ZM Kania i wyłudzenia VAT

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2019-09-26 22:00

Według prokuratury Zakłady Mięsne Henryk Kania produkowały nie tylko wyroby mięsne, ale też tysiące lewych faktur, oszukując skarb państwa na ponad 40 mln zł

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Co prokuratura zarzuca osobom z zarządu ZK Kania
  • Na czym polegał przekręt, który tropią śledczy
  • Jaki związek z aferą ma spółka Rubin Energy

W sprawie balansujących na krawędzi bankructwa Zakładów Mięsnych Henryk Kania (ZMHK) co rusz projawiają się nowe zaskakujące informacje. Te, do których dotarł „PB”, są jednak sensacyjne. Mogą sprawić, że wydarzenia wokół ZMHK zostaną uznane za jedną z największych afer w historii polskiego rynku kapitałowego. Okazuje się bowiem, że duża giełdowa spółka z przychodami rocznymi przekraczającymi 1 mld zł, obsługiwana przez tak znane banki jak Handlowy i Alior oraz monitorowana przez Komisję Nadzoru Finansowego, od długiego czasu była… fabryką tzw. pustych faktur VAT. I to na wielką skalę. Tak przynajmniej twierdzi prokuratura prowadząca duże śledztwo w sprawie działalności ZMHK. Ale po kolei…

PREZES Z ODDALI:
PREZES Z ODDALI:
Henryk K., szef i największy akcjonariusz Zakładów Mięsnych Henryk Kania, walczył o przetrwanie spółki i zachowanie nad nią kontroli do początku września, kiedy sąd przekazał władzę w niej zarządcy, a do akcji wkroczyła prokuratura. Wtedy zniknął. Z mediów i — jak wynika z informacji „PB” — także z Polski.
Fot. WM

Lapidarni śledczy

Trzy tygodnie temu ujawniliśmy w „PB”, że Centralne Biuro Śledcze Policji (CBŚ), działające na polecenie Prokuratury Regionalnej w Katowicach, zatrzymało Grzegorza M., w latach 2014-19 prezesa, a ostatnio wiceprezesa ZMHK. Decyzją sądu został on aresztowany na trzy miesiące. Napisaliśmy też, że — jak wynikało z naszych informacji — akcja CBŚ i śledczych była pokłosiem zawiadomienia do prokuratury przez Aliora, w którym bank zarzucił władzom mięsnej spółki, że mogły dopuścić się kilku przestępstw, m.in. oszustwa i wyłudzenia finansowania poprzez przedstawianie nieprawdziwych lub nierzetelnych dokumentów.

Ani bezpośrednio po artykule „PB”, ani przez kolejne prawie trzy tygodnie katowicka prokuratura nie odniosła się w żaden sposób do naszych doniesień, nie informując też w ogóle o stanie śledztwa w głośnej przecież i interesującej opinię publiczną sprawie ZMHK. Nawet dziś śledczy nadal są enigmatyczni, choć po licznych prośbach „PB” zdecydowali się coś jednak zakomunikować.

— Śledztwo w sprawie ZMHK prowadzone jest w czterech wątkach: podejrzenia popełnienia oszustw na szkodę Alior Banku, oszustw na szkodę obligatariuszy i oszustw na szkodę dostawców spółki, a także podejrzenia wyłudzeń podatku VAT. W jego ramach wydano postanowienia o przedstawieniu zarzutów czterem osobom: trzem z zarządu ZMHK i jednej z zarządu spółki z nimi współpracującej — informuje Agnieszka Wichary, rzeczniczka prasowa Prokuratury Regionalnej w Katowicach.

5,5 tys. lewych faktur

Z informacji „PB” wynika, że są to: Grzegorz M., Henryk K., największy akcjonariusz i szef rady nadzorczej, a od czerwca prezes ZMHK, Ewa Ł., członkini zarządu mięsnej spółki w latach 2013-19, a także Beata M., prezeska i właścicielka spółki Rubin Energy (RE), czyli jednego z największych kontrahentów ZMHK. Według naszych źródeł Henryk K., Grzegorz M. i Ewa Ł. podejrzani są przez prokuraturę o to, że od końca 2016 r. do czerwca 2019 r. jako członkowie zarządu ZMHK, czyniąc sobie z tego stałe źródło dochodu, narazili fiskusa na uszczuplenie podatku VAT o wartości ponad 40 mln zł, tym samym oszukując skarb państwa.

Beata M. natomiast podejrzana jest o to, że jako prezes RE umożliwiła członkom ZMHK zarówno przyjęcie do dokumentacji RE fikcyjnych faktur, jak też ich wystawienie w imieniu RE. Zdaniem prokuratury przez około 2,5 roku ZMHK i RE wystawiły sobie nawzajem ponad 5,5 tys. pustych faktur o łącznej wartości ponad 740 mln zł. Wykazując na nich transakcje sprzedaży i dostawy mięsa oraz wyrobów mięsnych, których nigdy nie było, jednocześnie skutecznie dochodząc od urzędów skarbowych w Warszawie i Bielsku- -Białej nienależnych zwrotów VAT dla obu firm na kwotę prawie 28 mln zł.

Kto sypie, a kogo nie ma

Dlaczego prokuratura nie chwali się tak wstrząsającymi ustaleniami? Z czego wynika medialna cisza w tej sprawie? Według naszych nieoficjalnych informacji z dwóch rzeczy. Po pierwsze z tego, że jedna z zatrzymanych osób, Ewa Ł., wieloletnia główna księgowa ZMHK, miała pójść na daleko posuniętą współpracę z prokuraturą. Dzięki temu m.in. nie trafiła do aresztu. Po drugie z tego, że Henryka K., kolejnego z głównych podejrzanych, śledczym nie udało się zatrzymać i przedstawić mu zarzutów. Co na to wszystko prokuratura?

— Nie wypowiadamy się oni w zakresie tego, czy wszystkim osobom, wobec których wydano postanowienia o przedstawieniu zarzutów, zostały one ogłoszone. Ani w zakresie treści wyjaśnień składanych przez którąkolwiek z osób przesłuchanych w charakterze podejrzanych, a w szczególności, czy przyznały się do winy czy nie — ucina Agnieszka Wichary.

Dodała jedynie, że prokuratura zabezpieczyła w sprawie „bardzo obszerny materiał dowodowy w postaci dokumentów oraz zeznań, który obecnie jest analizowany”. Ten „bardzo obszerny materiał dowodowy” to owoc zakrojonej na szeroką skalę akcji sprzed trzech tygodni, przeprowadzonej przez funkcjonariuszy CBŚ i — co z perspektywy ujawnianych dziś przez „PB informacji wydaje się naturalne — Śląskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Katowicach.

Przeszukano wówczas nie tylko siedzibę ZMHK, ale też inne lokalizacje, m.in. siedziby firm powiązanych z mięsnym gigantem. Łącznie — kilkanaście różnych miejsc. Wbrew planom śledczych nie udało się zatrzymać głównego z podejrzanych, Henryka K. Z nieoficjalnych informacji „PB” wynika, że tuż przed akcją CBŚ i służb celno-skarbowych miał wylecieć z kraju do USA. Za jedno z najbardziej prawdopodobnych miejsc jego pobytu nasi informatorzy, zbliżeni do sprawy, uważają Bahamy, gdzie największy akcjonariusz ZMHK posiada okazałą posiadłość. Czy w związku z tym Henryk K. jest poszukiwany listem gończym, czy może prokuratura dopiero zamierza taki list wysłać? Te pytania śledczy z Katowic pozostawiają bez odpowiedzi.

Bez komentarza

Co do powiedzenia w sprawie mają osoby, w stosunku do których prokuratura wydała postanowienia o przedstawieniu zarzutów m.in. tzw. oszustw podatkowych z kodeksu karnego skarbowego i klasycznych oszustw z kodeksu karnego?

— Biorąc pod uwagę obowiązującą mnie tajemnicę śledztwa i obecny etap postępowania prowadzonego przez prokuraturę, nie mogę się wypowiadać co do jego szczegółów, przedmiotu czy roli procesowej mojej klientki i innych osób — ucina Andrzej Mucha, pełnomocnik Ewy Ł.

Bardzo podobnie argumentując, komentarza odmówił nam też Marcin Melzacki reprezentujący Grzegorza M. A co do powiedzenia ma Krzysztof Stępiński, pełnomocnik Henryka K.?

— Zgłosiłem się do prokuratury i złożyłem pełnomocnictwo w imieniu mojego mocodawcy, ale ze względu na embargo informacyjne nie udało mi się ustalić jego statusu w tym postępowaniu. Trudno mi więc cokolwiek komentować — mówi Krzysztof Stępiński.

Osoby zbliżone do ZMHK nieoficjalnie przekonują, że Grzegorz M. jest w areszcie, bo mimo usilnych prób śledczych nie chciał potwierdzić ich wersji o zakrojonym na szeroką skalę procederze wyłudzania VAT. Henryk K. natomiast wcale nie unika kontaktu z prokuraturą i jest gotowy do złożenia zeznań, ale czeka na oficjalne wezwanie śledczych, a takie do dziś do niego nie dotarło.

— Sprawa wygląda na mocno dyskusyjną. Przecież urząd skarbowy miał bieżący dostęp do wszystkich dokumentów dotyczących współpracy ZMHK z RE i mógł znacznie wcześniej wykryć te rzekome nieprawidłowości. Zbieżność czasowa działań organów ścigania z wydarzeniami w postępowaniu restrukturyzacyjnym spółki sprawia, że trudno oprzeć się wrażeniu, iż ktoś za wszelką cenę chce wykluczyć Henryka K. z rozgrywki, której celem jest znalezienie inwestora dla ZMHK — mówi nasz rozmówca, zbliżony do mięsnego giganta.

Co do powiedzenia w sprawie ma Beata M. z RE, podobnie jak Ewa Ł. odpowiadająca z wolnej stopy?

— Nie mogę komentować spraw objętych tajemnicą śledztwa. Wydarzenia będące przedmiotem zarzutów stały mi się znane dopiero w dniu przesłuchania i działy się, o ile zostaną potwierdzone, całkowicie poza moją świadomością. Żadna dokumentacja będąca przedmiotem śledztwa nie znajdowała się w moim posiadaniu. Mogę i chcę powiedzieć, iż w całej sprawie jestem niewinna, czuję się oszukana i wprowadzona w błąd — mówi Beata M.

Dodała, że od czerwca 2019 r. nie jest już prezesem i jedynym właścicielem RE. Dane Krajowego Rejestru Sądowego (KRS) nie mówią jednak nic o jakichkolwiek zmianach w organach i układzie właścicielskim tej spółki.

„Drobne” nieścisłości

RE to podmiot odgrywający kluczową rolę w obecnych problemach ZMHK. Chociaż przez wiele miesięcy nie regulował narastających zobowiązań wobec giełdowej spółki, ta sukcesywnie przesuwała terminy ich spłaty i w rezultacie rzekomy dług RE urósł do prawie 350 mln zł. Piszemy „rzekomy”, bo w kontekście zarzutów podnoszonych przez prokuraturę trudno uznać kwoty wynikające ze sprawozdań finansowych ZMHK za pewnik. Szczególnie gdy porówna się je z podawanymi przez RE.

Zgodnie z ostatnim sprawozdaniem finansowym spółki, złożonym w KRS za 2017 r., jej łączne zobowiązania z tytułu dostaw i usług na koniec roku sięgały 103,1 mln zł, tymczasem ZMHK wykazywały wówczas, że mają należności od RE sięgające 223 mln zł. Kolosalne różnice być może wyjaśni prokuratura lub fiskus, który dopiero ostatnio wszczął kontrolę w ZMHK. Przypomnijmy, że to właśnie niejasności w relacjach między mięsnym gigantem a RE sprawiły, że biegły badający sprawozdanie finansowe giełdowej spółki za 2018 r. w ogóle odmówił wydania opinii.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że jak wynika z naszych informacji — prawie cała dokumentacja RE została zabezpieczona przez CBŚ nie w warszawskiej siedzibie spółki, lecz w… ZMHK. Tymczasem jeszcze w czerwcu 2019 r. giełdowa firma w specjalnym oświadczeniu stanowczo dementowała „jakiekolwiek niejasne powiązania” obu firm, a ich sugerowanie nazywała godzeniem w dobre imię ZMHK i jej władz, zapewniając, że oba podmioty łączy jedynie normalna współpraca handlowa.

„RE jest producentem wybranych wyrobów mięsnych (m.in. parówek i wyrobów plastrowanych), które z uwagi na brak odpowiedniej infrastruktury nie mogą być wytwarzane bezpośrednio w zakładach ZMHK. ZMHK sprzedaje do RE nieprzetworzony surowiec mięsny, a następnie odkupuje od RE gotowy wyrób, zyskując tym samym możliwość dywersyfikacji portfolio produktów” — czytamy w oświadczeniu ZMHK z 6 czerwca 2019 r.

Co ciekawe — z ustaleń „PB” wynika, że prokuratura zakwestionowała dużo więcej faktur sprzedaży wystawionych przez ZMHK niż przez RE. Co — przy założeniu, że teza o ich fikcyjności jest prawdziwa — może oznaczać, że ZMHK wprowadzały w błąd inwestorów giełdowych w zakresie poziomu generowanych przychodów.

Cedrob u bram

Tymczasem równolegle ze śledztwem toczy się postępowanie restrukturyzacyjne ZMHK. Najbliżej przejęcia zakładów jest inny z mięsnych potentatów — Cedrob. Złożył już w tej sprawie wniosek do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i zapowiedział, że na projekt ratowania ZMHK może wyłożyć 250 mln zł. Jednocześnie podpisał z zarządcą sądowym spółki tzw. umowę przerobową i planuje wznowienie w niej produkcji już na początku października. Prokuratura Regionalna w Katowicach zapewnia, że robi wszystko, by śledztwo „nie godziło w dobro prowadzonego postępowania restrukturyzacyjnego”.

— Na wniosek zarządcy sądowego wydaliśmy już zarządzenie o udostępnieniu mu kopii zabezpieczonych przez nas dokumentów — twierdzi Agnieszka Wichary.