- Jedne środowiska próbują dyscyplinować inne, stawiać pod ścianą. Jakby mówili: "Uważajcie, bo jeśli nie będziecie myśleć jak my, to was napiętnujemy, przylepimy łatkę" - tłumaczy. - Nie ma sensu się tym przejmować. Trzeba robić swoje. To jest ważne, a nie środowiskowe bijatyki, wojenki i podchody tych wszystkich chłopców i dziewczynek, czasem niedowartościowanych, czasem przewartościowanych. Ich opinia mnie nie interesuje. Najważniejsza jest opinia naszych widzów - mówi Gawryluk.

Jej zdaniem zarzuty o "skręt w prawo" pojawiają się z uwagi na jej konserwatywny światopogląd. - To dlatego, że mam odwagę mówić, że jestem wierząca. Z tym wielu "kolegów" miało największy problem. Dlaczego? Jeśli ktoś wierzy w Boga i o tym mówi, to według nich nie powinien piastować żadnych funkcji publicznych. Tak był zarzut. Zawsze będzie niezgoda na to, że stanowisko dostał ktoś spoza "ich" środowiska. Ktoś o innym sposobie myślenia. To stygmatyzowanie - uważa.

Dziennikarka przyznaje też, że śmieszy ją "wojna paskowa" pomiędzy stacjami informacyjnymi. - Gdyby porównać paski w TVP i innych telewizjach komercyjnych, wyszłoby na to, że niczym się nie różnią. Są tak samo zaangażowane emocjonalnie i politycznie. Atakowanie jednych przez drugich jest naprawdę zabawne - mówi.

Więcej w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost".

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Źródło: WirtualneMedia.pl

(mba)