Ostatnia szansa naszej Alicji

17/10/2017 10:40

Jeszcze w uszach i w oczach mamy jej radość, jej niezwykłą energię i wiarę, kiedy zwracała się do mieszkańców z prośbą o pomoc, gdy zaledwie trzy miesiące temu nagrywaliśmy video zaproszenie na Crazy Rajd dla Alicji. Mocno wierzyła, że w otoczeniu tylu przyjaciół uda się pokonać nowotwór. Dziś jej młodzieńczy głos zamienił się w krzyk rozpaczy. Jest po sześciu chemiach, wszystkie przeszła ciężko, żadna nie pomogła. Guzy są coraz większe, młodziutka Alicja bardzo cierpi. Kiedy myślała, że ma już tylko biernie czekać na śmierć, pojawiło się światełko nadziei. Z całego serca apelujemy do mieszkańców o pomoc, by dziewczyna mogła skorzystać z tej szansy, jak mówi sama Alicja, ostatniej szansy na życie.

 

- Mam 26 lat, a nowotwór mnie zabija. Wyczerpałam już wszystkie możliwości ratunku. Guz odrósł, przerzuty w płucach zabierają mi oddech. Umieram, a tak bardzo boję się śmierci. Chcę żyć, tak bardzo chcę żyć… - tymi słowami Alicja Młynarczyk z Sochaczewa rozpoczyna apel do nas wszystkich o pomoc.

Zachorowała zaledwie 2 lata temu. Szukając przyczyny bólu w karku, odkryto guza w kręgosłupie szyjnym. Diagnoza była paraliżująca. Bardzo złośliwy nowotwór zakończeń nerwowych (MPNST). Alicji świat się zawalił, ale nie traciła nadziei. Dwukrotna operacja i naświetlanie pozwoliło jej być wreszcie dobrej myśli. Przez rok choroba nie dawała żadnych objawów.

- Jeszcze w lutym tego roku bawiłam się na weselu u koleżanki, myśląc, że zło nie wróci. Mogłam być przez chwilę szczęśliwa, mimo że w głębi serca dalej krył się lęk… I nagle szczęście prysło jak bańka mydlana. Dzisiaj zastanawiam się, czy w ogóle było prawdziwe – opowiada Alicja.

Ból powrócił, uporczywy, bezlitosny. Z dnia na dzień nasilał się coraz bardziej. Badanie rezonansem potwierdziło najgorszy scenariusz: guz odrósł, nowotwór zaatakował też płuca. To tak zwany mięsak, niezwykle odporny na leczenie. Przeszła sześć cyklów chemii, dwa razy trafiła do szpitala w wyniku powikłań, a guzy dalej rosną.

- Ból odbiera mi chęć życia. Standardowa medycyna nie ma mi nic więcej do zaoferowania. Już nic nie da się zrobić, powinnam po prostu leżeć i czekać na śmierć. Ale przecież jeszcze żyję, oddycham, chcę walczyć i wiedzieć, że zrobiłam wszystko.

W ostatnich dniach zrozpaczeni bliscy Alicji trafili na Dorotę Lisiczko, kobietę, która pokonała raka dzięki terapii w Chipsa Hospital w Meksyku. Zdecydowała się na nią właśnie w chwili, gdy leczenie w kraju pozbawiło jej jakiejkolwiek nadziei. Alicja wysłała dokumenty, przeszła konsultacje i została zakwalifikowana do terapii.

- To moja ostatnia szansa i światełko, w Chipsa Hospital prowadzili już terapię w przypadku mięsaków, które na nią reagowały. Tak bardzo chcę wykorzystać tę szansę, tak bardzo chcę żyć. Innego ratunku już nie mam.

Kochani, pomóżmy Alicji, nie odbierajmy jej nadziei, niech jedzie do Meksyku. Na siepomaga.pl od wczoraj zbieramy potrzebną jej kwotę 300 tysięcy złotych. Mamy już 20 tysięcy, razem nawet przy niewielkich wpłatach w okamgnieniu uzbieramy potrzebną sumę.

TUTAJ link do zbiórki na siepomaga.pl

TUTAJ link do video wywiadu z Alicją w lipcu br.

 

Autor: e-Sochaczew.pl

Reklama

Ostatnia szansa naszej Alicji - opinie czytelników

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu: Ostatnia szansa naszej Alicji. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku "zgłoś".

  • piotr-sobczak 2017-10-19 12:25:56

    "Chipsa Hospital" to nie jest placówka medyczna, a ośrodek niemedyczny oferujący tzw. "terapię Gersona".
    Jest to metoda całkowicie nienaukowa, niemedyczna, nie mająca żadnych medycznych podstaw działania.
    Wymyślona 100 lat temu teoria która rzekomo miała leczyć nowotwory lewatywami z kawy, dietą owocową, przedawkowaniem różnych substancji (np. witamin), wodą utlenioną i tym podobnymi metodami których nieskuteczność była wielokrotnie badana.

    Całe przedsięwzięcie to jest niezła machina marketingowa która poszukuje ciężko chorych na nowotwory i obiecuje cuda z bardzo wysoką wyleczalnością chorych nawet w terminalnych stadiach nowotworów.
    Służy to do wyciągnięciu ostatnich pieniędzy od tych biednych, chorych ludzi.
    Rodziny sprzedają mieszkania, zaciągają długi, organizują zbiórki po to żeby pojechać do szamanów robiących absolutnie niemedyczne "obrzędy".
    Skuteczność zerowa, a pieniądze wędrują do jakiś bonzów w Meksyku.

    Ja rozumiem że panuje takie tabu pod hasłem "nie chcesz pomóc biednej kobiecie, to nie przeszkadzaj", natomiast zwracam tylko uwagę że perfidny sposób wykorzystywania chorych i ich rodzin, jest wybitnie naganny.

    Nawet jeśli choremu została wyłącznie opieka paliatywna, to moim zdaniem lepiej spędzić ostatnie miesiące życia z rodziną, mając pomoc lekarską w walce z bólem, oraz naukowe metody mogące przedłużyć życie czy podnieść jego jakość w tych ostatnich chwilach, co daje lepsze perspektywy nawet na medyczny cud, niż lewatywa w Meksyku.


Ostatnie video - filmy na e-Sochaczew.pl




Reklama
Reklama
Reklama