Kapral Wojtek, the Soldier Bear

Marcin DobrowolskiMarcin Dobrowolski
opublikowano: 2016-12-02 11:46

Dla polskich żołnierzy był maskotką ale i symbolem rozstania z domem. Sam osierocony przygarnięty został przez żołnierzy II. Korpusu i przeszedł z nimi cały szlak bojowy. Sprawdził się zarówno w życiu obozowym, jak i na froncie. Kapral Wojtek, niedźwiedź brunatny, padł w szkockim ZOO 2 grudnia 1963 r. Opłakiwały go tysiące towarzyszy broni.

Wojtek urodził się w górach Hamadan na terenie dzisiejszego Iranu (dawnej Persji) w 1941 r. Jego matkę zastrzelił myśliwy, a mały zwierzak błąkał się głodny po górach. W 1942 r. na drodze do Kandawaru, osieroconego niedźwiadka odkupili od irańskiego chłopca polscy żołnierze, z 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii II Korpusu Polskiego, dowodzonego przez gen. Władysława Andersa. Nadali mu imię Wojtek co oznacza „szczęśliwy wojownik”.

Uroczy druh szybko podbił serca żołnierzy, i aby móc otrzymywać racje żywieniowe został wciągnięty jako szeregowy na stan ewidencyjny kompanii, choć na początku karmiony był mlekiem z butelek po wódce. Otrzymał książeczkę wojskową i żołd, pokrywający podwójne racje oraz piwo, które otrzymywał za dobre sprawowanie i które pił z żołnierzami w chwilach przerwy. Jak każdy niedźwiedź, lubił miód, a także owoce, słodkie syropy, marmoladę oraz słodycze, które sprawnie rozpakowywał. Nie gardził również papierosami. Jadał razem z żołnierzami i spał z nimi w namiocie, tuląc się do nich. Robił to nawet wówczas, gdy dostał już własną przydziałową „sypialnię” w postaci dużej drewnianej skrzyni po zaopatrzeniu.

Ze swoją jednostką Wojtek przeszedł szlak bojowy z Iranu przez Irak, Syrię, Palestynę, Egipt do Włoch (brał udział m.in. w bitwie o Monte Cassino), a po demobilizacji trafił do Wielkiej Brytanii i Szkocji. Dosłużył się stopnia kaprala oraz stosownych odznaczeń. Na pokład statku, którym kompania miała dostać się do Italii, na początku nie chciano go wpuścić – oficer wyraził zgodę na podróż brunatnego szeregowca dopiero po tym, jak polscy żołnierze przekonali go, że miś „budzi ducha bojowego”. Wojtek był nieocenionym towarzyszem broni, wspierającym swoich kolegów i koleżanki z oddziału w znoszeniu frontowych trudów i okrucieństw wojny. Sprawdził się jako amunicyjny – przenosił ochoczo w swoich łapach ciężkie skrzynie z amunicją artyleryjską, nigdy żadnej nie upuścił. Nic więc dziwnego, że „niedźwiedź z pociskiem w łapach” stał się symbolem 22. Kompanii, który zagościł na stałe na samochodach, proporcach i mundurach żołnierzy jednostki.

Kapral Wojtek uwielbiał jeździć w szoferce zaopatrzeniowej ciężarówki (dopóki się w niej mieścił – w wieku dojrzałym ważył blisko 250 kg i mierzył ponad 180 cm). Radosny, zawsze chętny do zabawy najbardziej lubił  zapasy. Po zakończeniu pojedynku lizał rozłożonego na łopatki przeciwnika po twarzy. Mimo iż był ogromnym zwierzęciem, nigdy nie wykorzystywał swojej siły przeciw słabszym. Do jego ulubionych sztuczek podczas odpoczynku na plaży należało zaś podpływanie do kąpiących się kobiet i niespodziewanie wynurzanie się pośród nich. Początkowy popłoch kończył się ratunkiem ze strony polskich wojaków, którzy w ten sposób nawiązywali kontakty z miejscowymi dziewczętami.

Gdy wojna dobiegła końca, Wojtek wraz z jednostką stacjonował we Włoszech. W 1946 r. ruszyli do Szkocji – jego jednostka została ulokowana w Berwickshire. Miś był bardzo popularny, rozchwytywany przez media, a Towarzystwo Polsko-Szkockie przyjęło go nawet jako swojego honorowego członka. Żołnierze gen. Andersa, nie chcąc wracać do Polski znajdującej się pod rządami komunistów, wyruszyli w różne strony świata. 

Wojtek pozostał w Edynburgu – w 1947 r. dyrektor miejscowego ZOO zaproponował opiekę nad brunatnym weteranem. Jego popularność nie słabła, odwiedzały go tłumy ludzi, w tym dziennikarze oraz jego dawni koledzy z jednostki, którzy przeskakiwali przez barierkę, by – jak za dawnych wojennych lat, stoczyć z nim przyjacielski pojedynek w zapasach. Niezwykły żołnierz Armii Andersa, już jako kombatant, odszedł 2 grudnia 1963 r.