Totalny absurd: Rynek sklepów bezcłowych w Polsce to duopol hindusko-francuski

Kochane Wypoki!


W związku z informacjami medialnymi dotyczącymi wykupu Przedsiębiorstwa Handlu Zagranicznego „Baltona” Spółka Akcyjna przez państwowe przedsiębiorstwo chciałabym Wam przedstawić całą sytuację na tym specyficznym rynku.


Mimo że latając z polskich lotnisk widzicie różne nazwy i marki sklepów, to w praktyce ich właścicielami są dwa zagraniczne koncerny.


Tak! Nie przewidziało się Wam!


W Polsce, co może Wam się wydać absurdalne, w praktyce istnieją jedynie dwie firmy zajmujące się rynkiem wynajmu powierzchni komercyjnych na lotniskach. I co jeszcze bardziej absurdalne – jedna jest francuska, a druga hinduska. W 40-milionowym kraju najbardziej intratne ze względu na marżowość sklepy, nie są prowadzone przez polskie podmioty. (Przy ogłaszanych
przetargach na wynajem powierzchni zgłaszają się jedynie dwa niżej wymienione podmioty).


Pierwszy to Lagardere Travel Retail – francuskie przedsiębiorstwo działające w 35 krajach na 5 kontynentach. W naszym kraju możecie kojarzyć następujące jego marki. To m.in.: salony z prasą Relay czy Inmedio. Sklepy 1 minute czy Hello!. A sklepy wolnocłowe to Aelia Duty Free czy The Fashion Gallery. Dla dzieci: Toys Store.


Jak można przeczytać na ich stronie:

- W 2018 roku, prowadząc ponad 4600 sklepów w kategoriach: Travel Essentials, Duty Free & Fashion i Foodservice na lotniskach, dworcach kolejowych oraz w ramach innych koncesji w 35 krajach na całym świecie, wygenerowaliśmy wynik ze
sprzedaży na poziomie 4,9 mld € 


W Polsce LTR może pochwalić się siecią ponad 800 punktów sprzedaży prowadzonych pod 33 różnymi markami w ramach 3 linii biznesowych: Travel Essentials, Duty Free & Fashion i Foodservice.


Drugim graczem na rynku jest właśnie Baltona. Jej właścicielem jest hinduski Flemingo International zarejestrowany na Wyspach Dziewiczych, a co ciekawe z główną siedzibą w Dubaju.


W Polsce posiada sklepy na lotniskach na Okęciu, Modlinie,w Bydgoszczy, Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Łodzi, Poznaniu,
Rzeszowie i Wrocławiu. Dodatkowo posiada sklepy poza Polską, m.in. w porcie lotniczym Alghero, Montpellier, Lwowie czy Rotterdamie.


Co równie ciekawe firma powstała w 1946 r. powołana przez ówczesny PRL-owski rząd, a jej główną działalnością było zaopatrywanie statków. Od 1955 przedsiębiorstwo zaczęło zaopatrywać polskie placówki dyplomatyczne za granicą.


Od 1977 przedsiębiorstwo działało już jako centrala handlu zagranicznego, prowadząca własną działalność eksportową na tzw. małe rynki, tj. Watykan, Wyspy Karaibskie, Malta, Wyspy Kanaryjskie.


W PRL można było w nich kupić importowane towary, niedostępne nigdzie indziej. Wstęp do nich miały osoby, które zatrudnione otrzymywały wynagrodzenie w dewizach. Dotyczyło to marynarzy, rybaków, dyplomatów czy personelu LOT-u.


Drukowano wówczas – specjalnie dla Baltony - bony baltonowskie, których wartość podawana była w dolarach. Bony te wypłacane były w ramach dodatku dewizowego przysługującego podczas podróży zagranicznych.


W 1984 przedsiębiorstwo zostało przekształcone w spółkę akcyjną pod nazwą Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego Baltona S.A. z siedzibą w Gdyni. W1989 Baltona posiadała 260 sklepów w całym kraju.


Co ciekawe, miała nawet marki własne.


Pod jej szyldem wychodziły konserwy, kiełbasy, pieczywo, słodycze czy piwo. W tamtych czasach posiadanie żywności Baltony oznaczało, że ktoś był majętny. Były to bowiem produkty z tzw. najwyższej półki.


W 2010 inwestorem strategicznym spółki została Ashdod Holdings Limited - spółka zależna firmy Flemingo.

Spór z Okęciem

Nie minęły nawet dwa lata po tym jak firma została sprzedana Hindusom, by ówczesne władze Okęcia doprowadziły do potężnego kryzysu.


Przed przebudową Terminala A na warszawskim lotnisku, wypowiedziały umowę Baltonie dla 9 sklepów. Wówczas było to ok. 30 proc. przychodów ze wszystkich sklepów Baltony na Okęciu.


Oczywiście jak się domyślacie – polska państwowa myśl managerska Okęcia w 2012 r. doprowadziła do tego, że my jako podatnicy mieliśmy zapłacić zadośćuczynienie hinduskiej Baltonie w wysokości ok. 20 mln euro!


Był to prawomocny wyrok wydany przez Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze. Ale przed polskimi sądami Baltona domagała się kolejnych 430 mln zł!


Wówczas były to pieniądze dla Okęcia niewyobrażalne. Wystarczy tylko wspomnieć, że Przedsiębiorstwo Państwowe „Porty Lotnicze”, mimo że było monopolistą, przynosiło potężne straty. W 2013 roku firma zanotowała 318 mln zł strat. Było to niemal połową rocznego wówczas przychodu! W 2014 roku strata wyniosła 88 mln zł.


Konieczność zapłacenia Hindusom tak potężnych pieniędzy mogłaby oznaczać – w praktyce – bankructwo państwowego monopolisty!


Umiecie sobie wyobrazić, że przez nieudolność ówczesnego prezesa PPL-u, zamknięto by główne lotnisko w Polsce?


Konflikt między Baltoną a PPL-em spowodował, że na polskim rynku jedyną firmą, która mogła przystępować do przetargów był de facto LTR (Baltona tocząc spory sądowe z PPL-em z automatu nie miała takiej możliwości). Do czego to doprowadziło? A no do tego, że do 2018 r. LTR posiadał ok. 90 proc. powierzchni komercyjnych na Okęciu.


W 2018 r. LTR znowu przedstawił swoją ofertę cenową na wynajem. Ale w tym czasie nowy prezes PPL-u zakończył spór z Baltoną, więc Baltona mogła wziąć udział w negocjacjach.


I co się okazało?


Wystarczyło, że pojawił się drugi podmiot, a LTR NAGLE podniósł swoją ofertę o 130 mln zł w stosunku do pierwotnej propozycji,
jaką Lagardere złożył wraz z projektem przedłużenia starej umowy.


Jak doszło do ugody między PPL a Baltoną?

Podpisana w 2018 roku umowa na wynajem powierzchni z Baltoną spowodowała, że Flemingo zrezygnowało z zasądzonego przez międzynarodowy arbitraż odszkodowania od Skarbu Państwa w wysokości 20 mln euro, a Baltona zrzekła się roszczeń wobec PPL na ową kwotę 430 mln zł (w zamian za upust 70 mln rozłożony na trzy pierwsze lata najmu).


W taki sposób Porty Lotnicze pozbyły się problemu odszkodowania, a jednocześnie podniosły cenę o 130 mln zł!


Tylko oczywiście nadal nie zmienia to faktu, że w 40-milionowym kraju intratnym handlem (wysoko marżowym, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę wysokie ceny wynajmu) na lotniskach zajmują się zagraniczne podmioty.


Repolonizacja

Ostatnio nadarzyła się jednak okazja by to zmienić. Baltona popadła w problemy finansowe. PPL wpadł więc na pomysł, by repolonizować sklepy.


Oczywiście wiadomo, jak to brzmi. Państwowy podmiot ma zajmować się handlem. Niby absurd. Ale jak się głębiej zastanowimy, to akurat w tym przypadku może mieć to ręce i nogi.


Po pierwsze od 2015 r. PPL notuje rekordowe wyniki finansowe (W 2015 roku Przedsiębiorstwo Państwowe „Porty Lotnicze” zarobiło na czysto 165 mln zł. W 2016 roku zysk wyniósł ponad 240 mln zł. 2017 r. to 319 mln zł zysku przy niemal 900 mln zł przychodu).


Oznacza to, że te pieniądze zamiast iść do budżetu państwa (PPL musi oddawać 15 proc. swojego zysku jako dywidendę do Skarbu Państwa), mogłyby pójść na rzeczywistą inwestycję i tzw. repolonizację dawnej polskiej Baltony.

Zyski z polskich stref wolnocłowych zamiast iść do rajów podatkowych albo do Francji zostawałyby w Polsce. 


Po drugie, gdyby powstała sieć, mogłaby zacząć realnie promować polskie marki i polskich producentów. Dzisiaj jak sami widzicie, na rodzimych lotniskach nie ma ich zbyt wielu.


Czy taka repolonizacja ma sens? Wszystko oczywiście zależy od tego, za ile Baltonę udałoby się wykupić i jak byłaby później prowadzona.


Jedno jest pewne. Dzisiejsza sytuacja zagranicznego duopolu jest totalnie dla mnie absurdalna i niezrozumiała.