-
Tomasz Elżbieciak
Opublikowano: 30 paź 2019 12:00
Cobota, czyli robota współpracującego z człowiekiem, można kupić za 80-100 tys. zł. W leasingu jest to koszt ok. 1,8 tys. zł miesięcznie, czyli już mniej niż będzie wynosić płaca minimalna w 2020 r., a do tego cobot może pracować na trzy zmiany - podkreślił Tomasz Haiduk, prezes Instytutu Industry 4.0.
- Od 2020 r. pensja minimalna będzie wynosiła 2600 zł brutto, czyli 1878 zł netto. Natomiast w kampanii wyborczej PiS zapowiedział doprowadzenie pensji minimalnej do poziomu 4000 zł brutto (2854 zł netto) w 2023 r.
- Tomasz Haiduk ocenił, że podniesienie pensji minimalnej z pewnością spowoduje jeszcze większy pęd do automatyzacji i robotyzacji, choć jest to tylko jeden z czynników tego trendu.
- Przemysł 4.0 to niekoniecznie sam zakup robota. Bardziej istotne jest przygotowanie odpowiedniej kadry zarządzającej, a także pracowników, aby impulsy do wykorzystania nowej technologii pochodziły od nich, a nie od zarządu firmy - wyjaśnił.
Zdaniem prezesa Instytutu Industry 4.0 głównym czynnikiem motywującym firmy do robotyzacji jest brak jakiejkolwiek siły roboczej. Dlatego sama wysokość płacy nie jest aż tak istotna, gdy w danej miejscowości nie ma dostępu pracowników. Wtedy robotyzacja staje się koniecznością.
Po drugie - jak wyjaśnił Haiduk - polski przemysł jest „konglomeratem pewnych zakupów, które nie były robione w sposób ciągły”. Kupowano zatem stopniowo nowe maszyny czy linie technologiczne, ale wciąż są one połączone ze sobą w jeden proces produkcyjny dzięki pracownikom o niskich zarobkach.
- Tak więc te miejsca pracy mogą być bardzo wrażliwe na wzrost płac. Tu pojawia się pytanie o rentowność tego typu firm, a odpowiedzią jest automatyzacja, robotyzacja i cobotyzacja - wskazał Haiduk.
Tomasz Haiduk podkreślił, że tego typu rozwiązania są już od razu implementowane w przypadku zakładów typu greenfield. Jako sztandarowy przykład podał fabrykę samochodów BMW w Lipsku, gdzie zbudowano nowy zakład z całkiem nową technologią.
Natomiast w Polsce ok. 90 proc. fabryk to zakłady typu brownfield, gdzie firmy latami rozwijały swoje procesy produkcyjne i często są one dziś bardzo efektywne. Zatem ich transformacja w kierunku przemysłu 4.0 musi być bardzo przemyślana.
- Przemysł 4.0 to niekoniecznie sam zakup robota. Bardziej istotne jest przygotowanie odpowiedniej kadry zarządzającej, a także pracowników, aby impulsy do wykorzystania nowej technologii pochodziły od nich, a nie od zarządu firmy - wyjaśnił Haiduk.
Jako przykład wskazał właśnie fabrykę BMW w Lipsku. Tam zarząd kupił pracownikom cobota do zabawy. Po trzech miesiącach sami ustawili go oni przy linii produkcyjnej, aby wykonywał określone zadania.
Haiduk podkreślił, że po kolejnym miesiącu pracownicy sami poprosili o kolejne 10 cobotów, ale tym razem wyposażonych w algorytmy sztucznej inteligencji, aby łatwiej było im rozpoznawać położenie przedmiotów na linii produkcyjnej.
- Tak więc inicjatywa dotycząca wykorzystania technologii powinna pochodzić od pracowników. Zarząd powinien ku temu stwarzać odpowiednie warunki, aby pracownicy mogli eksperymentować - podsumował Haiduk.
Zobacz też: Robotyzacja przemysłu w Polsce tak kuleje, że aż wypadliśmy ze statystyk
KOMENTARZE (0)