List leżał na poczcie pół miesiąca. Gdy okazało się, że jest w nim GPS, znalazł się po 20 minutach

Mieszkańcom Mysiadła przepadały wyjazdy do sanatorium, terminy rozpraw sądowych i egzaminów państwowych. Wszystko przez nieudolność poczty. Dziennikarze "Uwagi" znaleźli na to sposób.
Zobacz wideo

Urząd Pocztowy w podwarszawskim Mysiadle przyprawiał o ból głowy mieszkańców miejscowości. Ludzie skarżyli się, że na listy, które miały dojść w kilka dni, musieli czekać czasem nawet ponad miesiąc. Przez to, że ważne dokumenty nie docierały do nich na czas, tracili możliwość wyjazdów czy nawet przegapiali termin rozpraw sądowych.

Mysiadło. Listy zalegały na poczcie od miesięcy 

Sprawą zajęła się redakcja programu "Uwaga!" TVN. Postanowili wysłać do jednej z mieszkanek miejscowości list polecony priorytetem. W innym urzędzie zapewniono, że przesyłka dotrze po jednym dniu roboczym. Zanim list został wysłany, do środka włożono czujnik GPS, który śledził każdy jego ruch. List faktycznie dotarł do Urzędu Pocztowego w Mysiadle na drugi dzień. Nie ruszył jednak dalej przed kolejne pół miesiąca - cały ten czas leżał na poczcie. Dopiero gdy urzędniczki dowiedziały się od dziennikarzy, że jest w nim GPS, odnalazły go w 20 minut. 

Krzysztof Sołośnia, dyrektor regionu warszawskiego Poczty Polskiej poinformował dziennikarzy, że karygodne opóźnienia to wynik braków kadrowych w placówce. Zapewnił jednak, że rozwiąże ten problem i zatrudni więcej listonoszy. Jak podają dziennikarze TVN, dyrektor dotrzymał słowa i listy nie zalegają już na poczcie w Mysiadle. 

- Jest mi głupio, bo mogłem bardziej dopilnować sytuacji w tym urzędzie. Mogliśmy wyczuć to miesiąc wcześniej, gdybyśmy podjęli bardziej zdecydowane działania sądzę, że do tej sytuacji, by nie doszło - dodał Sołośnia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.