W TVP mówią o "Mieszkaniu na start". I już jest śmiesznie

Agata Kalińska
Rządowy program "Mieszkanie na Start" jeszcze nie wystartował, a już wywołał falę dyskusji, jeśli nawet nie oburzenia. Przeciwnicy pomysłu dopłat do kredytów uważają, że to napychanie kabzy bankom i deweloperom. Specjaliści przyznają, że ceny nieruchomości znów mogą przez to wzrosnąć. Minister skarży się na hejt i zapowiada wnioski na policję. Ale żadnej z tych rzeczy nie dowiecie się ze sztandarowego programu informacyjnego telewizji publicznej, czyli "i9.30". Bo tam jest słodko, radośnie i w atmosferze wyczekiwania - pisze Agata Kalińska, szefowa działu Nowe Trendy w Gazeta.pl.

Przypomnijmy, o co chodzi. Projekt ustawy dotyczący "Mieszkania na Start" trafił do konsultacji. Nowy program ma zastąpić PiS-owski  "Bezpieczny kredyt 2 proc." i ma obowiązywać minimum dwa lata, z tegorocznym budżetem ok. 500 mln zł. W skrócie chodzi o to, że kupujący pierwsze mieszkanie będą mogli otrzymać dopłatę, która obniży oprocentowanie kredytu zaciągniętego właśnie na to mieszkanie. O ile bezdzietni kredytobiorcy będą mogli uzyskać obniżenie oprocentowania do 1,5 proc., to w wersji maksimum - kiedy w gospodarstwie domowym jest troje lub więcej dzieci - będzie to 0 proc.

Jakie są główne zarzuty przeciwników programu? Bardzo proste. Rządowy pomysł ani nie obniży cen mieszkań, ani nie uczyni ich bardziej dostępnymi. Ceny nadal będą wysokie, ale ci, którzy na program się załapią, zapłacą niższą ratę w banku. Resztę zarobku banku sfinansuje rząd, czyli dokładniej mówiąc - podatnicy. To pierwszy zarzut. Drugi - deweloperzy nie będą mieli żadnego interesu w obniżaniu cen. Po co, skoro i tak ludzie skuszeni tańszym kredytem będą kupować? Te dwa czynniki połączone z popytem - Polacy potrzebują mieszkań - mogą dalej windować ceny. Przedstawiciele rządu nawet mówią to wprost. - Od początku wiedzieliśmy o największym ryzyku, sami komunikowaliśmy, dotyczącym ewentualnego wzrostu cen - mówił ostatnio w Radiu ZET minister rozwoju Krzysztof Hetman.

Zobacz wideo Koniec prac domowych – ciąg dalszy kontrowersji. Analizujemy w "Co to będzie"

Wszystko to razem wywołało sporą burzę w mediach społecznościowych, którą szerzej opisywaliśmy tutaj. Do ministerstwa płynęło tyle krytycznych uwag, że Hetman mówi o "fali hejtu" i zapowiada wnioski na policję. Dodał też, że w sekretariacie resortu trzeba było wyłączyć telefon, "ponieważ bogu ducha winna pani, która tam pracuje, była zmuszona wysłuchać mnóstwa wulgaryzmów od osób, które się dodzwoniły na ten numer".  

Ale tego wszystkiego nie dowiecie się ze sztandarowego programu informacyjnego telewizji publicznej, czyli "i9.30". "Mieszkaniu na start" poświęcono w wydaniu 11 kwietnia jeden z materiałów. I już przy zapowiedzi zrobiło się kontrowersyjnie. "#NaStart to nowy projekt programu dopłat do kredytów na mieszkania" - zaczął zapowiedź prowadzący Zbigniew Łuczyński. - Ma on zastąpić "Bezpieczny Kredyt 2 proc." rządy Zjednoczonej Prawicy, który bezpieczny pozostał tylko w nazwie. Po jego wprowadzeniu ceny mieszkań w całej Polsce skoczyły o kilkanaście procent. Czy tym razem własne M stanie się bardziej realne? - dodał.

Można byłoby tu zapytać, czy nie wypadałoby oddzielić informację o wprowadzeniu programu nowego rządu od komentarza, że program poprzedniego "bezpieczny pozostał tylko w nazwie". Wszak w "i9.30" miała być serwowana widzom czysta woda zamiast propagandowej zupy. 

Ale zostawmy to, bo oto już w materiale możemy obejrzeć kilku młodych mężczyzn, którzy opowiadają przed kamerą, że o mieszkanie trudno i mieszkania są drogie. Następnie pojawia się przedstawiciel opozycji, zresztą były minister z PiS, Waldemar Buda, który ocenia, że kredyt w wysokości 0 proc. to będzie tylko dla nielicznych. Zaraz kontruje to obecny rzecznik ministerstwa, że tak właśnie ma być, bo za PiS dopłaty dostawali single, a rząd chce, żeby dopłaty trafiały raczej do kredytów rodzin wielodzietnych. Mamy też eksperta, który wskazuje, że nie można się zatrzymywać, bo potrzeba rozwiązań, które ułatwią budowanie kolejnych mieszkań i zwiększą ich dostępność. Czyli formalnie się wszystko zgadza: jest głos zwykłych ludzi, jest opozycja, jest koalicja, jest niezależny głos ekspercki.

Ale wsłuchajmy się w głos w offu. Bo autor materiału Marek Smółka przypomina: - Program rządu Zjednoczonej Prawicy spowodował lawinę wniosków kredytowych, pobudził popyt i podbił ceny. I natychmiast uspokaja rodzące się w głowie widza niepokoje: - Obecny projekt ma bezpieczniki: wnioski będzie mogło złożyć maksymalnie 15 tysięcy osób w kwartale, będą też kryteria dochodowe.

Czyli bez nerwów, drogi widzu, drogo jest przez poprzedni program, teraz są bezpieczniki, więc możesz spać spokojnie. Ani słowa o tym, że nowy program polega właściwie na tym samym, co poprzedni. I tu, i tu mamy państwowe dopłaty do kredytu - tylko oba są inaczej skonstruowane. Nie wspomniano ani słowem, że nawet obecny rząd bierze pod uwagę, że ceny mieszkań mogą przez zwiększone zainteresowanie kredytami dalej rosnąć. Nie ma wreszcie ani słowa na temat wątpliwości wobec "Mieszkania na start", które zgłaszają m.in. politycy Lewicy. Ani emocjach społecznych wokół pomysłu - jeśli minister mówi, że wobec pracowników resortu pojawiają się groźby i chce zawiadamiać policję, to może warto byłoby dowiedzieć się dlaczego?

- Wysyp dużej liczby nowych mieszkań na rynek spowodowałby wreszcie obniżenie ich cen. A na to Polacy czekają od dekad - dowiadujemy się zamiast tego.

Czy oglądasz "i9:30"
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.