Biografie
Jarosław Sokołowski 'Masa' podczas zeznać w sądzie (fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl)
Jarosław Sokołowski 'Masa' podczas zeznać w sądzie (fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl)

Jak hasa Masa

Jarosław Sokołowski, ps. Masa, niewątpliwie skorzystał na wejściu w program ochrony świadka koronnego. Kiedy werbowano go na koronnego, obowiązywała ustawa, w której zapisano: "Można uzależnić dopuszczenie dowodu z zeznań świadka koronnego także od zobowiązania się podejrzanego do zwrotu korzyści majątkowych odniesionych z przestępstwa oraz naprawienia szkody nim wyrządzonej". (...) W przypadku Masy wszystko, co posiadał, dom, drogie samochody i pieniądze - pochodziło z działalności przestępczej. On sam chwalił się później, że w program świadka koronnego wszedł z kilkumilionowym wianem. (...)

Świadkowie koronni pojawili się w Polsce prawie 20 lat temu. Ustawę w tej sprawie uchwalono w 1997 roku, a rok później wdrożono ją w życie i powołano pierwszego koronnego, byłego policjanta, który obciążył jedną z grup przestępczych. Sam wcześniej działał w jej strukturach.

Masa wyrósł na celebrytę. To zadziwiający przypadek, chyba jedyny w historii kryminalnego świata, że świadek koronny, który powinien żyć w cieniu, bez imienia, nazwiska i twarzy, bryluje w mediach, udziela wywiadów, prowadzi stronę na Facebooku, gdzie opowiada młodzieży, jak cudownie się żyło za czasów mafii. Na dowód zamieszcza swoje zdjęcia w światowych kurortach, w mercedesach i z pięknymi panienkami u boku. (...) Mówi ze znawstwem o sporcie, o gotowaniu, o handlu bronią, o polityce. Składa też różne deklaracje. Ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze zadeklarował podziw i uznanie. A prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu zaproponował usługi ochroniarskie.

Jarosław Sokołowski 'Masa' zeznaje w procesie Aleksandra Gawronika, podejrzanego o podżeganie do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary. Marzec 2017 r. (fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta)

(...) Jak na ściśle strzeżonego świadka koronnego, prowadzi wyjątkowo bogate życie towarzyskie, nie tylko w wirtualnej przestrzeni Facebooka. Czasem relacje wirtualne przechodzą w całkiem realne. (...)

Jakiś czas temu znajomym Masy na Facebooku został 30-letni Andrzej H. ze Stargardu. Któregoś dnia skontaktował się z nami i oświadczył, że zebrał dowody wskazujące, że Masa nadal popełnia czyny zabronione, a przynajmniej je planuje. Przekazał nam kilka godzin nagrań rozmów, jakie odbył, jak twierdził, z Masą.

Kontakt od narkotyków

Rozmowa z Andrzejem H., ps. Arbuz.

Kim pan jest?

- (...) Status prawny jeszcze oficjalnie nie został mi przyznany, ale z nieoficjalnych źródeł wiem, że będzie to najprawdopodobniej mały świadek koronny [ten status przyznaje się osobie, która chce współpracować z wymiarem sprawiedliwości, ale jej wiedza jest zbyt mało znacząca, by mogła otrzymać status świadka koronnego - przyp. red.]. Z moich zeznań sporządzono pięć tomów akt, które zostały już wysłane w celach weryfikacji do poszczególnych jednostek. (...)

Jak to się stało, że zaczął się pan kontaktować z Sokołowskim?

- Powiem w ten sposób. Kiedy zacząłem już obierać tę drogę, jak to się teraz śmiesznie mówi, na małą koronę, na prawilność, żeby się oczyścić, no sobie myślę, ten facet coś musi wiedzieć. Tak naprawdę on nigdy mnie nie interesował pod względem jego dokonań. Zawsze wiedziałem, że lata 90. to była taka odwilż, że można było praktycznie kogoś zabić na ulicy, a winnego by nie znaleźli, tak jak do tej pory nie poznajdowali. Zagadałem do niego po prostu na Facebooku. On mi podał swój telefon. Opowiedziałem mu coś niecoś. Okazało się, że mamy wspólnych znajomych.

Czym go pan tak zaintrygował?

- Ja mówię do niego [na Facebooku - przyp. aut.]: Panie Jarku, jestem stąd i stąd. Jest pan świadkiem koronnym, czy nie byłby pan tak uprzejmy, żeby mi udzielić kilku wskazówek? A on mówi: A o co ty się starasz? Ja mówię: O sześćdziesiątkę [nadzwyczajne złagodzenie kary, które sąd może orzec na mocy artykułu 60 Kodeksu karnego - przyp. red.] albo o koronę, tak wtedy napisałem. Numer od razu bum i zadzwoń. No to dzwonię. I on przywitał się i było bardzo sympatycznie. (...)

Sad Rejonowy w Szczecinie. Posiedzenia aresztowe gangu wyłudzającego podatek VAT. Wśród zatrzymanych są byli członkowie zarządu gangu pruszkowskiego Andrzej Z. pseudonim Słowik , Leszek D. pseudonim Wańka i Janusz P. pseudonim Parasol (fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Gazeta)

W którymś momencie pan stracił zaufanie do Sokołowskiego. Z jakiego powodu?

- Powiedział mi: Andrzej, dowiedz mi się, jak to z tymi paliwami wygląda tam u was w Zachodniopomorskiem. W pierwszej chwili pomyślałem, że facetowi chodzi zwyczajnie o to, że chce wejść legalnie, bo już mówi, że szara strefa go nie interesuje, że on tylko legal. A tutaj się okazuje, że nie, jego interesowało wycyckanie tego domniemanego łosia. On mówi: Ja mam prostego łosia do wystrugania z Marcinem . (...) Mówił, że jest jakiś facet z Anglii, który chce wejść w paliwa. I że nie ma z tym problemu, że on sobie tam wystruga tego łosia, wydudka na ten milion złotych.

A pana rola?

- Moja rola to miała być taka, że miałem stanąć koło Masy i tam niby pertraktować o benzynie, przybić piątkę (...). Miałem gadać z Jarkiem, mówić przy tym łosiu, że ostatni interes był świetny, jeszcze raz chcę zamówić tyle samo tej benzyny.

Czyli naganiacz do trzech kart.

- Dosłownie, coś takiego. Świetnie pan to ujął. Na tym miała polegać moja rola. Co oczywiście jest na nagraniu.

To spowodowało, że pan stracił zaufanie?

- Tak.

Że on pana namawia do przestępstwa?

- Tak. (...) A potem wypłynęła afera. Moja żona coś tam do niego napisała ze swojego Facebooka i on do niej napisał: Ty wywłoko, nie wpierdalaj się w rzeczy, których nie rozumiesz. (...)

Skrytykowała go?

- Nie, powiedziała po prostu: Panie Jarosławie, czy może nie za dużo oczekuje pan od mojego męża, bo on próbuje się oczyścić? I ten tekst, jak go zobaczyłem, to mnie trzepnęło, to po prostu powiedziałem sobie: Nie, gnoju, co ze mną, to ze mną, ale mojej żony nie będziesz tak nazywał. (...)

Ja miałem przez dłuższy okres potem wątpliwości, czy ja czasem nie działam zbyt pochopnie z tym, że chcę z pewnymi rzeczami iść do mediów, to się może nie opłaci. Ktoś tam mi mówi: Nie idź, zostaw w spokoju, bo to problemy, bo za nim stoją inni, zniszczą cię. Z drugiej strony to pragnienie, żeby pokazać, że ten człowiek jest konfabulantem, że jest kłamcą, że jest ohydny. Mam dowody na to, mam na myśli rozmowy facebookowe i nagrania audio, żeby tu była sprawa jasna. Mam dowody na to, gdzie on mówi, że robi show wokół siebie i tak samo może ze mnie zrobić rezydenta "Pruszkowa".

Sąd Rejonowy w Poznaniu. Zeznaje pierwszy w Polsce świadek koronny do sprawy Gangu Grubego (fot. Karolina Sikorska / Agencja Gazeta)

Chyba jest pan za młody na rezydenta "Pruszkowa"?

- Ale powiedział, że jest w stanie zrobić ze mnie rezydenta "Pruszkowa". Ze mnie, człowieka, który się urodził w 1987 roku, który w 2000 roku miał 13 lat. Powiedział mi: Andrzej, ty się o taką prawdziwą gangsterkę to nie otarłeś, ale jak ja powiem [że był rezydentem "Pruszkowa" - przyp. aut.], to to nabierze olbrzymiego znaczenia.

Dlaczego chciał to zrobić?

- Żeby mi podnieść rangę. Miałem mówić w programie telewizyjnym o sobie i dobrze o Masie, że mi pomaga. Jaki on był dobry i mnie prowadzi, takie rzeczy. I cytuję go teraz: Jak dobrze dop***dolisz, to ja to potwierdzę i powiem, że byłeś w Szczecinie, od kiedy tam "Pruszków" wrócił, rezydentem "Pruszkowa". Ja mówię: Serio? No pewnie, jak się bawić, to się bawić! To pokazuje, jaki z niego manipulant, kłamca, szyderca, nie tylko prawny, ale i medialny. (...)

On się czuje taki bezkarny, że mi powiedział kiedyś, mam to na nagraniu, że policja, prokuratura i dziennikarze mogą mu na ch*j skoczyć, bo jest dla nich za mocny. Ja nie wiem, skąd ta pewność siebie. Może facet faktycznie ma jakieś zielone światło od kogoś. (...) Ale chociażby moralnie, jak to świadczy o tym człowieku, on jest zrehabilitowany, on jest prawilny? On mi powiedział, że on sobie pozostawiał kolegów, takich, którzy byli mu sprzyjający, żeby mu potwierdzali zeznania. Że nie wszystkich zakablował. To samo radzi mi, zostaw sobie paru takich, których zawsze, gdzieś tam coś możesz potrzebować. No to koronny albo mówi wszystko, albo nie mówi wszystkiego. No to ja tego nie rozumiem. To kogo on pozostawiał, bandytów na wolności? To o czym my tu mówimy? Przecież to jest śmiech na sali. (...)

Uważam go za człowieka przebiegłego, który tak naprawdę swoje dobre intencje ma tylko na pokaz. Sam powiedział, że robi szum wkoło siebie, bo nie chce pójść w zapomnienie, pragnie wrócić na piedestał, chce być sławny. Uważam, że nie potrafi być nikim innym niż gangsterem, i uważam, że się nie zresocjalizował.

Ile świadka w świadku

Jarosław Sokołowski, ps. Masa, został świadkiem koronnym wiosną 2000 roku. (...) 17 lat to szmat czasu, wystarczający na dokonanie podsumowania. Ile korzyści przysporzył Masa państwu polskiemu, zeznając na byłych wspólników, a ile spowodował strat, oszczędzając niektórych w zeznaniach albo opowiadając nieprawdę?

Andrzej Kolikowski 'Pershing', lider gangu pruszkowskiego, podczas walki Andrzeja Gołoty. Lata '90 (fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta)

Warto wiedzieć, że w kilku sprawach sądowych odrzucono jego zeznania jako niewiarygodne. Ostatnio całkiem niedawno na procesie Ryszarda Boguckiego, oskarżonego m.in. o porwanie w latach 90. Roberta B., ps. Aksamitny. (...) W tym momencie pojawia się kluczowe pytanie: po co wymiarowi sprawiedliwości świadek, który kłamie? (...)

Rozmowa z dr. Zbigniewem Rauem, kryminologiem, byłym policjantem, od lat zajmującym się naukowo przestępczością zorganizowaną. Jego cykliczne badania dotyczą też świadków koronnych i wpływu tego narzędzia prawnego na zagrożenia płynące ze świata przestępczego. Jest współautorem licznych monografii i prac poświęconych przestępczości. Uczestniczył w pracach zespołu nowelizującego w 2006 roku ustawę o świadku koronnym. (...)

Co powinien zrobić prokurator, kiedy dowiaduje się, że świadek obciążył jedne osoby, a inne osoby oszczędził, wiedząc o ich przestępstwach?

- Jeżeli zebrał dobrze dowody, to może pokusić się o odebranie statusu świadka koronnego i pociągnąć go do odpowiedzialności. (...) To jest z punktu widzenia ludzkiego zrozumiałe, że oszczędził niektórych. Bo czasami też się mogło zdarzyć, że zapomniał (...).

A jeżeli nie zapomniał?

- Może oszczędził swoich przyjaciół z piaskownicy.

Nie przyjaciół, oszczędził, powiedzmy, kontrahentów. Ludzi, od których chciał pieniądze.

- No to jeszcze raz powtórzę. Jeżeli prokurator miałby dobrze zebrany materiał dowodowy, to może mu cofnąć status i pociągnąć go do odpowiedzialności.

Nie wiem, czy wiesz, ale mówimy o świadku Masie.

- Masa złożył wiele obszernych zeznań, niech te zeznania wreszcie ujrzą drugą instancję i te procesy zostaną zakończone. I niech pan Sokołowski zacznie życie jako normalny obywatel. I będzie mógł jeździć do Rzeszowa, do Poznania, wytaczać procesy, zarabiać legalnie, płacić podatki. I można wtedy powiedzieć, że się zresocjalizował i jest pełnoprawnym obywatelem. (...)

Policja przez wiele lat była bezradna wobec poczynań polskiej mafii (fot. Jędrzej Wojnar / Agencja Gazeta)

Nie powinien dostać korony

Janusz Kaczmarek, były prokurator krajowy i minister spraw wewnętrznych, dzisiaj adwokat, brał udział w pracach nad nowelizacją ustawy od 2003 roku (...):

Gdybyśmy mieli czytać w sposób literalny zapisy tej ustawy i przełożyć je na postępowanie pierwszego świadka koronnego o takiej randze, Jarosława Sokołowskiego, ps. Masa, to on nie powinien zostać świadkiem koronnym. Ale wydaje mi się, że na jego przykładzie dopiero się uczono eliminacji błędów i ważono tę skuteczność i ten element łączenia dwóch systemów: europejskiego legalizmu z anglosaskim oportunizmem. Bo akurat ten świadek koronny jest przykładem, kto nie powinien być świadkiem koronnym. Wynikało to z informacji o jego wysokiej randze w strukturach kierowniczych, ba, nawet o udziale, a przynajmniej takie pojawiały się informacje, w zabójstwach, jak również wszelkiego rodzaju problemy związane z jego ochroną, gdzie w zasadzie w którymś momencie poczuł się bardziej pewnego rodzaju celebrytą, występującym w programach telewizyjnych, wydającym coraz więcej książek, poprzez problemy z jego majątkiem i informacjami, że dopuszcza się, będąc świadkiem koronnym, kolejnych czynów przestępczych, co tak de facto eliminuje świadka koronnego z tego, żeby być tym świadkiem.

Specjalista od ochrony

Rozmowa z Leszkiem Kardaszyńskim, emerytowanym policjantem, wieloletnim funkcjonariuszem Biura do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i CBŚ, byłym szefem Zarządu Ochrony Świadków Koronnych. (...)

Co możesz oficjalnie powiedzieć o ochronie świadka Masy?

- Człowiek roszczeniowy, przez cały czas taki egocentryk, któremu wydaje się, że wszyscy powinni chodzić na paluszkach, bo on jest świadkiem.

Kłócił się o pieniądze, to było powszechnie znane, ogłaszał strajki.

- Jak tylko zostałem szefem zarządu, to on już chciał się ze mną spotkać. W końcu doszło do tego spotkania. I zaczął odnośnie do roszczeń finansowych. Ja mu powiedziałem, że absolutnie nie widzę takiej możliwości i żeby nie próbował na mnie wywierać presji ani na prokuraturze, bo będziemy się ostro temu przeciwstawiać. Jego to oczywiście zirytowało, to jest taki człowiek, że jak coś jest nie po jego myśli, to wpada w złość. Przy mnie tego nie było, ale chłopaki opowiadały, jak on się zachowuje w stosunku do żony, w domu - to jest jakiś zupełny furiat (...).

Jarosław Sokołowski 'Masa' zeznaje w procesie Aleksandra Gawronika, podejrzanego o podżeganie do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary. Marzec 2017 r. (fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta)

I on zaczął, że jak nie dostanie podwyżki, to przypnie się na Puławskiej do ogrodzenia i zwoła konferencję prasową. No to powiedziałem: Panie Sokołowski, czas start, już zap***dalać, przypinać się . On w ogóle nie pojmował, że program ochrony się kiedyś skończy, że to nie jest dożywotnio. Jemu się wydawało - i pewnie nadal wydaje - że jemu państwo jest dłużne pomoc finansową, i to na takim poziomie jak komendant główny, ustawienie dzieci i nie wiadomo co jeszcze, do końca życia, i jeszcze najlepiej żadnych obowiązków, jeśli chodzi o przestrzeganie zasad. Przecież już mieliśmy kilka takich jazd bez trzymanki, awantury i trzeba było użyć wygibasów, żeby nie urazić policjantów.

Awanturował się?

- Tak, mało tego, że robił awantury, upił się i wyzywał ludzi, a za chwilę powoływał się, że jest świadkiem. Następna rzecz to ja nie znam takiej sytuacji, że człowiek, który jest w programie ochrony, a więc siłą rzeczy nie powinien rzucać się w oczy, powinien starać się, żeby jak najmniej było o nim słychać i go widać, on promuje się w internecie, w telewizji, ostatnio słyszałem, że będzie promował książkę. (...) Nie ma państwa na świecie, żeby człowiek w ten sposób w programie funkcjonował.

Ale on funkcjonuje. Robi, co chce, spotyka się, kiedy chce, z kim chce.

- Ja mu zakazałem. Też wyskoczył z jakimś tematem, to było jakieś kuriozalne, dotyczyło wykorzystania jego domu do zdjęć, nie pamiętam dokładnie, w każdym razie powiedziałem, że nie, i takie było oficjalne stanowisko. Świadek koronny nie jest pozbawiony wolności, ale kiedy nie przestrzega zasad i zaleceń ochrony, to zarząd występuje o cofnięcie mu ochrony. Takich pism w jego sprawie było już kilka.

I dlaczego nie zostały sfinalizowane?

- Dlatego, że jest swoistym zakładnikiem. O cofnięcie programu ochrony wnioskujemy do prokuratury. Odnoszę wrażenie, że dzisiaj na takim to już jest etapie, ten program i on jako świadek, że nie wiem, czy się znajdzie ktoś z jajami, żeby to przerwać. Ileś spraw zostało już zakończonych, ileś wyroków zapadło w tych sprawach, więc wszyscy na niego dmuchają i chuchają. Z tych naszych pism dotyczących Masy powstało z kilkanaście tomów, jak on łamie zasady i procedury. (...)

Wrzesień 2002 r. Sąd Okręgowy w Warszawie. Proces mafii pruszkowskiej (fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta)

"Pruszków" powinien kwiaty mu wręczyć

Wojciech Walendziak to były zastępca dyrektora CBŚ. Doświadczony policjant z sukcesami w walce z przestępczością zorganizowaną. To on wraz z drugim wicedyrektorem CBŚ, Tadeuszem Kotułą, odwiedził w 2000 roku w wadowickim areszcie śledczym Jarosława Sokołowskiego, aby wstępnie sprawdzić, czy nadaje się na świadka koronnego. Poniżej fragmenty rozmowy z Wojciechem Walendziakiem.

W jakich okolicznościach pierwszy raz usłyszałeś o Masie?

- Usłyszałem jako o czynnym gangsterze, który chodzi na uchu u Piotrka Wróbla [policjanta, który w 1994 roku zwerbował go na informatora policyjnego - przyp. aut.]. W 2000 roku został zatrzymany i siedział w Wadowicach. Uzyskaliśmy z Tadkiem Kotułą zgodę na widzenie i pojechaliśmy z nim porozmawiać.

Ale wyście to zrobili sami czy w porozumieniu z prokuraturą?

- Z prokuraturą. Rozmawiałem na ten temat z prokuratorem Rychlikiem, Rychlik nam wtedy dał nakazy na widzenie. Wtedy pojechaliśmy z Tadkiem, obydwaj, i zaczęła się z nim luźna rozmowa i zaczęliśmy mu przedstawiać pewne warunki. Wiedzieliśmy, że nie lubi siedzieć.

Bał się?

- Bał się jak ognia. Któryś z nas mu walnął taki tekst, że jak będzie na wolności, to i tak go odpalą. Ma jeden ratunek: zostać świadkiem koronnym. Powiedzieliśmy, żeby się zastanowił. On się wtedy do końca nie zadeklarował, o ile pamiętam, później chyba prokurator Mierzewski wszedł, zaczął z nim rozmawiać i on poszedł na ten układ. Ale generalnie to, co on zeznawał, to jeden wielki miszmasz, to wszystko było tak zmieszane, że do rozprawy trzeba było czytać z piętnaście razy jedno jego zeznanie, żeby dojść do jakichś sensownych wniosków. (...) Jak rozmawiałem z chłopakami, którzy to prowadzili, to mówili, że to jedno wielkie gó*no.

A na czym to jedno wielkie gó*no polegało? Nie był konkretny?

- Takie zeznania, które po sprawdzeniu nigdy nie dawały twardych dowodów. Nie był takim idealnym świadkiem koronnym, trochę problemów z nim było. Musisz wiedzieć, że policja jako taka nie była decyzyjna co do tego, czy on ma być świadkiem, czy nie. Prokuratura wnioskowała, sąd klepał i tyle. (...)

Już sam fakt, że zrobiono z niego króla świadków koronnych, to temu człowiekowi też mogło się w głowie pomieszać. Osobiście ja uważam, tak już po latach, że "Pruszków" powinien się z tego cieszyć, że taki świadek się znalazł i dostali takie wyroki, a nie wyższe.

Autorzy książki 'Koronny nr 1. Pseudonim Masa...' na III Warszawskich Targach Książki. Od lewej siedzą: Piotr Pytlakowski i Sylwester Latkowski (fot. materiały prasowe / Plogi / Wikimedia.org / CC BY-SA 3.0)

Powinni mu przynosić kwiaty?

- Naturalnie, oni powinni go nosić na rękach. Jedyna rzecz to jest to, że to był jeden z pierwszych świadków koronnych i tyle, nic więcej, bo pożytek niewielki, urobek procesowy nikły.

*Fragment książki Sylwestra Latkowskiego i Piotra Pytlakowskiego "Koronny nr 1. Pseudonim Masa", którą w promocyjnej cenie można kupić w Publio.pl

Sylwester Latkowski. Ur. w 1966 r. Reżyser, dziennikarz. Autor cyklów telewizyjnych "Granice kariery", "Tajemnice polskiej mafii", "Męskie rozmowy". W 2001 r. otrzymał wyróżnienie Fundacji Kultury za książkę "Pamiętam jak...". Poza tym opublikował m.in. "Zabić Papałę" i "Polską mafię", a także powieść kryminalną "Czarny styczeń". W latach 2013-2015 był redaktorem naczelnym tygodnika "Wprost". Nagrodzony Grand Press w 2013 r. w kategorii "dziennikarstwo śledcze" i w 2014 r. w kategorii "news".

Piotr Pytlakowski. Dziennikarz, scenarzysta, autor i współautor wielu książek, m.in. "Republika MSW", "Czekając na kata", "Alfabet mafii", "Śmierć za 300 tys.", "Agent Tomasz i inni", "Wszystkie ręce umyte", "Biuro tajnych spraw", "Nowy alfabet mafii", oraz "Królowa mafii". Współautor scenariusza serialu "Odwróceni" i cyklu telewizyjnego "Alfabet mafii". Jako reporter pracował m.in. w "Przeglądzie Tygodniowym", "Spotkaniach", "Gazecie Wyborczej" i "Życiu Warszawy". Od 1997 r. jest dziennikarzem tygodnika "Polityka". Nagrodzony m.in. "Polskim Pulitzerem" w kategorii "dziennikarstwo śledcze" i nagrodą Adwokatury Polskiej "Złota Waga".