i rozchody sięgają 435,5 mld zł. Było to spowodowane m.in. tym, że rząd zrezygnował ze zniesienia trzydziestokrotności, czyli górnego limitu przychodu, po przekroczeniu którego nie płaci się składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. Ten manewr miał zwiększyć dochody państwa o 5,1 mld zł.

Aby zrekompensować ten brak, zwiększono planowane wpływy z VAT o 3,65 mld zł, pojawił się podatek od sprzedaży detalicznej sięgający blisko 0,7 mld zł, a ponadto do budżetu wpisano wypłatę z zysku NBP w kwocie 7,2 mld zł. W wersji z września jeszcze jej nie było.

Minister finansów Tadeusz Kościński zapewnił, że projekt jest racjonalny, oszczędny; świadczy o dyscyplinie fiskalnej, ale jednocześnie nie jest pozbawiony wrażliwości społecznej. Jak podkreślał - gwarantuje stabilność i bezpieczeństwo finansów publicznych, a jednocześnie wspiera potencjał gospodarki i tych, którzy potrzebują pomocy.

- Zrównoważenie budżetu państwa, który stanowi rdzeń finansów publicznych, przy jednocześnie niskim deficycie całego sektora finansów publicznych, świadczy o dyscyplinie fiskalnej i gwarantuje niskie koszty obsługi długu publicznego - przekonuje minister.

Zupełnie inną opinię o projekcie ma opozycja.

- Budżet na 2020 rok bez deficytu to mistyfikacja rządu – uważa Dariusz Rosati, były członek RPP i poseł KO. - Po to, aby móc ogłosić budżet bez deficytu, wypchnięto poza niego wydatki sięgające około 35 mld zł - dodaje.

Chodzi m.in. o koszt wypłaty tzw. trzynastej emerytury, który ma sięgnąć 13,5 mld zł – ten wydatek przerzucono na Fundusz Solidarnościowy. Około 4 mld zł więcej wydać ma Fundusz Dróg Samorządowych. Poza tym – w ocenie ekonomisty – z budżetu powinny zostać pokryte niedobory i dodatkowe wydatki samorządów w kwocie 15 mld zł. Nie dostaną one bowiem ok. 6 mld zł z powodu zwolnienia z PIT osób do 26. roku, będą musiały pokryć dodatkowe wydatki związane z reformą oświatową i podwyżkami wynagrodzeń dla nauczycieli. - Pamiętajmy też o długach szpitali, które sięgają 14 mld zł – to też pieniądze, które powinny zostać wyłożone z kasy państwa – twierdzi polityk.

Pomysły wpływów na jeden raz

Wydatki, którymi obarczono fundusze i samorządy, musiałyby być zapewne jeszcze większe, gdyby nie jednorazowe wpływy do budżetu. Dzięki różnym zabiegom rządu do kasy państwa wpłynie bowiem w tym roku wyjątkowo kilkanaście miliardów złotych. Nadzwyczajne pieniądze pochodzić będą z tzw. opłaty przekształceniowej związanej ze zmianami w OFE - dzięki niej do kasy państwa wpłynie jednorazowo 9,7 mld, ze sprzedaży uprawnień emisji CO2 rząd zyska ok. 5 mld zł, a ze sprzedaży częstotliwości 5G - kolejne 3,5 mld zł.

Zdaniem Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, plan dochodów i wydatków na ten rok mimo tych wszystkich zabiegów jest i tak bardzo napięty. Jego zdaniem, trudno będzie mimo wszystko uniknąć dziury sięgającej 10-15 mld zł. – To niedobór wynikający z wątpliwej i napiętej prognozy dochodów, bazującej na wysokim wzroście PKB sięgającym 3,7 proc. – argumentuje ekonomista. - Tego nie zrekompensuje wysoka inflacja, jaka się pojawiła w ostatnich miesiącach i która zapewne będzie nam w najbliższym czasie towarzyszyła. W mojej ocenie, dynamika dochodów została w ten sposób zawyżona o około 1 pp. Tylko z VAT rząd może uzyskać 8-10 mld zł mniej, a do tego dochodzą jeszcze niższe wpływy z PIT i CIT – dodaje.

Liczą się całe finanse państwa, nie tylko rządowy budżet

Janusz Jankowiak podkreśla, że mimo iż rząd zastosował całą masę zabiegów, dzięki którym udało mu się zrównoważyć budżet państwa, to z punktu widzenia całych finansów deficyt wcale nie znika, a wręcz przeciwnie, drastycznie się zwiększa.

Jeszcze pod koniec ubiegłego roku premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że rząd będzie chciał utrzymać deficyt finansów publicznych na poziomie 0,4 – 0,5 proc. PKB. Tymczasem dziura w sektorze finansów raczej zbliży się w tym roku do 2 proc. PKB, czyli granicy ustanowionej traktatem z Maastricht.

Aby zapobiec wypychaniu wydatków z budżetu państwa do funduszy celowych, opozycja złożyła w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o finansach publicznych. Przewiduje on włączenie funduszy celowych do reguły wydatkowej. - Inaczej praktyki wypychania wydatków mogą się powtarzać w przyszłych latach – uważa Dariusz Rosati. - Co nie jest zgodne z ideą powoływania takich funduszy i nie gwarantuje utrzymywania wydatków w ryzach. Zresztą Komisja Europejska i tak nie patrzy wyłącznie na budżet, ale ocenia stan finansów całego sektora – dodaje.