Zwolnił ją przy wszystkich na czacie firmowym. Teraz grozi pozwem, bo pokazała światu co zrobił

Użytkowniczka X podzieliła się zrzutami ekranu z rozmowy z szefem. Ten zwolnił ją na grupowym czacie firmy, bo zbyt wolno obsługiwała nowy dla siebie program graficzny drugiego dnia pracy. Niepokojących sytuacji w firmie miało być więcej. Graficzka nie napisała, gdzie pracowała, ale pracodawca ujawnił się sam - na Facebooku firmy Giftpol pojawiły się dwa wpisy na temat afery, a następnie stronę usunięto.
Zobacz wideo System wyrzuca nas na umowy B2B i umowy śmieciowe

Użytkowniczka X o pseudonimie samoniniko umieściła post, z którego dowiadujemy się, że pracodawca zwolnił ją poprzez grupowy czat na Skype'ie. Powodem miało być wykonanie w ciągu dnia dziewięciu, zamiast 15 wizualizacji. Szef wymagał, by pracująca w firmie dopiero od dwóch dni osoba zrobiła taką samą liczbę zadań, jak pracownicy którzy są tam dłużej. Na dowód pracowniczka załączyła do wpisów zrzuty ekranu z rozmowy. Widać na nich konwersację z osobą, która ma być szefem autorki posta.

Z wpisów  dowiadujemy się, że samoniniko poinformowała swojego rozmówcę, że zrobiła dziewięć, a nie 15 wizualizacji, bo dopiero się uczy i nigdy wcześniej nie miała styczności z programem graficznym Corel. Zdziwiony szef, stwierdził, że jego pracowniczka "chyba żartuje" i podziękował za współpracę, bo "nie płaci za naukę". 

Zwolnił ją przez Skype'a. Nie chciał płacić za naukę, choć wiedział, że ta będzie konieczna

Z kolejnych zrzutów ekranu wynika, że pracodawca został poinformowany na rozmowie o pracę, że zatrudnia osobę, która korzysta z programów Adobe, czyli innych aplikacji graficznych, niż te używane w firmie. Pracowniczka była więc zdziwiona zwolnieniem, w przeciwieństwie do szefa, który poprosił o podanie księgowości numeru konta, dodając, że "przelew pójdzie do Pani za tą edukację". Samoniniko podziękowała za współpracę i wytknęła przełożonemu brak profesjonalizmu. Jak się okazało, pracodawca zatrudniał kobietę na umowie śmieciowej, co niestety pozwalało mu w tak obcesowy i bezpardonowy sposób zwolnić ją w konwersacji, w której udział brali również inni pracownicy. W kolejnych wpisach samoniniko wymienia dość niepokojące sytuacje, które spotkały ją w firmie przez kilka dni pracy. 

Bohaterka tekstu jest osobą aktywną na X i jeszcze przed zwolnieniem pisała o swojej nowej (już starej) pracy. Już pierwszego dnia musiała walczyć o wypłatę, bo pracodawca nie chciał zapłacić za osiem godzin szkolenia, a o czym wcześniej nie informował. 

Z kolejnego wpisy dowiadujemy się, że w opisywanej firmie przerwę na jedzenie można zrobić tylko o 12:00. Kolejnego dnia w pracy samoniniko postanowiła zjeść w pracy o 11:30. Od młodszego grafika usłyszała "że nie można jeść o tej porze". Okazało się, że wcale nie jest to żart, jak myślała jeszcze wtedy pracowniczka, bo drugi grafik powiedział, że za przerwę na jedzenie "będzie kara". Pierwszy z grafików zasugerował, by samoniniko powiedziała drugiemu, że musi zjeść, bo bierze leki. 

O co najmniej niezdrowej atmosferze w firmie świadczy też sytuacja, w której samoniniko napisała do szefa na Skype'ie "cześć", korzystając z tego samego zwrotu co szef, gdy wchodzi do biura. Jeden grafik w reakcji na to miał wykrzyknąć: 'CO TY ROBISZ???!!!'. Następnie mężczyzna miał szybko usunąć wiadomość z czatu, "bo nie można do szefa tak pisać". 

Samoniniko poprosiła odbiorców swoich postów, by nie wystawiali złych opinii jej byłemu pracodawcy, bo chciała się "się tylko podzielić złym doświadczeniem i pokazać, że szacunek musi iść z dwóch stron, a nie tylko z jednej". Ale tak jak zabrakło go w czasie zwolnienia, tak samo ex-szef nie wykazał się nim już po rozwiązaniu umowy. 

Właściciel firmy do mnie napisał, że skieruje moje screeny do ich kancelarii prawnej. Że mają teraz hejt na firmę przeze mnie, a ja nawet nie podałam nazwy firmy oraz napisałam samą prawdę, by pokazać to, jak się traktuje pracownika

- poinformowała samoniniko. Nazwę firmy podawali inni użytkownicy X w komentarzach. 

Giftpol odpowiada na zarzuty

Ujawnić, o jaką firmę chodzić, zdecydował też sam szef. Na stronie facebookowej firmy Giftpol znalazł się krótki wpis. "W naszej firmie pracują najlepsi w branży. Życzymy wszystkim powodzenia! Hejterom też dziękujemy i dużo zapału, w myśl zasady 'Nie ważne, czy mówią o Tobie dobrze, czy źle, ważne, żeby mówili" - napisano [pisownia poprawiona - red.].

Niedługo później na Facebooku pojawiło się długie oświadczenie, podpisane przez właściciela serwisu giftpol.pl Dariusza Jabłońskiego. Poinformowano w nim, że pierwszego dnia pracy graficzki odbyło się szkolenie i "zaliczono ten dzień jako płatny dzień pracy, pomijając fakt, że był to dzień typowo wdrożeniowy".

"Okazało się w kolejnych dwóch dniach pracy, że w/w osoba wymaga wydatnej pomocy innych osób z działu graficznego, nie pracuje samodzielnie. Niestety nie mamy czasu na dodatkową pracę nad nową osobą i angażowania innych pracowników w jej zadania. Angażując osoby na nowe stanowiska, oczekujemy wiedzy i kompetencji, które te osoby deklarują na rozmowie kwalifikacyjnej" - opisano. Dalej przekonywano, że pracowniczkę zwolniono za pomocą Skype'a, bo właściciel "często jest poza firmą i nie zawsze ma możliwość osobistego kontaktu z pracownikiem".

"Czy zasłużyliśmy na falę hejtu i takiej nagonki w internecie?"

Szef Giftpolu stwierdził, że w mediach społecznościowych pojawił się "zmanipulowany i obraźliwy" obraz firmy, wylała się na nią fala hejtu, wysyłano maile i wiadomości do firmy, a pozostali pracownicy mieli być nękani obraźliwymi mailami i telefonami.

A teraz napiszę coś bardzo ważnego na temat naszej firmy. Jesteśmy obecni na rynku od kilkunastu lat, cieszymy się poważaniem i szacunkiem klientów, dostawców na terenie Europy i innych części świata. Pracujemy z wiernymi pracownikami firmy od kilku do kilkunastu lat. Dbamy o ludzi, szanując zaangażowanie i oddanie. W naszej firmie respektowane są zasady kodeksu pracy, wypłacane terminowo wszystkie świadczenia
Dodam, iż jesteśmy firmą społecznie użyteczną, gdyż wspieramy wiele fundacji w tym kraju, nie pozostajemy obojętni na ludzkie cierpienie i choroby, bardzo często wyciągając pomocną dłoń. Pozostawiam odpowiedź Państwu na pytanie, czy zasłużyliśmy na falę hejtu i takiej nagonki w internecie, dlatego, że osoba straciła pracę po 3 dniach od jej podjęcia i została poinformowana o tym przez komunikator Skype? Czy złość, nienawiść i poczucie osobistej vendetty, to w tym kraju przyczyna tego, aby atakować i niszczyć czyjeś dobre imię

- czytamy w zapisanych zrzutach ekranu, bo jakiś czas później Giftpol całkiem usunął swoją stronę na Facebooku. 

Burza po zwolnieniu przez Skype'a. Ale ze szczęśliwym zakończeniem

Oryginalny wpis samoniniko poniósł się szerokim echem i na Twitterze widziano go ponad 5 mln razy. Użytkownicy Twittera krytykowali szefa, ale też oferowali wsparcie. Wśród nich posłanka partii Razem Daria Gosek-Popiołek, która zachęcała do pisania do jej biura, w razie potrzeby wsparcia. Adam Kościelak, również z partii Razem zalecał zgłoszenie sytuacji do Państwowej Inspekcji Pracy oraz do prawnika, bo jak się okazuje, w ogłoszeniu oferowano umowę o pracę, a skończyło się na umowie zlecenie na miesiąc i problemami z płatnością za pierwszy dzień, gdy było szkolenie.

"Ja bym jeszcze ew. pogadał z prawnikiem o ustaleniu stosunku pracy, bo wtedy można wyciągnąć pensję za tydzień wypowiedzenia (i kosztować go prawników)" - dodał Kościelak, pod którego wpisem zgłosił się prawnik chętny pomóc. Samoniniko poinformowała, że ma zamiar zgłosić sytuację do PIP. 

Na sytuację zareagował też Wojtek Kardyś, wykładowca AGH i ekspert ds. komunikacji Internetowej i Social Media. Sytuację ze zrzutami ekranu opisał na portalu LinkedIn, gdzie już pojawiły się oferty pracy dla samoniniko. 

"To jest przykład takiego januszerstwa, buraczanego biznesu, że aż mnie zatkało, po kolei

  • po pierwsze mamy osobę, która dopiero co została przyjęta do pracy, takie osoby są objęte 'parasolem', muszą przejść tzw.: onboarding, czyli wprowadzone do teamu, projektów it
  • następnie, nie można wymagać od kogokolwiek minimalnej ilości grafik, przede wszystkim, praca powinna być wykonana dobrze i sumiennie, jakościowo, nie taśmowo, zwłaszcza na początku prac
  • w końcu nie zwalnia się za takie rzeczy jak poniżej, a najważniejsze, nie przez Skype. To już jest najwyższy stopień buraczanej agencji na rynku. Nie wiem (jeszcze), kim jest ta osoba, która zwalnia, ale to idealny przykład anty-lidera, anty-szefa i anty-człowieka. Jak można kogokolwiek zwolnić w taki sposób?! To mi się nie mieści w głowie
  • w dodatku kombinacje z umową, o których pisze poszkodowana w wątku na Twitterze (źródło w komentarzu), jasno wskazuje, że trafiła na gówno-agencje" - podsumował Kardyś. 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.