Adolf Htler, człowiek z tłumu

Życie codzienne jednego z największych zbrodniarzy w historii świata było prozaiczne aż do bólu. Mity narosłe wokół postaci Adolfa Hitlera zatarły jej zwykły, pospolity i drobnomieszczański wizerunek.

Aktualizacja: 26.11.2016 20:45 Publikacja: 24.11.2016 14:23

Foto: Wikipedia

20 listopada 1921 r., cztery miesiące po wybraniu go na stanowisko przywódcy NSDAP, Adolf Hitler opublikował list wewnętrzny dla członków partii, zatytułowany „Krótki szkic o mojej osobie". Pismo to było naszpikowane kłamstwami i półprawdami jak dobra kasza skwarkami. A jednak przez następne 94 lata wielu biografów Hitlera, w tym nawet sam sir Allan Bullock, autor klasycznej już biografii „Hitler. Studium tyranii", czerpał z niego pełnymi garściami rzekome „fakty". Historycy, publicyści i zwykli ludzie dali się nabrać na legendę, jaką stworzył wokół siebie austriacki mitoman.

„Już w wieku 17 lat zostałem osierocony przez matkę i ojca, którzy nie pozostawili mi żadnego majątku. Udając się do Wiednia, miałem zaledwie 80 koron i byłem zmuszony do podjęcia pracy jako zwykły robotnik, aby zarabiać na chleb" – napisał Hitler. Jest to jedno z wielu kłamstw, jakie powielał do końca swojego nieszczęsnego żywota. Także w swojej autobiograficznej diatrybie „Mein Kampf" podkreślał wielokrotnie, że jego ojciec był nieudacznikiem – słabo nagradzanym urzędnikiem pocztowym niskiego szczebla, naiwnie wierzącym w porządek imperium Habsburgów – i z tego powodu nie pozostawił po sobie nawet jednego grajcara majątku. To kolejne łgarstwo tworzyło efektowną legendę o biednym chłopaku z austriackiej prowincji, który bez pomocy rodziny i szkoły sam wspiął się na szczyt władzy.

W rzeczywistości jednak ojciec Adolfa – Alois Hitler – nie tylko był poważanym urzędnikiem, ale zarabiał aż 2600 koron rocznie, czyli trzy razy więcej niż początkujący nauczyciel wiedeńskiej szkoły średniej lub prawnik zatrudniony w sądzie. Dzięki zachowanym dokumentom Sądu Okręgowego w Linzu wiemy, że już w 1908 r. 19-letni Adolf odziedziczył po ciotce Joannie Pölzl 1304 korony, a dodatkowo otrzymywał 58 koron z przypadającej mu części spadku po ojcu i 25 koron zasiłku sierocego, którego zrzekł się dopiero po trzech latach na rzecz swojej siostry Pauli. Mając takie dochody miesięczne, Adolf nie musiał walczyć w pocie czoła o przetrwanie. W latach 1908–1913 dysponował zwolnioną z podatku kwotą 6023 koron, co odpowiada sile nabywczej 28 428 dolarów amerykańskich z 2013 r. Do 95 koron miesięcznie doliczyć należy także nieopodatkowane prowizje ze sprzedaży obrazów. Za dnia często bywał w kawiarniach, a wieczory spędzał głównie w operze lub teatrze.

Wielu biografów wspomina w swoich pracach o jego skłonnościach do zmiennych nastrojów i o wybuchach skrajnych emocji. W czarnych barwach odmalował postać młodego choleryka niejaki Reinhold Hanisch, wspólnik Hitlera z okresu wiedeńskiego, zajmujący się sprzedażą jego obrazów. To właśnie na jego wspomnieniach Allan Bullock oparł swój portret psychologiczny młodego Adolfa. Ale czy rzeczywiście można zaufać informacjom Hanischa? Twierdził on na przykład, że Hitler utrzymywał się wyłącznie ze sprzedaży obrazów, które określał jako bardzo słabe malarsko. „Kiedy już udało mu się zarobić parę koron, to w ciągu najbliższych dni nie chciało mu się malować. Chodził wtedy do kawiarni na ciasto z bitą śmietaną i czytał gazety" – podkreślał Hanisch. Wspomnienia Hanischa stoją jednak w sprzeczności z tym, co wiemy obecnie o rzeczywistej sytuacji finansowej Hitlera opisanej wcześniej. Poza tym Hanish, którego po wojnie cytowało na ślepo wielu historyków zachodnich jako wiarygodne źródło informacji o życiu młodego Adolfa, sam był zwykłym oszustem. Od 1913 r., kiedy Hitler wyjechał do Monachium, Hanisch fałszował jego obrazy i pocztówki. „Dzieła" te trafiały pod dachy domów kolekcjonerskich i w rezultacie malarz Adolf Hitler uchodził w Wiedniu za całkiem dobrego artystę.

Fakt ten uderza w upowszechniony po wojnie stereotyp Hitlera jako odrzuconego przez środowisko artystyczne dyletanta i amatora, któremu marzy się sława, ale nie ma talentu. W rzeczywistości wcale nie był próżniakiem ani nie czuł się odrzucony. Pochłaniał ogromne ilości książek, w tym te dotyczące bardzo specjalistycznych zagadnień z różnych dziedzin nauki i techniki. Rozmówcy podkreślali jego fenomenalną pamięć i smykałkę do różnych gatunków sztuki. Mało znany jest fakt, że grał całkiem nieźle na fortepianie i sam udzielał lekcji gry na tym instrumencie, a nawet próbował komponować opery.

Legitymacja nr 555

Jednym z często powtarzanych błędów w biografii Hitlera jest twierdzenie, że wstąpił on w czerwcu 1919 r. do liczącej zaledwie kilku członków Niemieckiej Partii Robotniczej (DAP). W „Mein Kampf" kłamał, pisząc: „W czerwcu 1919 r. dołączyłem do liczącej wówczas siedmiu członków DAP, wierząc, że znalazłem w niej ruch, który na płaszczyźnie politycznej odpowiadałby mojemu ideałowi". W rzeczywistości na liście członkowskiej tej partii, która już w kwietniu 1920 r. przyjęła nazwę Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP), „pisarz Adolf Hitler" jest umieszczony jako członek numer 555. Jednak tak naprawdę Hitler przystąpił do DAP dopiero we wrześniu 1919 r. Ten pozorny drobiazg dowodzi charakterystycznej dla tego człowieka skłonności do budowania mitów i legend wokół swojej młodości. W III Rzeszy numer członkowski NSDAP miał niezwykle prestiżowy charakter. Nie do przyjęcia był więc fakt, że Führer posiadał numer 555, a co gorsza, po kontroli list z 26 lipca 1921 r., otrzymał numer 3680. Na potrzeby propagandowego kultu Hitlera trzeba było stworzyć bajkę o szczególnej roli wodza w procesie tworzenia się partii, która miała odnowić potęgę Niemiec.

Błędnie przypisuje się Hitlerowi szczególny udział w budowie struktur DAP i sformułowniu pierwotnego programu partii. Prawdopodobnie kierownictwo DAP doskonale wiedziało, że ich nowy towarzysz jest „V-mannem", czyli zwyczajnym donosicielem komórki kontrwywiadowczej bawarskich sił zbrojnych. Niemniej już miesiąc po wstąpieniu w szeregi partii nowemu towarzyszowi Adolfowi Hitlerowi pozwolono wygłosić pierwszy odczyt skierowany do 111 działaczy nacjonalistycznych. Okazało się bowiem, że człowiek ten jest obdarzony niezwykłym talentem oratorskim, co podczas dyskusji politycznych toczonych w monachijskich knajpach piwnych było ogromnym atutem.

Wszystkie przedwojenne i powojenne biografie Adolfa Hitlera przedstawiały go jako politycznego geniusza, który z nikomu nieznanej małej grupki narodowców bawarskich uczynił prężną i liczącą się formację polityczną. Nie jest to obraz w pełni prawdziwy. Od samego początku swojej kariery partyjnej Hitler dążył po trupach do przejęcia władzy absolutnej w partii. Już pół roku po wstąpieniu do niej rozbił DAP na dwie frakcje. Swojemu przeciwnikowi, szefowi frakcji radykalnie socjalistycznej Gregorowi Strasserowi, powiedział wprost: „Uważam się za socjalistę, a pan jest po prostu marksistą". 14 lat później, 30 czerwca 1934 r., w czasie wielkiej czystki w łonie NSDAP, zwanej „nocą długich noży", Strasser i jego zwolennicy zostali zamordowani na osobisty rozkaz Hitlera.

Wnuk Rothschilda?

W III Rzeszy etnolodzy niemieccy dowodzili, że w regionie zwanym Waldviertel, gdzie urodził się ojciec Hitlera, dominują ludzie o bardzo upartym i zawziętym charakterze. Musieli przecież od wieków stawiać opór żywiołom, które od czasu do czasu pustoszyły te alpejskie doliny. Niemcy widzieli więc w swoim wodzu upartego górala, którego nie jest w stanie odstraszyć żadna przeszkoda. W rzeczywistości był to region nadgraniczny z Czechami i wiele wskazywało na to, że przodkowie wodza III Rzeszy mogli być tak znienawidzonymi przez niego Czechami.

Wokół korzeni etnicznych Adolfa Hitlera narosło wiele mitów i półprawd. Najdziwniejsze plotki, o rzekomo żydowskim pochodzeniu wodza III Rzeszy, zaczął rozsiewać w 1945 r. nie kto inny, ale sam były gubernator generalny okupowanych ziem polskich Hans Frank. Jednemu z przesłuchujących go oficerów amerykańskich opowiedział, jak to któregoś dnia 1930 r. został wezwany do gabinetu Hitlera w Brunatnym Domu – centrali NSDAP znajdującej się przy ulicy Briennerstraße 45 w Monachium. Wyraźnie wzburzony Führer pokazał mu list, który nazwał „obrzydliwym szantażem" pewnego krewniaka. Ów krewny pisał, że zna prawdę o żydowskim pochodzeniu Adolfa i jego ojca. Wybitny historyk niemiecki Werner Maser twierdził, że autorem tego listu był prawdopodobnie przyrodni brat wodza – Alois Hitler junior – owoc drugiego małżeństwa Aloisa seniora z Franciszką Matzelsberger. Maser wskazywał też na przyrodniego bratanka Führera – Williama Patricka Hitlera. Jego matka, pochodząca z Anglii Bridget Elizabeth Dowling, słynęła z rozpowszechniania najbardziej nawet nieprawdopodobnych plotek o swoim szwagrze. Autor listu, który Hitler pokazał Frankowi, sugerował ówczesnemu szefowi NSDAP, że zna prawdę o pochodzeniu jego ojca. Faktycznie w domu Hitlerów sprawa pochodzenia Aloisa była tematem tabu. Alois Hitler urodził się we wsi Stronnes jako nieślubne dziecko Marii Anny Schicklgruber i – jak głosiły pogłoski – „pewnego bardzo bogatego Żyda". O złym prowadzeniu się babki Hitlera było w regionie Waldviertel głośno od półwiecza.

Miejscowi twierdzili, że po urodzeniu dziecka Maria Anna Schicklgruber otrzymywała systematycznie przez następne 14 lat alimenty od bogatego Żyda o nazwisku Frankerberger. Hans Frank twierdził, że dowody na żydowskie pochodzenie Aloisa Hitlera i jego syna Adolfa można znaleźć w długoletniej korespondencji między rodziną Frankerbergerów i spokrewnionymi z Hitlerem Raubalami. Po wojnie rodzina Raubalów zaprzeczyła jednak istnieniu takiej korespondencji.

Hans Frank nie wiedział jednak, że sprawa rzekomego romansu babki Hitlera z Frankerbergerem była jedynie zasłoną dymną mającą na celu ukrycie o wiele większego skandalu. Jest rzeczą pewną, że tuż po aneksji Austrii specjalny oddział SS poszukiwał w okręgu Waldviertel dokumentów na temat rodziny Adolfa Hitlera. Być może wtedy zniszczono ślady po szczególnie kompromitującej Führera historii rodzinnej, według której Maria Anna Schicklgruber zaszła w ciążę, będąc kucharką w domu barona Salomona Mayera Rothschilda. Był on założycielem wiedeńskiego oddziału banku Rotschildów, finansującego m.in. rozwój cesarskich kolei. Nagrodzony w 1822 r. przez cesarza Franciszka II Habsburga tytułem barona, stał się Salomon Mayer jednym z najbardziej wpływowych mieszkańców XIX-wiecznego Wiednia. Wraz ze swoim ojcem Mayerem Amschelem Freiherrem von Rothschildem (twórcą potęgi Rothschildów w Niemczech) oraz bratem Nathanem (człowiekiem, który zawładnął finansami Anglii) postawił sobie za cel stworzenie najpotężniejszego banku w dziejach, który bez wątpienia stał się najbardziej wpływowy. Jakże straszną ironią losu byłby fakt, że Salomon Mayer mógł być dziadkiem przywódcy najbardziej antysemickiego ruchu społecznego w dziejach świata.

Nie zachowały się żadne dokumenty ani twarde dowody rzeczowe, które wspierałyby tak sensacyjną hipotezę. Ale istnieją pewne poszlaki, które mogą wywoływać zrozumiały niepokój historyków. Znamienne, że historią babki Hitlera interesował się jeden z najwcześniejszych i najgroźniejszych wrogów Führera, kanclerz Austrii dr Engelbert Dollfuß. Z dokumentów, które uratowały się ze specjalnego dochodzenia, które Dollfuß zarządził na początku lat 30. XX w., wynika jasno, że babka Hitlera została wyrzucona z domu Rothschildów dopiero wtedy, kiedy jej ciąża „zaczęła być widoczna". Kilka miesięcy później Maria Anna Schicklgruber zawarła związek małżeński z wiejskim młynarzem Johannem Georgiem Hiedlerem. Związek ten został zawarty prawdopodobnie za odpowiednią opłatą i pod wstępnym warunkiem, że dziecko będzie wychowywane przez brata męża – gospodarza Johanna Nepomuka, nazywanego „Hütler" (przezwisko oznaczające chałupnika lub górnika).

Należy pamiętać, że zgodnie z ówczesnym prawem austriackim nieślubne dziecko przyjmowało nazwisko rodowe matki. Hans Frank twierdził w Norymberdze, że Alois Schicklgruber zmienił nazwisko na Hitler, gdy został usynowiony w wieku 14 lat. Tę plotkę powtarza w swoich książkach wielu nieuważnych historyków. Potwierdzać ją miał do dzisiaj przechowywany w Krajowym Archiwum Dolnej Austrii oraz Archiwum Sądu Okręgowego w Allensteig oryginał umowy ślubnej. Nie ma w niej jednak ani słowa o usynowieniu Aloisa. Dopiero brytyjski historyk David Lewis, autor cennej monografii „Człowiek, który stworzył Hitlera", odkrył, że dopiero w listopadzie 1876 r., 84-letni Johann Georg Hiedler przyszedł do księdza Josefa Zahnschirma, proboszcza parafii w Döllersheim, z nietypową prośbą. Poprosił o dopisanie na świadectwie chrztu Aloisa, że jest jego ojcem.

Obecnie biografowie Adolfa Hitlera nie dysponują żadnymi twardymi dowodami wskazującymi, że mógł on być wnukiem jednego z najbardziej znanych Żydów w historii świata. Stosując jednak metody śledztwa poszlakowego, można całkiem racjonalnie dowieść wysokiego prawdopodobieństwa, że 42-letnia Maria Anna Schicklgruber zaszła w ciążę w okresie, kiedy pracowała u barona Salomona Mayera Rothschilda.

Fałszywy asceta

Propaganda III Rzeszy dwoiła się i troiła, aby stworzyć wizerunek Führera oddanego całym sobą jedynej miłości swojego życia – Niemcom. Hitler miał być ascetą, który stroni od kobiet, alkoholu i innych używek. W ten silnie przerysowany wizerunek uwierzyło wielu powojennych biografów wodza III Rzeszy.

Hitler nie był ani wstydliwym, ani unikającym towarzystwa kobiet mężczyzną. Jego sekretarka Christa Schroeder wspominała po wojnie: „Opowiadał nam, że gdy pewnego wieczoru w Linzu spodobała mu się jakaś dziewczyna, od razu do niej podszedł. Gdy okazało się, że dziewczyna jest z matką, zwrócił się do tej ostatniej z pytaniem, czy mógłby je odprowadzić do samego domu, a przy okazji pomóc im nieść pakunki". Przesłuchiwana przez brytyjskich śledczych Christa Schroeder sugerowała, że Hitler dobierał sekretarki pod kątem urody, a nie umiejętności. Także kamerdyner Führera, Obersturmbannführer SS Heinz Linge, wspominał, że w czasach pokoju niemal każdego wieczoru do sypialni Hitlera przychodziła Ewa Braun.

W drugiej połowie lat 20. i na początku lat 30. XX w. wiele gazet próbowało przedstawiać Hitlera jako zboczeńca seksualnego. Celowała w tym szczególnie lewicowa gazeta bawarska „Münchener Post", której stałym obiektem fascynacji było wspólne zamieszkiwanie 40-letniego Adolfa Hitlera z siostrzenicą Geli Raubal przy Prinzregentstrasse w Monachium. 23 września 1931 r. na pierwszej stronie tej gazety pojawił się tytuł: „Samobójstwo siostrzenicy Hitlera". W dalszej części tekstu posypały się plotki kompletnie wyssane z palca. Gazeta tłumaczyła desperacki gest Geli jako protest przeciwko wujowi, który nie chciał puścić podopiecznej do szkoły muzycznej w Wiedniu. Kilka lat później powstała legenda o zamordowaniu Geli przez zazdrosnego i zboczonego wuja Adolfa. Autorem tych niczym niepotwierdzonych doniesień był Ernst Hanfstaengl, który w 1937 r. uciekł z Niemiec do USA. Człowiek ten w latach 30. XX w. był szefem oddziału prasowego NSDAP na zagranicę. Był zresztą dobrym przyjacielem Hitlera oraz... prezydenta Franklina D. Roosevelta. Pracował bowiem jako podwójny agent rządu USA i rosnącej w siłę NSDAP. W jego opinii Geli Raubal została brutalnie pobita i zastrzelona przez zazdrosnego wuja, mającego pretensję, że dziewczyna chciała wyjechać do Wiednia, aby tam zamieszkać ze swoim żydowskim kochankiem. Innym powodem miała być odmowa zaspokajania wynaturzonych potrzeb seksualnych wuja.

Jednak żadne dokumenty policyjne, procesowe ani medyczne z września 1931 r. nie wskazują, że Geli Raubal została pobita. W Archiwum Państwowym w Monachium znajduje się zachowany raport medyczny lekarza sądowego dr. Müllera, w którym nie odnajdziemy najmniejszych wskazówek dowodzących, że szef NSDAP wcześniej współżył seksualnie z podopieczną ani że w dniu samobójstwa kobieta została ciężko pobita. Można jedynie spekulować, że Hitlera drażnił romans między jego siostrzenicą a zaufanym szoferem Emilem Mauricem, ale ze względu na sympatię, jaką darzył oboje, jest mało prawdopodobne, że sięgnął po jakiekolwiek drastyczne środki, aby ich ukarać. Samobójczą śmierć Geli należy tłumaczyć raczej jako wynik nieleczonych depresji.

Życie seksualne Führera było nieprzeniknioną tajemnicą nawet dla ludzi z jego najbliższego otoczenia. A tam, gdzie jest tajemnica, tam jest miejsce dla snucia dziwacznych domysłów i tworzenia się mitów. Jedną z takich niemających żadnych racjonalnych podstaw teorii była wysuwana po wojnie hipoteza, że Adolf Hitler posiadał jakąś wstydliwą ułomność narządów płciowych, wywołaną rzekomą, nie do końca wyleczoną, chorobą weneryczną, której nabawił się w młodości w Wiedniu. Przechowywane w amerykańskim Archiwum Narodowym w Waszyngtonie, niezwykle skrupulatnie sporządzone protokoły medyczne osobistego lekarza Hitlera, dr. Theodora Gilberta Morella, w żaden sposób nie potwierdzają występowania jakichkolwiek ułomności czy defektów narządów płciowych Führera. Protokoły te zawierają opis jąder i penisa oraz wskazują, że libido Hitlera było nie tylko w normie, jak u większości mężczyzn w jego wieku, ale też niewiele zmniejszyło się do końca życia.

Abstynent pozorant

Istnieje także inny, niczym niepotwierdzony mit, że Adolf Hitler chorował pod koniec życia na wstępną fazę choroby Parkinsona lub tzw. parkinsonizm. Wskazywałyby na to trzy czynniki: drżenie lewej dłoni, sztywność postawy i depresja. Wielu lekarzy wskazuje jednak, że na filmach ukazujących narady wojskowe tuż sprzed zamachu z 20 lipca 1944 r. Hitler trzyma się prosto, a jego lewa ręka nie drży.

Być może drżenie kończyny było efektem załamania psychicznego, jakie przeszedł podczas wybuchu bomby w Wilczym Szańcu. Istnieje także hipoteza, że drżenie dłoni oraz powłóczenie lewą nogą było efektem bardzo ostrej grypopodobnej choroby, na którą Führer zapadł podczas wizyty inspekcyjnej w Winnicy na Ukrainie.

Wielu historyków twierdzi także, że zmiany zdrowotne mogły być spowodowane dość jałowym wegetariańskim odżywianiem. Także i wokół ascezy żywieniowej Führera nagromadziło się bardzo wiele mitów. Czy nie jadał w ogóle mięsa? Jego kucharka, Constanze Manziarly, rzeczywiście starała się przygotowywać mu lekkie potrawy warzywne, żeby w dniach szczególnej aktywności nie odczuwał bolesnych wzdęć. Protokoły dr. Morella wskazują, że lekarz dość często zlecał badanie kału pacjenta. Hitler cierpiał bowiem na dysbakteriozę jelit, będącą prawdopodobnie efektem napięcia nerwowego, dość częstego stosowania penicyliny oraz pigułek zawierających śladowe ilości strychniny. Wpływ na rozwój choroby mógł mieć również wrodzony brak odporności. Objawami tego schorzenia były gwałtowne bóle brzucha, wzdęcia i niemal niekończące się biegunki. Odstawienie mięsa z codziennego jadłospisu w żaden sposób nie łagodziło nieprzyjemnych objawów tej choroby. Podejrzewa się także, że to wcale nie mięso, ale obłędne wręcz spożywanie węglowodanów było rzeczywistą przyczyną nieprawidłowej perystaltyki jelit Hitlera. Protokoły Morella wskazują też, że cierpiał na nadciśnienie. W chwilach stresu jego ciśnienie kurczowe rosło do 180, a czasami przekraczało 200 mm. Zapewne było to także przyczyną znacznego poszerzenia lewej komory serca.

Wspominając protokoły medyczne dr. Theodora Morella, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Wszystkie powojenne filmy fabularne lub dramatyzowane programy edukacyjne przedstawiają Adolfa Hitlera jako niskiego pajacowatego neurotyka wygłaszającego krzykliwe tyrady do trzęsącego się z przerażenia otoczenia. Niezależnie od tego, że Adolf Hitler może budzić u każdego z nas wstręt i odrazę za swoje czyny, to podkreślić należy, że i ten obraz jest całkowicie fałszywy. Hitler zwykle był nie tylko bardzo uprzejmy wobec rozmówców, ale umiał słuchać i był obdarzony fenomenalną wręcz pamięcią. Przybywając na inspekcję do fabryk czy urzędów, pamiętał nie tylko nazwiska swoich dyskutantów, których spotkał wiele miesięcy wcześniej, ale potrafił zacytować wszystkie ich wypowiedzi. W zachowanych nagraniach audio z jego prywatnych rozmów z Albertem Speerem czy marszałkiem Carlem Mannerheimem słyszymy człowieka mówiącego spokojnym, choć mocno zmęczonym głosem, o barwie wysokiego barytonu. Nie był także człowiekiem niskim: z różnych dokumentów wynika, że miał ok. 175 cm wzrostu.

Przez lata ulubionym tematem rozmów establishmentu III Rzeszy było poszukiwanie tajemniczej przyczyny abstynencji alkoholowej i tytoniowej wodza. Sekret swojej ascezy zdradził jedynie sekretarce Chriście Schroeder: „Po zdaniu egzaminu końcowego w szkole postanowiliśmy oblać wraz z kolegami to wydarzenie znaczną ilością alkoholu w wiejskiej oberży – wspominał po latach Adolf Hitler. – Byłem tak pijany, że kilka razy, w wiadomych celach, musiałem wybiegać na podwórko. Następnego dnia nie mogłem znaleźć świadectwa, o które prosił ojciec (...), całe pogniecione i poplamione wyłowił jakiś chłop z kupy gnoju i zaniósł do szkoły. Poczułem się wtedy tak poniżony, że przez całe życie nie przełknąłem już ani kropli alkoholu". Czy rzeczywiście od tamtej pory Adolf Hitler został całkowitym abstynentem? Na zdjęciach wykonanych podczas spotkania z fińskim marszałkiem Carlem Mannerheimem widać jednak, że pije niewielką ilość białego wina, które wyraźnie mu smakuje.

Podobnie było z tytoniem. Do 1915 r. palił papierosy i cygara jak smok. W pewnym momencie zwyciężyło w nim jednak wrodzone skąpstwo i obsesyjna miłość do słodyczy. Obliczył, że za kilkanaście grajcarów wydanych codziennie na paczkę papierosów będzie mógł w ulubionej kawiarni najeść się do syta tuzinem ciastek z kremem.

Adolf Hitler budzi i będzie budził jeszcze przez stulecia wstręt połączony z fascynacją. To postać, którą wszyscy chcemy demonizować, wierząc, że do tak strasznych zbrodni jest zdolny jedynie osobnik o wynaturzonej psychice. Tymczasem przerysowanie i amplifikacja wcale nie służą rozszyfrowaniu jego osobowości. Tym bardziej że pod grubą warstwą mitów i legend, skutecznie zamazujących prawdziwy obraz, znajdziemy człowieka o prostym usposobieniu i drobnomieszczańskim charakterze. Szukając potwora, odnajdziemy niestety zwyczajnego człowieka z tłumu. Zło, jak zwykle, okazuje się banalne.

20 listopada 1921 r., cztery miesiące po wybraniu go na stanowisko przywódcy NSDAP, Adolf Hitler opublikował list wewnętrzny dla członków partii, zatytułowany „Krótki szkic o mojej osobie". Pismo to było naszpikowane kłamstwami i półprawdami jak dobra kasza skwarkami. A jednak przez następne 94 lata wielu biografów Hitlera, w tym nawet sam sir Allan Bullock, autor klasycznej już biografii „Hitler. Studium tyranii", czerpał z niego pełnymi garściami rzekome „fakty". Historycy, publicyści i zwykli ludzie dali się nabrać na legendę, jaką stworzył wokół siebie austriacki mitoman.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater