Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
aktualizacja

Euro się nam nie opłaca. Doświadczenia Słowacji dobrze to pokazują

168
Podziel się:

Przyjęcie euro to bardziej akt polityczny niż gospodarczy – taki wniosek wyłania się z debaty o zagrożeniach i szansach związanych z przystępowania do eurozony przeprowadzonej podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy.

Andrzej Gut-Mostowy i Jarosław Gowin
Andrzej Gut-Mostowy i Jarosław Gowin (East News, Grzegorz Momot)

Do strefy euro należy 19 z 28 (wkrótce 27) państw unijnych. Polska jest jednym z krajów, które wciąż nie zdecydowały się na wprowadzenie wspólnej waluty i jak przekonywali uczestnicy dyskusji w trakcie Forum Ekonomicznego, dobrze na tym wychodzi.

Prowadzący debatę Andrzej Gut-Mostowy przypomniał, że sceptyczne podejście polskich władz do euro nie jest odosobnione wśród najlepiej rozwiniętych europejskich państw. W końcu już w momencie, gdy tworzona była strefa euro, dwa kraje zastrzegły sobie prawo do tego, by nigdy nie przyjmować wspólnej waluty – to Wielka Brytania i Dania. Trzecim ze sceptycznych względem wspólnej waluty państw jest Szwecja. Ta sama Szwecja, której system socjalny wskazywany jest przez wielu jako przykład do naśladowania.

Ale Brytyjczycy, Szwedzi i Duńczycy to nie jedyni krytycy eurozony wśród "elit Unii Europejskiej". Jak przypomniał Andrzej Gut-Mostowy, wskazany na stanowisko wysokiego przedstawiciel UE ds. zagranicznych i bezpieczeństwa w Komisji Europejskiej formowanej przez Ursulę von der Leyen hiszpański dyplomata Josep Borrell podczas wizyty w Polsce otwarcie mówił o tym, że gdyby jego kraj nie przystąpił do strefy euro, to mógłby przejść przez kryzys z 2008 r. o wiele łagodniej. Hiszpania miałaby bowiem możliwość przestawienia swojej polityki monetarnej i fiskalnej na takie tory, które pozwoliłyby utrzymać konkurencyjność gospodarki.

Zobacz także: Nie będzie podatku cyfrowego? Wicepremier Gowin nic nie wie, a wiceprezydent USA tak

Jego słowa potwierdził wicepremier Jarosław Gowin, który jednoznacznie wskazał, że "narodowa waluta była jednym z głównych, o ile nie rozstrzygającym czynnikiem", który pozwolił uniknąć wówczas recesji.

By jednak nie odbiegać na drugi koniec Europy i nie przyrównywać się do państw o zupełnie innej historii ostatnich 75 lat, Andrzej Gut-Mostowy przytoczył doświadczenia Słowacji ze wspólną walutą. W końcu jako przedsiębiorca z Podhala działający w branży turystycznej, informacje „ma z pierwszej ręki”.

I tak nasz południowy sąsiad, który od 1945 r. znajdował się w sowieckiej strefie wpływów jako część Czechosłowacji, a niepodległość uzyskał po secesji od Czech, by razem z nami przystąpić do UE w 2004 r., wspólną walutę przyjął dokładnie przed 10 laty.

I choć, jak mówił Andrzej Gut-Mostowy, organizacyjnie proces przebiegł bez zarzutu – udało się uniknąć efektu cappuccino czy problemów z inflacją - to część gospodarki boleśnie odczuła zmianę – m.in. poprzez spadek ruchu turystycznego w pierwszych latach o około 20-30 proc.

- Najgorsza sytuacja przydarzyła się Słowakom 2 lata po wprowadzeniu euro. Doszło do kilkunastomiesięcznego kryzysu rządowego. Rząd Słowacji nie mógł bowiem zaakceptować pakietu pomocowego dla Grecji i gdy cała Europa czekała na decyzję, słowacka lewica poinformowała, że może pakiet poprzeć za cenę nowych wyborów. To dobitnie pokazało, że przystępowaniu strefy euro nie towarzyszą jedynie skutki gospodarcze, ale co ważniejsze, także polityczne - mówił Gut-Mostowy.

Równocześnie wskazał, że argument podawany przez zwolenników przyjęcia euro jakoby wspólna waluta miała przyciągać inwestorów ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Bo choć inwestycje na Słowacji faktycznie wystrzeliły, to ich poziom w sąsiednich Węgrzech przywiązanych do forinta nie odbiegały od słowackiej dynamiki.

- Wspólna waluta jest korzystna dla Niemiec, Holandii i Austrii. Cała reszta eurozony gospodarczo traci. Dlatego też wejście do strefy euro może być korzystne dla niektórych firm, czy nawet całych branż, ale jednak z punktu widzenia całej gospodarki, byłoby to nieuzasadnione - dodał w trakcie panelu wicepremier Jarosław Gowin.

Polityk otwarcie stwierdził, że argumenty o "Europie dwóch prędkości" nie robią na nim wrażenia, bo „już dziś istnieje Europa dwóch prędkości”.

- Jedną jest właśnie strefa euro, gdzie wzrost gospodarczy jest bardzo niski, a drugą kraje rozsiane po całej Europie, które pozostały przy własnej walucie i rozwijają się zdecydowanie szybciej - wyjaśnił Gowin.

W ocenie wicepremiera, jedynym argumentem za przyjmowaniem euro jest ten ideologiczny, a on jako konserwatysta sceptycznie podchodzi do ryzykownych eksperymentów. A takim właśnie, w jego opinii, było stworzenie wspólnej europejskiej waluty. Przypomniał także, że nawet minister finansów w rządzie Donalda Tuska Jan Vincent Rostowski pytany o przystąpienie do eurozony odparł, iż "nie wchodzi się do domu ogarniętego pożarem".

A strefa euro, w ocenie Jarosława Gowina, pozostaje wciąż ogarnięta gospodarczym "pożarem".

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(168)
IVRzesza
rok temu
Niemiec, Holandii i Austrii... 3 nazistowskie kraje, w których po wojnie aż do dziś rządzą naziści. Niemcy wiadomo. Austria wiadomo. Holandia - rodzina królewska to naziści. O tym niektóre osoby mogą nie wiedzieć.
Ika
3 lata temu
Własna waluta jest opłacalna tylko dla rządu, bo można dowolnie obniżać jej wartość. Poza tym nie ma żadnych plusów, bo konkurować można równie dobrze jakością a nie ceną, no i kupowanie surowców zza granicy jest mniej opłacalne.
Gut- Złodziej...
3 lata temu
Gut chce budować gospodarkę poprzez dowolne obniżanie przez polski rząd wartości waluty na kontach i pensji pracowników. Geniusz ekonomiczny, że jak będziemy zarabiać z mocnym euro i trzymać oszczędności na kontach, które nie tracą względem innych walut
Wedc
3 lata temu
Bardzo zle ze nie mamy euro, inflacja nas zjada! Wszystkie oszczednosci, zarabiamy 3 tys i ludziom wydaje sie ze to duzo ale to tak strasznie zludne jest zaklamuje rzeczywistosc ze jestesmy golodupcami...zl nie ma pokrycia juz prawie. Bedzieny biedowac, golodupcy europy dzieki pis
natolińczyk
5 lata temu
Gdyby nie euro to w Grecji byłaby hiperinflacja, która czeka nas po ewentualnej wygranej PiS i wprowadzaniu jego programu gospodarczego. Płaca minimalna będzie wynosić 4 tys. ale euro kosztowało będzie 10 zł.
...
Następna strona