Tego Wyborcza nigdy nie napisze. Opowiem wam o skali patologii w lotnictwie

Mało kto interesuje się rynkiem lotniczym, więc i mało kto wie, jak wielkie są tam pieniądze i jak wielki była skala patologii. Dodatkowo przerażającym obrazem jest fakt, że do niedawna jeszcze w największych polskich firmach z branży kluczowe stanowiska pełnili ludzie powiązani z radzieckimi służbami! Przedstawiam Wam Mirki ogólny obraz bez wdawania się w
olbrzymie szczegóły, żebyście sami mogli wyrobić sobie opinię.


Przez lata byłam pracownicą, nazwijmy to najogólniej, branży lotniczej w Polsce. I przez lata naoglądałam się rzeczy, których
nie da się inaczej nazwać jak PATOLOGIA!



Czy wyobrażacie sobie sytuację, że w XXI wieku, ponad 20 lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości,
dyrektorem w kluczowej dla bezpieczeństwa państwa spółce (dodam że państwowej), jest były oficer Ludowego Wojska Polskiego. I człowiek, który ma uprawnienia do obsługi sowieckich maszyn SU-22, przeznaczonych do przenoszenia ładunków nuklearnych! Ile osób i w jaki sposób mogło wówczas takie certyfikaty uzyskać w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej – odpowiedzcie sobie sami. Na pewno nie był to masowy kurs na paralotnię.


Tymczasem Andrzej Ilkow (osoba całkowicie publiczna więc śmiało używam imion i nazwisk – tam, gdzie nie będę mogła,
będę używała inicjałów), bo o nim mowa, do niedawna jeszcze był Zastępca Dyrektora Lotniska Chopina, dyrektorem Biura Ochrony, dyrektorem lotniska w Bydgoszczy (przez pięć lat do 2008), przez sześć lat - dyrektorem Biura Bezpieczeństwa Operacji
Lotniczych w Przedsiębiorstwie Państwowym „Porty Lotnicze”, dyrektorem odpowiedzialnym i szefem Biura Operacyjno -
Eksploatacyjnego lotniska Warszawa Modlin, zastępcą dyrektor ds. Operacji Lotniczych w Sprint Air.


A więc odpowiadał za najważniejsze i największe polskie lotniska – najpierw przez szereg lat w Portach Lotniczych czyli Okęciu, a później trafił nawet do zarządu Mazowieckiego Portu Lotniczego Warszawa-Modlin (marzec 2015 – styczeń 2016). Mówimy więc o bardzo nieodległej przeszłości! Patologia byłych służb Jakby tego było mało, inny były szef bezpieczeństwa Lotniska Chopina w Warszawie - Sebastian Michalkiewicz  (były dyrektor warszawskiego Centralnego Biura Śledczego), był jednocześnie „konsultantem” w banku spółdzielczym w Wołominie (tak, tak – w tym Wołominie) oraz kanclerzem Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa i Ochrony w Warszawie (WSBiO). A to uczelnia, która współpracowała z firmą Konsalnet, największą firmą ochroniarską w Polsce, założoną ponad 20 lat temu przez oficerów PRL-owskich służb specjalnych. I m.in. ten podmiot wygrał  dwa przetargi na ochronę.... Lotniska Chopina. A więc nadzór nad działalnością pracowników Konsalnetu sprawował właśnie Sebastian Michalkiewicz.


Co ciekawe, to właśnie ta ochroniarska firma, podczas testów bezpieczeństwa, przed Światowymi Dniami Młodzieży... przepuściła na Okęciu dwie wnoszone bomby! Sebastian Michalkiewicz był również odpowiedzialny za podpisywanie umów na wynajem powierzchni pod sklepy wolnocłowe na Okęciu z francuskim Lagardère. Ze strony Francuzów umowę podpisywała Karina S.-Z (wcześniej pracująca w... Przedsiębiorstwie Państwowym „Porty Lotnicze” jako zastępca biura kadr. Gdy została zwolniona przeniosła się do Lagardère).


Do podpisania umów z Lagardere (za czasów Michalkiewicza zawarto z Francuzami aż 40 umów i 100 aneksów do tychże umów)  doszło również w dziwnych okolicznościach. W 2012 roku zarządca Lotniska Chopina, PPL, wypowiedział umowę najmu spółce zależnej Baltony (jedyna konkurencja Lagardere). Chodziło o wynajem dziewięciu lokali w remontowanym Terminalu A, co władze firmy odczytały jako pretekst do wypowiedzenia umów przed planowanym remontem terminala. Sprawa skończyła się wyrokiem Trybunału Arbitrażowego w Hadze, który przyznał spółce matce Baltony – Flemingo Duty Free – 20 mln euro odszkodowania. Kolejnym najemcą na Okęciu został, a jakże,Lagardere Travel Retail (LTR).


Sebastian Michalkiewicz, a wcześniej jak już pisałem także Karina S.-Z, po tym jak zostali w końcu zwolnieni z Portów Lotniczych, znaleźli zatrudnienie właśnie we francuskim Lagardère. System za 5 mln nie działa Co jeszcze bardziej pokazuje skalę
patologii, która przez lata odbywała się w PPL-u? System ochrony radarowo-kamerowej Lotniska Chopina, zakupiony za ponad 5 milionów zł, przez poprzedni zarząd Portów Lotniczych... nie działa!


Potwierdziła to kontrola wewnętrzna oraz sama prokuratura. A mimo to śledczy nie zdecydowali się, by kogokolwiek w tej sprawie
oskarżyć! Jak już się pewnie domyślacie, odpowiedzialni za zakup owego bubla są oczywiście nasi główni bohaterowie :)


System nie spełniał swojej podstawowej funkcji. Radary i kamery nie pokrywały całego terenu lotniska na warszawskim Okęciu. Czyli w praktyce, w porcie były martwe obszary, gdzie mogły się dostać osoby niepożądane.


Nawet prokuratura potwierdziła, że system wykrywał naruszenie ogrodzenia lotniska, ale nie potrafił wskazać, w którym to było miejscu. Nie rozróżniał też, czy na teren lotniska wtargnęło zwierzę czy człowiek. To musiał za każdym razem ustalać patrol interwencyjny.


Mało tego, nowy jednoosobowy zarząd PPL (Mariusz Szpikowski) poinformował w mediach, że przez długi czas nie był w ogóle o tym fakcie informowany przez ówczesnego dyrektora biura ochrony Portów Lotniczych a także wicedyrektora Lotniska Chopina ds. ochrony. Nieprawidłowości ujawniła dopiero kontrola Biura Przeciwdziałania Nadużyciom i Audytu Portów Lotniczych.


I dopiero taka skala patologii pozwoliła, po wielkich wojnach, usunąć owych dyrektorów. A jeśli na koniec doda się, że w
Portach Lotniczych od lat są niebotyczne zarobki, to już powinniście zrozumieć, dlaczego tak chętnie lgną tam
najróżniejsze „typy spod ciemnej gwiazdy” :)


14,3 tys. zł – tyle wyniosła średnia nagroda (czternasta pensja) w Przedsiębiorstwie Państwowym „Porty Lotnicze” w ubiegłym roku. Rozdzielona została między 1435 pracowników, co łącznie daje kwotę ponad 20 mln zł! Średnia pensja w PPL-u wynosi zaś aż 9,3 tys. zł i jest niemal dwukrotnie wyższa niż średnia krajowa.


Mimo tak komfortowych warunków płacowych, Związek Zawodowy Pracowników Lotnictwa Cywilnego pod kierownictwem Marka
Żuka zdecydował się w tym roku wejść w spór zbiorowy. Jego postulaty odnosiły się do sfery socjalnej pracowników. Żądał on
gwarancji zatrudnienia dla wszystkich (!) pracowników na okres 5 lat. A w przypadku zwolenianie któregoś z nich zadośćuczynienia, które mogło wynieść nawet 36-krotność pensji. Czyli 3 letnich odpraw. W przypadku pensji na poziomie 9,3 tys. zł, taka odprawa to niemal 335 tys. zł.



No i na koniec Andrzej Ilkow, po zwolnieniu go z pracy, otrzymał odprawę w wysokości niemal 300 tys. zł :)


I na koniec końców. Porty Lotnicze, mimo że były monopolistą do zarządzania lotniskami przez lata generowały potężne STRATY!

W 2013 roku „Porty Lotnicze” zanotowały ponad 318 mln zł straty przy przychodach na poziomie 712 mln. Rok później przychody spadły do 701 mln. I kolejny rok firma generowała stratę. Tym razem 88 mln.  Dopiero od 2015 roku zysk firmy wyniósł 165 mln, w 2016 r. 240 mln, a w 2017 osiągnął 319 mln przy niemal 900 mln zł przychodu.


Umiecie sobie wyobrazić zarządzanie monopolistą, który generuje straty w takiej branży?



Skąd garstka polskich wojskowych miała uprawnienia do przenoszenia bomb atomowych? /za Wikipedią)


Od połowy lat 60 XX w. Wojsko Polskie dysponowało środkami przenoszenia broni jądrowej. Według ustaleń
Instytutu Pamięci Narodowej, dokonanych na podstawie odtajnionych akt tzw. Operacji „Wisła”, WP na wypadek wojny otrzymywało do dyspozycji ok. 180 ładunków jądrowych (głowic pocisków rakietowych i bomb lotniczych). Broń jądrową dostarczono na podstawie umowy Ministerstwa Obrony Narodowej PRL i ZSRR podpisanej w 1967. Zgodnie z tą umową na terenach zachodniej Polski powstały trzy magazyny broni jądrowej, kontrolowane przez rosyjskie jednostki Specnazu. Obiekty te znajdowały się w Templewie, Brzeźnicy-Kolonii oraz w Podborsku. Decyzję o użyciu broni jądrowej mogło wydać
tylko Dowództwo Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego.


Takich kompetencji nie mieli dowódcy WP.


No i dla głodnych historycznej wiedzy:


Udział w operacjach militarnych i milicyjnych oddziałów Wojska Polskiego (wcześniej LWP) uczestniczyły w tłumieniu
protestów robotniczych:


W czasie wydarzeń poznańskiego
czerwca 1956. Dowodzący wówczas jednostkami WP gen. Stanisław Popławski był bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć 74 osób i ponad 500 rannych demonstrantów.


Oddziały Wojska Polskiego brały udział w pacyfikacji Wybrzeża w grudniu 1970. Rozkaz do włączenia
się jednostek wojska do tłumienia wystąpień robotniczych wydał na wniosek władz politycznych gen. Wojciech Jaruzelski.


Wojsko Polskie wzięło udział w interwencji wobec Czechosłowacji w 1968, w ramach tzw. Operacji Dunaj, przedstawianej propagandowo jako interwencja „w obronie zdobyczy socjalizmu”, W operacji tej wzięły udział siły WP w liczbie 18,5 tys. żołnierzy dysponujących 471 czołgami i 542 transporterami opancerzonymi. MON poniosło łączne koszty interwencji w wysokości 441 mln złotych


Czołgi T-55 ludowego Wojska Polskiego w czasie stanu wojennego 1981-1983 w Zbąszyniu

W 1981 jednostki SZ PRL uczestniczyły w pacyfikacji opozycji demokratycznej, po wprowadzeniu w dniu 13
grudnia 1981 stanu wojennego.