143 osoby zginęły, a 360 zostało rannych - to bilans zamachu na Crocus City Hall pod Moskwą, do którego doszło w piątek 22 marca. Sprawcy podpalili salę koncertową, a później zaczęli strzelać do uciekających ludzi. Do zamachu przyznała się terrorystyczna organizacja Państwo Islamskie ISIS-K. Rosyjskie służby i politycy obarczają odpowiedzialnością Ukrainę. Kijów zaprzecza i zaznacza, że w Moskwie od lutego wiedziano o przygotowywanym zamachu. Według szefa ukraińskiego wywiadu wojskowego Kyryło Budanowa rosyjskie służby dysponowały także informacją skąd i przez jakie kraje terroryści przybędą do Rosji.
Do tej pory FSB zatrzymała 11 osób podejrzanych o zorganizowanie i przeprowadzenie zamachu. Osiem osób, w tym domniemani wykonawcy trafili do aresztu i czekają na proces. Rosyjskie media niezależne zwracają uwagę, że przed przyznaniem się do winy aresztowani byli torturowani.
- Odnaleziono i zatrzymano wszystkich czterech bezpośrednich sprawców ataku terrorystycznego. Wszystkich, którzy strzelali i zabijali ludzi. Próbowali się ukryć i ruszyli w kierunku Ukrainy, gdzie według wstępnych danych przygotowano dla nich po stronie ukraińskiej okno umożliwiające przekroczenie granicy państwowej - mówił w sobotnim przemówieniu prezydent Rosji Władimir Putin. W poniedziałek przyznał, że za zamach odpowiadają bojownicy z tzw. Państwa Islamskiego, stwierdził jednak, że "jest zainteresowany tym, kto ten atak zlecił".
Jak podaje Bloomberg.com, przynajmniej część najbliższego otoczenia Putina nie zgadza się z nim w kwestii rzekomej roli Ukrainy w przeprowadzeniu zamachu. "Według czterech osób mających bliskie powiązania z Kremlem nie ma dowodów na zaangażowanie Ukrainy. Putin był obecny podczas rozmów, podczas których urzędnicy zgodzili się, że nie ma powiązań z Kijowem, ale pozostaje zdeterminowany, aby wykorzystać tragedię do zjednoczenia Rosjan w sprawie wojny w Ukrainie" - czytamy.
Informatorzy portalu wskazują, że urzędnicy Kremla mieli być "zszokowani niepowodzeniem służb bezpieczeństwa w zapobiegnięciu piątkowemu atakowi". Według rozmówców Bloomberg.com, "prawie nikt, kogo znają z elity politycznej i biznesowej Rosji, nie wierzy, że za atakiem stoi Ukraina".
Biały Dom przekazał w niedzielę 24 marca, że Ukraina nie miała żadnego związku z zamachem na Crocus City Hall. "Tak zwane Państwo Islamskie ponosi wyłączną odpowiedzialność za atak pod Moskwą i nie było żadnego zaangażowania Ukrainy" - poinformowała rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych Adrienne Watson. Amerykanie przekazali także, że na początku miesiąca udostępnili Rosji informacje o planowanym ataku oraz ostrzegli Amerykanów w mieszkających w tym kraju. Rzeczywiście, o ostrzeżeniu placówki dyplomatycznej USA w Rosji informowaliśmy w pierwszych dniach marca. W komunikacie ostrzegano przed udziałem w masowych imprezach organizowanych przede wszystkim na terenie Moskwy. Przekonywano, że powodem alarmu jest zagrożenie ze strony "ekstremistów".